niedziela, 9 października 2016

49. (cross) Viertual Reality, Baron Zemo

Detalli & Virtual Reality
Audrey & Baron Zemo

Następnego dnia zdecydowaliśmy się zabrać konie na cross. Z samego rana zeszłam do stajni z Audrey i Det, a po drodze przyplątali się także Vincent i Francis. Czyszczenie koni poszło nam dość sprawnie, pomijając humorki Barona, ale Audrey jak to Audrey, dawała sobie radę. Potem tylko założenie sprzętu – Rea dostała błędkitny komplet, a Baron czerwony. Mogliśmy ruszać. 
Konie szły pierwsze żwawym stępem, a nasza bezkonna trójka dreptała za nimi. Rea szła spokojnie za swoim kolegą i tylko od czasu do czasu rozglądała się i rżała do koni, kiedy przechodziliśmy między pastwiskami. Baron z kolei nie zajmował się niczym innym, tylko uprzykrzaniem życia swojej amazonce. Ciągle wyrywał wodze, chodził jakby pijany, albo udawał że się czegoś płoszy. W końcu Drey się wkurzyła i… porozmawiała sobie z nim trochę. Później był już w miarę grzeczny. Po długiej wędrówce w stępie oni stwierdzili, że nie będą tracić czasu i pojadą kłusem a my sobie dojdziemy. Obydwa konie były szczęśliwe z takiego obrotu spraw, a ja bardziej przykleiłam się do Vincenta, żeby czasem Brokatowy Książę sobie czegoś nie zaplanował. 
Doszliśmy na tor crossowy po piętnastu minutach. Konie już galopowały i skakały przez niskie przeszkody na rozgrzewkę. Widać było, że Baron ma swój dobry dzień, bo nawet za bardzo się nie buntował. Z kolei Rea wydawała się być trochę śpiąca i budziła się na kilka metrów przed przeszkodą, by kilka metrów po niej znowu zasypiać. 

VIRTUAL REALITY
Przyszedł czas na przejazd właściwy. Konie chodzące taki poziom WKKW miały przejść naszą najtrudniejszą trasę. Na Detalli nie robiło to wrażenia po treningach i zawodach ze swoimi końmi, więc dodawała Rei dużego wsparcia. Najechały na pierwszą przeszkodę – hydrę, trochę zbyt leniwie, ale uznałam, że Detalli po prostu oszczędza siły klaczce. Koń ładnie się wybił i pokonał to bez cienia strachu. Dalej czekał na nich szeroki stół. Reality wyraźnie się obudziła i biegła z większą energią. Nie czekała nawet na sygnał ani nic, tylko sama z siebie pięknie i mocno odbiła się od ziemi. Od tej pory była już wyraźnie bardziej zaangażowana. Co ważne – była bardzo sterowna i chciała współpracować z amazonką. Nie buntowała się ani trochę. Chętnie pokonywała kolejne przeszkody i słuchała wskazówek. Trochę się pogubiła, kiedy miały do pokonania trzy wąskie przeszkody z rzędu ustawione tak, że musiały naprawdę dobrze manewrować na ciasnych zakrętach. Obserwowaliśmy to ze zniesienia, z lornetkami w rękach. Na szczęście doświadczenie Detalli i zaufanie jakim obdarzyła ją Rea odniosły sukces. Kiedy wpadły ze wzniesienia do jeziorka pokonały próg bez żadnych trudności. A po spotkaniu z wodą klacz tylko odżyła i biegła jeszcze chętniej. Przeszkody w wodzie skoczyła z dużym zapasem. Okser zbudowany z narożnika wysokiego płotu także nie sprawił im większych trudności, chociaż wyglądał groźnie. Rów z wodą to dla Rei żadne wyzwanie… Natomiast kiedy przyszedł czas na najwyższą przeszkodę na torze nie byłam taka pewna jej umiejętności. To było coś w rodzaju hydry, wzmocnionej dodatkowymi grubymi belkami. Było też sporo kolorowych elementów. Trzymałam za nie kciuki i… udało się! Reality nie zawahała się ani na moment! Wybiła się i poszybowała w górę by tylko delikatnie otrzeć się o wystające gałązki. Na koniec kilka prostszych przeszkód i zasłużony odpoczynek. Nie byłam pewna czy jest spocona czy mokra, ale wyglądała na zmęczoną. Została porządnie wyklepała i przytulona, po czym odeszła na polankę by ochłonąć w kłusie. 
Co poprawić: musi biec szybciej, bo dałaby radę. Poza tym wszystko super :)

BARON ZEMO
Był zbyt pewny siebie, ale uznaliśmy, że może mu to pomóc, skoro zdarza mu się wyłamywać. Audrey miała zaciętą minę i wszyscy wiedzieliśmy, że jej cierpliwość względem tego konia jest raczej na wyczerpaniu. Najechali wolnym galopem na hydrę. Koń był nastawiony względem niej bardzo bojowo, jakby musiał skoczyć za wszelką cenę i faktycznie skoczył. Wyszło mu to całkiem nieźle. Miał spory zapas i technicznie też wszystko wyglądało dobrze. Podczas najazdu na stół bardzo się rozkręcił i zaczął walczyć z amazonką. Gdyby ta szarpanina potrwała dłużej wbiegli by w przeszkodę, albo gwałtownie zahamowali, na szczęście jednak dogadali się w porę by odbić się od ziemi i skoczyć. Niestety to rozproszenie podziałało na ogiera i skok został oddany bardzo koślawo i ledwo co. Baron nie był tym zadowolony, ale winę najwyraźniej zrzucił na partnerkę, bo sam znowu zaczął się szarpać. Ona jednak użyła bardzo mocnego impulsu, żeby wybić mu bunty z głowy cwałem. Trwało to zaledwie chwilę, żeby się za bardzo nie zmęczył, ale podziałało. Kilka kolejnych przeszkód przeskoczył bez zarzutu – w pięknym stylu, z odpowiedniej prędkości, wybijając się w idealnym do tego miejscu. Został nawet za to pochwalony, żeby się w końcu nauczył. Przy tych trzech wąskich frontach pogubił się znacznie bardziej niż jego poprzedniczka i zezłościł się, a nawet kilka razy wierzgnął. Audrey musiała na nie najechać jeszcze raz, ale stracili przez to sporo czasu. Baronowi jednak w końcu się to udało, ale zły humor mu pozostał. Nawet woda w jeziorku nie była w stanie  go przekonać, że jest fajnie. Był zły i chciał tylko jak najszybciej skończyć. Może to i dobrze, bo skupił się na skakaniu, ale za każdym razem próbował zrzucić Drey… Ta najtrudniejsza przeszkoda była dla niego wielkim wyzwaniem i amazonka zrobiła wszystko, żeby go do niej przekonać. Co prawda jej się udało, ale miałam wrażenie, że Baron po tym koślawym skoku będzie miał jakąś traumę. Dobiegł do końca zziajany i równie zły. Ale dostał na przeroszenie ode mnie kilka cukierków, więc na rozluźniający kłusik poszedł już nieco mniej obrażony na cały świat.
Co poprawić: eeemm… wszystko? Myślę, że po prostu zostawić wszystko jak jest, ale częściej trenować żeby przyzwyczaił się do zasad. 

Powrót do domu minął nam bardzo miło. Tak jak na początku konie stępowały przed nami, ale były zbyt zmęczone, żeby kombinować. Były grzeczne aż do końca trasy. Postanowiliśmy wypuścić je od razu na padoki, żeby mogły się wytarzać i odpocząć w cieniu drzew. Tak też zrobiliśmy, a sprzęt zabraliśmy ze sobą do stajni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz