Elodie & Dixie Delight |
Natalie & Biscuit Revolution |
Dziś druga próba Dixie'go! Akurat wczoraj wieczorem przyjechała Det, więc mogła przyjrzeć się siwkowi podczas treningu. Tym razem miał mu asystować Biscuit Revolution, a skupialiśmy się na szybkości, tak samo jak wczoraj. Biscuit będzie musiał się porządnie ogarnąć, żeby wykrzesać z siebie nieco większą prędkość. Był fenomenalny na długich dystansach, ale na krótkich płakaliśmy na trybunach, gdy dobiegał jako ostatni.
Zapukałam do drzwi z numerem 18, licząc, że siostra już wstała i jest gotowa. Otworzyła mi drzwi niby uszykowana, ale po jej minie widziałam, że jeszcze śpi. Z resztą tak samo jak ja. Na szczęście dziś nie musiałyśmy wsiadać na konie.
- Ile można czekać! - Zza rogu wyjrzał Harry. - Idziemy!
-Ale śniadanie! - Jęknęłam przerażona wizją pustego żołądka przez kolejne dwie godziny.
- Ehh, okej, ale szybko, bo znowu będziemy się smażyć w słońcu.
Złapałam Det za rękę i pobiegłyśmy do kuchni, schody przeskakując trzema susami. Alex wczoraj się jeszcze z Det nie widział, więc wstał z samego rana, wiedząc co się będzie działo i przygotował dla nas śniadanie! Miałam ochotę go uściskać, w czym z ochotą wyręczyła mnie moja siorczyćka.
Kiedy skończyłyśmy od razu ruszyłyśmy do stajni.
Elodie czyściła już Dixa, który stał grzecznie i tylko gdy na nas zobaczył wesoło parsknął. Chwilę przy nim stałyśmy i miziałyśmy go po pyszczku, co bardzo mu się podobało. W tym czasie amazonka na spokojnie uporała się z pielęgnacją, a Natalie dopiero zjawiła się w stajni, żeby zająć się Biscuitem. Na szczęście był właściwie czysty, więc wystraczyło parę razy przejechać szczotką i zająć się kopytami. I jednemu i drugiemu jeszcze założyłyśmy ochraniacze i wyprowadziłyśmy przed stajnię. Do przyczepy weszły raczej bez strachu, Biscuit się zawahał, ale zaraz przestał się bać, natomiast Dix skoro wiedział, że jego kumpel jest już w środku to śmignął po ramie bez zastanowienia.
Harry chciał już włączać radio, ale udało mi się go powstrzymać rzucając się na deskę rozdzielczą i blokując pokrętła. Elodie rzuciła mu mordercze spojrzenie za sam pomysł, a Detalli udawała, że nas nie zna i jej to nie dotyczy.
Dojechaliśmy w spokoju, bez niespodzianek.
Konie wyglądały na podekscytowane, szczególnie Dixie, który wiedział już co oznacza rywalizacja z drugim koniem. Chyba naprawdę mu się to spodobało, bo niecierpliwie przebierał nogami i ciągle szturchał Elodie nosem. Ta w końcu się zlitowała i zaczęła go ubierać. Ja pomogłam jej, a Det siodłała Biscuita i Natalie. Obydwa konie były wtedy bardzo grzeczne, stały w miarę spokojnie, tylko co jakiś czas się rozglądając.
- Słuchajcie – zaczął Harry - dzisiaj zrobimy sobie dokładnie to samo co wczoraj. Najpierw okrążenie stępem, potem okrążenie kłusem, zawracacie i kłus w drugą stronę. Później zjedźcie do mnie. Jasne?
Dziewczyny skinęły głowami, po czym z naszą pomocą wsiadły na konie. Dix od razu ruszył kłusem, ale szybko dał się zatrzymać, zawstydzony swoim nieposłuszeństwem. Biscuit nie był aż tak aktywny, ale jak na niego to i tak przejawiał spore zniecierpliwienie. Grzebał przednią nogą w ziemi i lekko napierał na wędzidło, próbując przekazać amazonce „no chodźmy juuż!”. Upewniliśmy się, ze wszystko jest okej i puściłyśmy ich na bieżnię. Biscuit szedł pierwszy jako ten bardziej opanowany. Dix kilkanaście długości za nim.
Detalli i ja zostałyśmy z Harrym przy przyczepie, bo i tak nie było za bardzo co oglądać.
Konie maszerowały żwawo przed siebie, a amazonki pilnowały by ich podopieczni nie przechodzili samowolnie do szybszych chodów. W międzyczasie ustawiały sobie chłopców, żeby nie próbowali jakichś dziwnych chodów bocznych, co się czasem zdarzało, gdy już bardzo bardzo chcieli biec, a im nie pozwalano.
Przy przejściu do kłusa obydwa konie wyrwały się bardzo szybkim truchtem, ale amazonkom udało się opanować sytuację. Biegły sobie wolnym tempem, na początku były jeszcze bardzo spięte i próbowały się nawet wykłócać o to, żeby przyspieszyć, najlepiej od razu do cwału, jednak w końcu się poddały. Od tego momentu również ładne się rozluźniły i widać było tę lekkość w ich ruchach. Z czasem dziewczyny zaczęły bawić się tempem, żeby wyczulić konie na pomoce. Ogiery trochę się tym denerowały, bo każde dodanie chciały traktować jak prośbę o zagalopowanie a tu figa z makiem. Jednak podczas pokonywania drugiego okrążenia były już pogodzone z losem i starały się dostosować w tym pechowym kłusie bez niemożliwego napierania na przód. W końcu skończyli drugie okrążenie i zjechali do nas. Stępowały na tym placyku, na którym stała przyczepa, co chwilę robiły jakąś woltkę albo ósemkę, czy serpentynę.
- Odpocznijcie chwilę i zaraz zagalopujemy. - Mówił chodzący koło nich Harry - Tak samo jak wczoraj – najpierw pełne okrążenie kentrem, a od pierwszego znacznika ruszacie ile sił w nogach, biegniecie jakby was gonił sam diabeł, okej? Macie sześćset metrów. Później zwalniacie i wracacie tu kłusem. Natalie to jest szczególnie zadnie dla Ciebie. Biscuit normalnie nie zdążyłby się pewnie rozpędzić na takiej odległości, a musi. Działaj mocno, pchaj go i cały czas przyspieszaj, jasne?
- Tak jest – odparła, salutując mu.
Po tej przerwie dziewczyny zwinnie sprowadziły konie z powrotem na bieżnię i od razu ruszyły galopem. Ogiery oczywiście musiały skoczyć do przodu, jakby czekała tam na nie zielona kraina, ale i tym razem nie było problemów z przywołaniem ich do porządku. Ustalili sobie spokojne tempo, taka wolna galopada, bujanie się przed siebie i wyrabianie kondycji, b w końcu mieli jakieś 1600 metrów do przejechania.
Dixie przy każdej możliwej okazji przyspieszał, co wyglądało komicznie, bo po kilku metrach Nat go zwalniała i tak cały czas, co chwilę. W końcu zwolniła go jeszcze mocniej, żeby zwiększyć odległość, między nim a Biscuitem, licząc, że to konika zniechęci. Chciałoby się. Robił tak cały czas, ale Nat postanowiła być wyrozumiała, bo w końcu to dla niego cały czas nowości.
Kiedy zbliżali się do odpowiedniego znacznika Biscuit zwolnił, pozwalając swojemu kumplowi się zbliżyć. Dziewczyny uznały, że konie pobiegną szybciej, gdy będą bliżej siebie, co było prawdą. Kiedy w końcu się zrównały było je bardzo, bardzo ciężko utrzymać w kentrze. Widziałam jak amazonki próbują je wstrzymywać i jak bardzo konie prą na przód. Nawet Biscuit zachowywał się jak demon prędkości.
- Chodź, idziemy na trybuny! - powiedziałam do Det i szybko pobiegłyśmy na schodki, żeby mieć lepszy widok.
Obydwa ogiery były niemożliwie podekscytowane i tylko czekały na ten moment, by wystrzelić przed siebie. Biegły łeb w łeb, w zebranym galopie, na kontakcie. W końcu zbliżyły się do tego upragnionego miejsca. Dziewczyny delikatnie poluzowały wodze, żeby konie nie pogubiły nóg tak od razu. W przeciągu 100 metrów dały im już luz, a potem tylko pchały do przodu, cmokały i stosowały wojenne okrzyki.
Dixie… Dixie wyleciał na przód jak torpeda, jak najprawdziwsza rakieta! Byłam w szoku, ale Biscuit Revolution był jeszcze bardziej zdziwiony, bo… przecież ten siwy był tuż obok, a teraz… teraz jest… tam? Jak to możliwe? Z tego zaskoczenia wyrwał się, kiedy Dixie wyprzedzał go już o 3 długości. Biscuit przyspieszał stopniowo, bo nie potrafił robić nagle włączać turbodoładowania tak jak jego kolega. Sukcesywnie zbliżał się do niego, Natalie bardzo starała się go zmobilizować, ale ten koń był zbyt oporny żeby tak szybko dać się ponieść. Odpalił wrotki dopiero gdy zostało 200 metrów, a Dixie był już cztery długości za nim i chyba osiągnął swoją maksymalną prędkość błyskawicy, bo utrzymywał stałe tempo. Biscuit zbliżał się do niego, ale zdążył wywalczyć jedynie dwie długości.
Konie zaczęły zwalniać, w końcu przeszły do kłusa i zawróciły. Amazonki klepały je po szyjach, chwaląc za dobrze wykonaną robotę.
Harry wyprowadził bramki, ale kazał najpierw chwilę pokłusować i postępować, żeby nam Dixie nie padł z wycieńczenia. Był co prawda lekko spocony, ale wydawał się być wciąż pełny energii. Najwyraźniej przepełniała go adrenalina.
Obydwa konie stały w bramkach spokojnie, oczywiście były podekscytowane i bardzo chciały już biec, ale nie sprawiały nadmiernych problemów. Przetrzymaliśmy je chwile, przy czym sprawdzaliśmy stan techniczny mechanizmu, ale wszystko grało i śpiewało, więc po chwili Harry uruchomił maszynę. Obydwa konie wypadły stamtąd w pełnym galopie. Dixie trochę szybciej, chociaż Biscuit i tak poradził sobie świetnie, bo zdążył się już rozkręcić w czasie poprzedniej próby szybkości.
Natalie pozwalała mu się spieszyć, bowiem mieli do pokonania jedynie 1000 metrów, a koń był dość wytrzymały by od razu ustawić sobie szybkie tempo i w nim wytrwać. Z tego powodu szybko dogonił Dixie'go, którego Elodie wolała jednak powstrzymywać, wiedząc, że jego kondycja nie pozwoliła by mu na pokonanie całego dystansu w tak szybkim tempie.
Widziałyśmy jak Biscuit zbliża się do niego od zewnętrznej, później zwinnie go wyprzeda i w końcu obejmuje prowadzenie. Zdołał to osiągnąć w ciągu 800 metrów biegu, ale właśnie wtedy Elodie uznała, że czas na puszczenie wodzy Dixowi. Co prawda konik wyglądał jakby już wypluwał z siebie płuca, ale bardzo chciał wygrać. Widział zad Biscuita tuż przed swoim nosem, a to dodatkowo go motywowało. O tyle dobrze, że gniady już nie przyspieszał, ale naprawdę wyglądał na zadowolonego z siebie, zupełnie nie tak padniętego jak siwek.
Chociaż Dixie bardzo próbował zdołał zbliżył się do niego na pół długości. Zaraz po mecie zwolnił do wolnego galopu, chociaż jego rywal potrzebował na to więcej czasu. Szybkim kłusem pokonali resztę okrążenia, żeby dotrzeć do placyku z przyczepą. Det i ja także zebrałyśmy się z trybun i ruszyłyśmy im naprzeciw.
- Dobrze sobie poradził. - Harry poklepał Dixie'go po mokrej od potu łopatce. - Ale będziemy musieli jeszcze trochę popracować. Biscuit przed chwilą zdobył moje uznanie.
Konie musiały jeszcze trochę potruchtać i pochodzić, żeby ochłonęły. My spakowaliśmy większość sprzętu i odwieźliśmy bramki do garażu takim fajnym traktorkiem. Później konie do przyczepy i do domku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz