niedziela, 2 października 2016

47. (wyścigi) Faridya

Ruska & Faridya
Po wieczornej rozmowie na temat „Faridya idzie na następny sezon w trening skokowy i rezygnujemy z jej wyścigowej kariery” Harry pozostawał ze mną w konflikcie. Z samego rana zabrał z siodlarni sprzęt klaczy i w morderczym nastroju udał się do jej boksu. Co prawda kiedy już spotkał się z ciepłymi chrapkami swojej perełki od razu przeszła mu cała złość, ale nie zrezygnował z wykończenia jej na torze. Obserwowałam to, siedząc na schodach na górę. 
Harry wyczyścił Fari, a potem założył jej sprzęt i wyprowadził przed stajnię. Następnie wsiadł na nią ze schodków, uprzednio podciągając popręg, a minutę później był już w drodze do lasu. Fari miała na sobie wyścigowe siodło, więc wiedziałam gdzie jadą. Pobiegłam na parking, gdzie stał samochód Megan. Ona zawsze chowała klucz w tym samym miejscu, nie kłopocząc się zanoszeniem go do domu. Bez problemu dostałam się do środka i ruszyłam na tor wyścigowy. 
Na miejscu nie było jeszcze nikogo, więc otworzyłam bramę i czekałam na trybunach. Po około 10 minutach na tor dziarskim kłusem wpadła Fari… tyle że bez jeźdźca… Natychmiast ruszyłam w jej stronę biegiem, a ta jędza jak tylko mnie zobaczyła dostała świra i odstawiła rodeo. 
- Koniu! - warknęłam już naprawdę wkurzona i przerażona wizją połamanego trenera leżącego gdzieś pod krzakami w środku lasu.
Z tych emocji nie miałam już siły się z nią kłócić, wysunęłam pazury i krzyknęłam na nią tak, że stanęła w miejscu przerażona i bała się ruszyć uchem. Podeszłam do niej powoli, żeby znowu nie nawiała, ale stała jak trusia w miejscu więc chwyciłam ją za wodze i pociągnęłam w kierunku bramy. Musiałam przecież znaleźć tego oszołoma. 
Ale on znalazł się sam. Trochę podrapany i z gałązką wystającą zza kurtki. Stanął w miejscu gdy nas zobaczył.  
- Co jej zrobiłaś? - zapytał zaskoczony.
- A co ona zrobiła tobie? Możesz na niej wrócić do domu?
- Właściwie to mogłem wybić sobie bark…
- Cudownie…
- Spróbuj na nią wsiąść – powiedział ostrożnie, nie wiedząc jak bardzo szalony jest to pomysł. - Ty przynajmniej nie połamiesz sobie kości jak spadniesz – dodaj szybko, próbując przedstawić mi te zalety mojego dżokejowania na zołzie. - No dawaj, ten jeden raz i zobaczymy. Wygląda jakby się ciebie bała, a u niej to dobry omen, bo będzie ogarnięta i myśląca, a nie jak ta latawica.
W sumie co mi szkodziło. Zerknęłam na konia, koń zerknął na mnie mocno niepewnie, ale nie było odwrotu. Zdecydowałam, że na nią wsiądę to wsiądę. 
- A rusz się tylko – wycedziłam przez zęby.
Harry nie skomentował. Trzymał ją jedną ręką za wodze.
Wskoczyłam na grzbiet, a koń nawet nie drgnął – sensacja. Zebrałam wodze, a byłam w bardzo bojowym nastroju i tak bardzo czułam, że klacz nie ma pojęcia co robić, więc stoi w miejscu i czeka na egzekucje. 
- A Ty jedź do szpitala – powiedziałam do chłopaka.
- Po tym treningu pewnie będziesz musiała się zabrać razem ze mną, więc zaczekam.
- Chyba śni, że coś mi zrobi – prychnęłam i silnym impulsem wysłałam konia do przodu.
Ruszyła stępem, ale nie tak zwanym jakbym chciała, więc jeszcze delikatnie docisnęłam łydki. Zrobiłam dużą woltę, po czym zakłusowałam bez żadnego problemu. Klacz stąpała bardzo niepewnie – pierwszy raz mogliśmy widzieć jak Faridya stąpa niepewnie. Badała każdy mój ruch, zastanawiając się co może zrobić, a czego kategorycznie robić nie powinna. Ostatecznie bała się zrobić cokolwiek o co bym jej nie poprosiła. Kłusowałyśmy po bieżni całkiem szybkim tempem, co jakiś czas zmieniałam pozycje – trochę biegłyśmy przy barierce, trochę pośrodku, albo i jeszcze dalej. 
Miała za sobą rozgrzewkę, więc zagalopowałam. Niespodzianka – nie wyrwała mi się do przodu, tylko płynnie przeszła w kentr. Nie wieszała się na wodzach, nie wyrywała ich, dopasowała tempo do mnie i nawet nie próbowała się buntować. Ale nie chwaliłam jej, bo jeszcze przestałaby być takim aniołem.
Chciałam jej dać wycisk. Ne rozumiałam co się z nią ostatnio działo – miała dobrą kondycję i miała talent, ale ostatnio na wyścigach szło jej coraz gorzej. Powolutku ją rozpędzałam, ale naprawdę bez szaleństw. Ona cały czas zachowywała się rewelacyjnie, a biegła bardzo chętnie i nie musiałam jej wcale popędzać. Zapomnieć mogłam o tych wszystkich jej standardowych buntach i humorkach. W końcu stwierdziłam, że czas się przebiec na serio. Wybrałam sobie miejsce, gdzie będę później mogła łatwo policzyć ile metrów udało się nam pokonać na maksymalnych obrotach. Kiedy zbliżyłyśmy się do znacznika wysłałam ją do przodu silnym impulsem, jednocześnie pchając ją w szyję rękoma. Dla poprawy efektu również krzyknęłam na nią, a Faridya natychmiast skoczyła do przodu z takim przyspieszeniem, że sama się zdziwiłam. Ale utrzymałam równowagę i trochę ją popędzałam, chociaż ona sama świetnie wiedziała, że to już -  że to jej czas. Przyspieszała na prostej, coraz bardziej i bardziej, ale zwolniłam ją ostrożnie podczas pokonywania zakrętu, kiedy to odjechałyśmy na kilka metrów od barierki. Starałam się żeby nie była to zbyt duża odległość i w sumie się udało. Fari zaraz po wejściu na prostą po otrzymaniu sygnału znowu zaczęła łapać wiatr w żagle i sunęła po bieżni jak maszyna. Wkrótce zaczęła miarowo prychać – wczuła się jędza i bardzo dobrze. Ja nie pozostałam zbędnym balastem – motywowałam ją cały czas do szybszego biegu, bo wiedziałam, że stać ją na więcej. Widziałam jej pierwsze wyścigi i nie dałam sobie wmówić, że ona nie potrafi. Potrafi jak ta lala, tylko się jej nie chce. Ale nie ma z Ruską żartów, kiedy uszkadza się jej trenerów. Faridya załapała to bardzo szybko i bez protestów przyspieszała. Szybko dotarliśmy do kolejnego zakrętu, który złapałyśmy jeszcze lepiej – klaczka miała dobrze wyrobioną równowagę i potrafiła balansować ciałem nawet podczas pokonywania ostrych zakrętów.
I znowu rura do przodu! Śmigałyśmy nieźle, na Muzie wyglądało to inaczej chociaż była równie szybka to działała inaczej. Fari była bardziej chaotyczna, bardziej taka… niestabilna.  Na Muzie wiedziało się co zaraz nastąpi, co robić, było się pewnym i bezpiecznym. Faridya mogła zrobić wszystko. Łącznie z zabiciem dżokeja, jeśli by się postarała. 
Ale adrenalina dobrze mi zrobiła, bo potrafiłam zmotywować klacz do wysiłku, o którym chyba zdążyła już zapomnieć. Cukierkowa więź z Harrym początkowo pozwalała mu u klaczy coś uzyskać, ale ona szybko owinęła go sobie wokół palca i chociaż pozwalała mu na siebie wsiadać, to przestała zwracać uwagę na jego próby dominacji. To ona rządziła w tym związku. 
Ale teraz tworzyłyśmy zupełnie nowe połączenie i leciałyśmy pełnym cwałem po bieżni. 
Faridya nie zmęczyła się jeszcze, co świadczyło o jej doskonałej formie i kondycji. W takim razie biegłyśmy dalej, nie ma tak łatwo. Miałam ją przegonić i te plan wprowadzałam w życie. Ciągle popędzałam ją, udowadniając, że może więcej. Klacz w końcu zaczęła się męczyć, oddychała coraz ciężej, nie potrafiła biec szybciej, a nawet zaczęła zwalniać, gdy jej nie popędzałam. Po 400 metrach takiej walki „dasz radę, wiem, że dasz” odpuściłam i pozwoliłam jej zwolnić. Bardzo stopniowo, żeby wyrównała oddech i rozluźniła się. Pomalutku przechodziłyśmy do galopu i w tym galopie później sobie jeszcze trochę pobiegałyśmy, ale już na luźniejszej wodzy, bez stresu, tak na spokojnie i dla relaksu. Po kilku minutach zwolniłyśmy do kłusa. Zjechałam do Harry'ego, który miał nietęgą minę, ale nie komentował. 
- To co? Ja prowadzę, ty siedzisz obok i trzymasz wodze, kiedy ona będzie szła obok auta? - zapytałam, zeskakując na ziemie.
- W porządku.
I tak zrobiliśmy. Jechałam dość wolno przez całą drogę do stajni, a dla Faridyi był  to taki standardowy stęp. Zdjęliśmy jej siodło, które wylądowało na tylnym siedzeniu, więc miała na sobie jedynie ogłowie. Była zbyt zmęczona by robić cokolwiek poza jednostajnym marszem przed siebie. 
Na miejscu odprowadziliśmy ją do boksu. 
- Będę miała porządne wyrzuty sumienia – powiedziałam, kiedy zamknęłam drzwiczki.
- Cóż, najwyraźniej będziesz je miała co drugi dzień bo oficjalnie zamieniamy się końmi – oparł z powagą.
- A-ale Muziątko…
- Spróbuję odzyskać u tej małpy respekt, ale do tej pory ty na niej jeździsz. Tylko masz cały czas robić to co robiłaś.
- To niech Audrey na niej jeździ, Audrey potrafi być straszna nawet bez starania się!
- Audrey się nie ściga. No i ma Hulka i Barona na głowie, więc Faridyi jej nie dołożę w trosce o jej zdrowie psychiczne.
- Bo moja psychika się nie liczy…
- Twoja już dawno siadła.
- Super…
Zerknęłam na Fari, która wciąż zerkała na mnie ze zgrozą. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz