Sky & *Wilderness
Ruska, Nash
Nash musiał założyć tej małpie ogłowie, bo nie dawałyśmy sobie ze Sky rady. Szarpała się i wiła jakby wędzidło zostało opłukane wodą święconą. Skoro nasz bohater już i tak tam był, to wyręczył nas też z zakładaniu siodła. Koń po dwóch minutach w końcu był gotowy do pracy.
- Muszę lecieć, więc… powodzenia - powiedział Nashville, poklepując Sky po ramieniu, po czym oddalił się w szybkim tempie, a Ness natychmiast wróciła do formy i chciała stanąć dęba.
Cudem zaprowadziłyśmy ją na halę. Panował tu przyjemny chłodek i było zupełnie pusto.
- Jesteś pewna? - zapytałam, ale Sky tylko uśmiechnęła się z pewnością siebie i korzystając z tego, że Ness zajęta jest oglądaniem myszki przebiegającej pod ścianą, wskoczyła na grzbiet.
Zaskoczona klacz bryknęła, ale to na nic. Szybko została poinformowana, że nie będzie jej dzisiaj miło i przyjemnie, bo czas w końcu trochę popracować. I wtedy zaczęła się jeszcze większa szarpanina. Byłam pod wrażeniem, że Sky nie zrezygnowała z jazdy po 3 minutach stępa, a jeszcze bardziej zdziwiłam się tym, że nie zleciała. Klacz cały czas czegoś próbowała. A to się zatrzymywała, a to nagle udawała pijaną, a to wyrywała wodze… Naprawdę nie dawała amazonce chwili wytchnienia, ale ta była równie uparta. Nie zamierzała się poddawać i cierpliwie beształa Rudą za każdy przejaw nieposłuszeństwa. Wydawało mi się, że Ness zaczyna powoli się przekonywać. Potrafiła już przejechać całe okrążenie bez buntów, ale lepiej radziła sobie mając coś do roboty – chociażby wyjechanie wolty, albo serpentyny. Co prawda była ciągle bardzo sztywna i poruszała się jakby zardzewiały jej nogi, ale szła do przodu. Po 10 minutach kłótni jazda zaczęła przypominać jazdę. Przyszedł też czas na zakłusowanie, co właściwie odbyło się bez ofiar. Chociaż gdybym się wtedy nie odsunęła… ale Sky szybko zdobyła względną kontrolę i mogła już sobie sama wybrać kierunek, w którym chciała jechać. Poruszały się szybkim tempem i nie zwalniały. Wyraźnie to była taktyka na zmęczonego konia. Cóż, w przypadku Rudej rzadko kiedy się sprawdzała. Ta małpa miała w sobie jakieś ukryte akumulatory jądrowe.
Mimo wszystko Sky radziła sobie z nią wcale nieźle. Ciągle dawała jej jakieś ćwiczenia – jeśli były w ruchu np. serpentyny czy ósemki – Ness wykonywała je bez żadnych kłótni, jeśli natomiast przebiegały one w stój jak zatrzymania i cofania… wtedy były bunty, dębowanie i cuda wianki. Ale po którymś tam razie nawet i cofanie im wyszło. Odruchowo zaczęłam bić brawo. Obserwowałam je z takimi nerwami, że zaczęłam gryźć obudowę telefonu. Jak Ness się wkurzy, to wyrzuci dziewczynę na drugim końcu hali. Jednak Ness nie wyglądała już na taką wkurzoną. Zaczęła się powoli rozluźniać, nabrała swojej lekkości i gracji. Zwinnie pokonywała już ciaśniejsze zakręty i nawet, o ile nie miałam halucynacji, zaczęła się zbierać. Po kilku kolejnych minutach ćwiczeń byłam już pewna, że odpuściła, bo zaczęła się jej podobać praca. Pierwsze zagalopowanie trochę popsuło ten efekt, bo Ness się rozbrykała i poszła dzidą przed siebie. Dała się ogarnąć dopiero po 2,5 okrążenia. Później było już okej. Pogalopowały na jedną stronę, później zmieniły kierunek przez lotną i pogalopowały na drugą stronę. Sky spółkowała kontrgalopu, ale Ness chciała wracać na „dobrą nogę” i w końcu zrezygnowały. Po jakimś czasie zwolniły do kłusa by przećwiczyć odstępowanie od łydki, a po chwili przerwy trawersy i rewersy. Klaczce wychodziły nienagannie. A że była już skupiona i zaangażowana w wykonywanie figur, to ona sama także wyglądała świetnie. Sky próbowała nie dać po sobie poznać jaka jest dumna, ale i tak było to widać na pierwszy rzut oka. Wyciągnęłam im na środek kilka drągów i ustawiłam je prosto w odstępach około metra. Najechały sobie na przeszkodę w fajnym, szybkim tempie. Klaczka ładnie podnosiła kopytka i nie stuknęła ani razu. To samo było z odwrotnego najazdu. Kiedy one stępowały robiąc wężyki, ja przeorganizowałam drągi tak, że teraz leżały na planie łagodnego łuku. Teraz było trudniej, ale Ness sobie poradziła. Nie dość, że pięknie się wygięła i nie zawahała się, to jeszcze nie dotknęła żadnej z belek kopytem. Była wspaniale rozluźniona i przepuszczalna.
Jeden z drągów wyniosłam na środek i położyłam tak, żeby dziewczyny mogły ćwiczyć lotne zmiany nogi jadąc po rysunku ósemki. Ness chętnie zaakceptowała to ćwiczenie i wykonała dobrą robotę. Po kilku próbach w obie strony poszły na drugi koniec pobawić się jeszcze w rzucie ręki w kłusie i udoskonalić ciągi w stępie. Kiedy Sky była już zadowolona oddała wodze klaczy, trzymając tylko za końcówki i stępem swobodnym tułały się po hali. Ness nie była zmęczona, ale wyraźnie trening podobał się jej na tyle, że nie zamierzała krzywdzić amazonki.
Po rozstępowaniu zdjęłyśmy jej siodło, zawieszając je na barierce od trybun i odprowadziłyśmy Rudą do boksu, gdzie dostała trochę cukierków i marchewkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz