Detalli & Caviar's Army |
Dzisiejszy dzień nie prezentował się najlepiej pod względem pogody, bo było dość chłodno, ale taka sytuacja miała też dobre strony. Mogliśmy trenować na dworze, nie gotując się pod wpływem 40 stopni.
Detalli przyjechała dwa dni wcześniej z Caviarką. Miałyśmy jechać sobie w teren, ale kiedy po obiedzie termometr wskazywał 25 stopni, zdecydowałyśmy się wziąć karą na lekki trening na torze. W końcu okazji nie wolno marnować.
Udałyśmy się do stajni, a Caviar's Army od razu wystawiła łepetynę z boksu i przyjaźnie zarżała. Det weszła do jej boksu i poczęstowała ją jabłkiem.
- Pobiegamy troszkę? - zapytała.
Klacz postawiła uszy na baczność w odpowiedzi, przez co nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
- Jest jak pies, kiedy powie się słowo „spacer”…
Zaczęłyśmy ją czyścić, co właściwie poszło dość sprawnie. Klaczka uwielbiała pieszczoty, więc takie głaskanie sprawiało jej przyjemność. Siedziałyśmy u niej nawet trochę za długo, ale nie mogłyśmy odmówić kiedy spojrzała na nas tymi pięknymi oczami. Zaraz później wyprowadziłyśmy ją przed stajnię. Alex przygotował nam przyczepę, więc od razu mogłyśmy wprowadzić konika do środka.
- Jedziesz z nami? - Det zerknęła na Alexa, przez co się biedaczek zarumienił.
Nie zdołał się wypowiedzieć, więc jedynie skinął głową i usiadł za kierownicą. Nas by raczej tam nie chciał widzieć, lubił widocznie swoje życie. Kiedy byliśmy gotowi wyruszyliśmy na tor. Droga zajęła nam jakieś 10 minut.
Na miejscu pierwsze co, to wypakowaliśmy Caviar, która wyglądała jakbyśmy wybudziły ją z popołudniowej drzemki. Kiedy zobaczyła gdzie się znajduje trochę się ożywiła. Detalli założyła jej sprzęt, a ja w tym czasie wydostałam dla niej kask z bagażnika i poinstruowałam Alexa gdzie znajdzie bramki i traktorek, żeby je sprowadzić na bieżnię.
Caviar była grzeczna, nie protestowała. Dopięłyśmy ostatnie paski, a później podsadziłam Det na konia. Wtedy w klaczkę od razu wstąpiła energia i przekłusowała kilka kroków, zanim amazonka ją zatrzymała.
- Będzie fajnie – skomentowała zachowanie konia i promiennie się uśmiechnęła.
- Jak spadniesz to będę łapać konia - obiecałam.
Skinęła głową w stylu „okej, każdy ma swoje priorytety” po czym ruszyła żwawym stępem przed siebie. Oparłam się o przyczepę i obserwowałam parę. Caviar szła naprawdę szybkim tempem, opisałabym je jako bojowe. Miała tego ducha walki, chociaż w pobliżu nawet nie było rywali. Ale ona i tak chciała być najlepsza. Szła z dumnie podniesioną głową, z postawionymi na sztorc uszami. Kroki stawiała ze zdecydowaniem i bez ociągania się. Co jakiś czas rozglądała się po okolicy, bo przecież nigdy wcześniej tu nie była. Ale widać było, że reaguje na każdy sygnał od Detalli i gdy tylko amazonka dodawała lekką łydkę by ostrożnie przyspieszyć, bądź trochę zwolnić to klacz wykonywała polecenia. W końcu zakłusowały. Caviar zaczęła mocno przeć naprzód i trochę się z Detką kłóciła, jednak zachowywała się jak na ogólne standardy dość przyzwoicie mimo wszystko. Kiedy już się trochę rozruszała to zdołała się rozluźnić i od razu lepiej to wyglądało. Przeszły do wolnego galopu. Ale wtedy klacz znowu zaczęła się spinać, przeć do przodu jakby od tego zależało jej życie, jednak Det jej nie odpuszczała. Pilnowała by klacz nie przyspieszała, cały czas starała się ją zająć, co w końcu zaczęło przynosić rezultaty. Z początku poruszały się bardzo skróconym galopem, bo jedynie na taki pozwalało zachowanie konia, ale z czasem kiedy Caviar się uspokoiła wydłużyły krok. Wciąż poruszały się kentrem. Młoda była bardzo wytrzymała, więc Detalli mogła stopniowo zwiększać tempo, nie robiąc przerw. Co jakiś czas przebiegały obok mnie, więc mogłam się napawać widokiem tego konia. Rozbudziła się zupełnie i nie przypominała już tego pieszczoszka, którego widziałam pół godziny temu. Teraz była królową toru, zdeterminowaną, pełną wigoru i gotową na wszystko. Miała już całkiem ładnie wyrobione mięśnie, które było doskonale widać. Poruszała się nad podziw płynnie i lekko. Naprawdę zaczarowywała mnie swoim sposobem poruszania się i zachowaniem na torze.
Detalli rozpędzała ją z głową, na spokojnie i bez szaleństw. Chociaż klacz chciała się wyrywać przed siebie jak dzika. Jednak najpierw trzeba się było dobrze rozgrzać. W końcu widziałam jak po drugiej stronie toru zwalniają do kłusa.
- Idź postaw te bramki – rzuciłam do Alexa, który poszedł wykonać zadanie. Robił to pierwszy raz w życiu i nawet nie prosiłam go, żeby nam pomógł. Ale jak Det przyjeżdżała, to on zawsze musiał być w pobliżu i służyć pomocną dłonią, w razie gdyby pnia jego serca go potrzebowała. Det była z tego faktu bardzo zadowolona, a ja się z nich śmiałam, ale tak po cichu…
Caviar's była nabuzowana. Galop na torze podziałał na nią mocno i teraz Detalli miała problem żeby utrzymać ją w kłusie. Jednak koń potrzebował chwili przerwy.
Po kilku minutach Detalli wysiadały już ręce i błagalnym spojrzeniem poprosiła mnie, żebym pomogła wprowadzić klacz do startbramki. Nie było z tym aż takich problemów, więc szybko się uporałyśmy. Alex odsunął się na bezpieczną odległość.
- Gotowa? - zapytałam.
Det nasunęła na oczy gogle i pogłaskała klacz.
- Gotowa – odparła. - Alex włącz stoper. Mamy do pokonania 1400 metrów.
Zwolniłam mechanizm i z głośnym dzwonieniem otworzył się boks.
Caviar's Army była niesamowita! Praktycznie wypłynęła ze środka, a była tak szybka, że ciężko było dostrzec kontury konia. Wystrzeliła przed siebie nie tracąc ani sekundy. Ani mikrosekundy! Była przepełniona energią, która buzowała w niej z taką siłą i żarem, że klacz potrafiła się tylko rozpędzać i rozpędzać. Miałam oglądać je z trybun, ale byłam w takim szoku, że nie ruszyłam się z miejsca, dopóki klacz nie przekroczyła znacznika 600m. Była szybka jak błyskawica! Martwiłam się, że nie da rady pokonać tego dystansu aż tak szybko, ale Detalli wcale jej nie powstrzymywała. Chyba, że wiedziała, że nie ma nawet co próbować. Staliśmy z Alexem na masce samochodu, skąd najlepiej było widać tę czarną gepardzice. Miała taki cwał, że nie można było oderwać oczu. Ona wcale nie zwalniała, a walczyła jeszcze ciężej. Jakby ścigała się z jakimś niesamowitym rywalem, chociaż jak się na nią patrzyło to wątpiłam, że jest ktoś, kto byłby w stanie zasłużyć na to miano. Klacz pędziła przed siebie, trzymała się barierki, wyciągała się, położyła uszy po sobie i leciała aż się kurzyło. I słychać było tylko ten równomierny tętent jej kopyt, kiedy galopowała po ziemi.
Pokonała 1000 metrów i ciągle nie zwalniała. Była naprawdę fenomenalnym koniem. Zaczęłam przygryzać guzik na rękawie z nerwów, nie wiedziałam czy da radę utrzymać tak szybkie tempo do końca. Zostało jej jeszcze 300 metrów, kiedy zaczęłam łapać się na tym, że zapominam o oddychaniu.
Wow, ona ciągle dawała radę! Wyglądała jakby nic innego nie miało znaczenia, po prostu wkładała 100% siebie w ten bieg i to było najważniejsze.
Zostało 200 metrów.
- DAWAJ! DAWAJ CAVIAR! - zaczęłam się drzeć, bo były niedaleko nas, a ja nie wytrzymywałam presji. Ciągle zerkałam na stoper trzymany przez Alexa i kurde, ona zaraz pobije wszystko!
100 metrów! Już byłam pewna, że zwolni, że to za dużo, ale gdzie tam! Leciała dalej, nawet nie pomyślała o tym by zwolnić!
I dotarła do końca… Matko, co za koń!
Detalli miała jeszcze problemy ze zwolnieniem jej, ale w końcu udało się jej zawrócić. Podjechała do nas kłusem, a biegliśmy jej naprzeciw.
- PATRZ! - wyrwała Alexowi stoper i praktycznie przystawiłam Det do twarzy, chociaż musiałam podskoczyć żeby dosięgnąć.
- Wooow… - szepnęła, a potem przytuliła się do szyi konia. - Jesteś wielka, moja mała! - powiedziała, klepiąc ją po szyi. - Muszę ją jeszcze.. tego…
- No jedź, jedź! - odparłam ze śmiechem, a na twarzy Detalli widziałam tak duży uśmiech, że sama nie mogłam przestać suszyć zębów.
Caviar trzeba było jeszcze chwilę przegalopować wolnym tempem, a potem rozkłusować i tak dalej. W tym czasie wykręciliśmy samochód z przyczepką tak żeby było łatwiej wyjechać i czekaliśmy przy nim aż dziewczyny ochłoną. W końcu Det podjechała do nas i zeskoczyła na ziemie. I nadal się uśmiechała. Pomogłam jej zdjąć sprzęt z konia i wprowadzić ją do środka. Zaraz ruszyliśmy, żeby mów domu trochę odpocząć.
Trochę obmyliśmy klacz, a później pochodziłyśmy z nią przed stajnią, żeby nie wpadła na pomysł wytarzania się w piachu i obrośnięcia w panierkę. Później konik do boksu, a my do kuchni po zimną colę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz