piątek, 2 września 2016

39. (ujeżdżenie) Villain for Hire

Friday & Villain for Hire
Friday wróciła poprzedniego dnia z Wakacji w Tajlandii. Stęskniła się za rumakami, więc z samego rana udała się do stajni z zamiarem ruszenia któregoś z koni. Nie zastanawiała się długo, bo jeszcze przy śniadaniu wpadła na pomysł zapoznania się z naszym nowym podopiecznym – Villainem, o czym natychmiast mnie poinformowała. Właściwie to zdecydowałam się iść razem z nią i popatrzeć. 
Ogier stał w swoim boksie i nie był z tego powodu zadowolony. Ze stulonymi uszami walił kopytami w drzwi boksu. Uspokoił się dopiero, gdy Fri podeszła do niego, emanując właściwą sobie łagodnością. Kiedy miała pewność, że wszystko jest w porządku – poszła po sprzęt na trening. Ja w tym czasie zapięłam Villa na uwiąz i wyprowadziłam go przed stajnię. Był przepełniony energią po brzegi i bardzo podobało mu się to, że nie prowadzę go na pastwisko, a przywiązuje go do płotu. 
Fri wróciła, więc mogłyśmy zacząć go czyścić. Trochę się wiercił i raz nawet próbował mnie capnąć zębami, ale kiedy próbowałam go naśladować to natychmiast odwrócił wzrok i wystraszony zapatrzył się w jeden punkt. 
Kiedy Fri kończyła machać kopystką, ja już zarzucałam na grzbiet czaprak. Do końca zajęłam się siodłaniem, a za chwilę moja towarzyszka założyła konikowi ogłowie. Konik nie był szczęśliwy, ale bardzo szybko się ogarnął. Zaprowadziłyśmy go na plac ujeżdżeniowy, tam jeszcze podciągnęłyśmy popręg i Friday mogła wskakiwać na grzbiet. Koń od razu ruszył żwawym stępem, jeszcze zanim amazonka złapała strzemiona. Już wiedziałam, że będzie ciekawie… 
Friday zachowała zimną krew i tylko upomniała konia. On jeszcze nie wiedział, ze nie powinien się tak zachowywać. Od samego początku zapragnął testować swojego pasażera na przeróżne sposoby. Z początku intensywnie wyrywał wodze i wieszał się na wędzidle, jednak ta kwestia została bardzo szybko wyjaśniona. Friday utrzymywała aktywne tempo w stępie, zwracała uwagę na szczegóły, a każde odstępstwo od normy było przez nią natychmiast zauważane. Villainowi nie podobało się to, że nie może pozwolić sobie na dużo i próbował się buntować. Dopiero później, kiedy był już pewien co do umiejętności amazonki, zaczął ją respektować. Jego wolty nabrały ładnych kształtów, zaczął się zbierać, prędkość nie była na nim wymuszana tylko sam zaczął iść aktywniej bez przypominania. Cały czas coś robili i robili to bardzo dokładnie. Frida na czworoboku była zupełną perfekcjonistką i teraz koń musiał starać się by jej dorównać. Sporo czasu zajęło mu dopasowanie się do jej tempa i sposobu bycia, ale kiedy już się to udało – widać było efekty. 
Siedziałam na krzesełku pod drzewem nieopodal czworoboku i obserwowałam to wszystko. Z mojego punktu widzenia ogier prezentował się wspaniale. Jeszcze zanim przeszli do kłusa on zdołał zupełnie wyzbyć się chęci do buntów. 
Przejście do wyższego chodu wyglądało ładnie, ale zabrakło płynności. Vill działał dziś dość chaotyczne, ale na szczęście Fri zaczęła na niego działać wyciszająco. Potrafił się skupić na dłuższą chwilę, jednak kiedy coś go rozproszyło (przelatujący obok nich ptak, czy jakiś nagły, głośny dźwięk) robił się nerwowy i trzeba było od nowa wypracowywać u niego opanowanie. Po wstępnych ćwiczeniach zajęli się ustępowaniem od łydki. Wychodziło im to bardzo dobrze, dlatego powtórzyli tylko raz, jadąc w innym kierunku niż poprzednio. Ogier doskonale wiedział czego się od niego wymaga i wcale się nie mylił. Stawiał nogi pewnie, utrzymując równowagę. Później dużo czasu poświęcili na zmiany tempa w kłusie. Cały czas poruszali się bardzo aktywnie, a koń pięknie zaangażował zad, zaokrąglił się i widać było, że mu się chce. Na krótkich ścinach zbierali się i skracali chód, natomiast na długich ruszali szybkim kłusem pośrednim. Oczywiście od czasu do czasu zmieniali kierunek bądź wtrącali inne figury takie jak serpentyny, ósemki czy opanowane już perfekcyjnie ustępowanie. Przez jakiś czas ćwiczyli także trawersy i renwersy, ale z tym także nasz kasztanek nie miał problemów. Przy pierwszych krokach nieco źle się ustawił, ale Friday szybko to skorygowała i dalej szedł już bardzo dobrze. Zwolnili do stępa by chwilę odsapnąć, ale nawet wtedy coś robili. Zwykle wężyki i przekątne, ale robili. Po może dwóch minutach Fri zebrała lekko popuszczone wodze i postanowiła przypomnieć Villowi jak się cofa. Odebrał sygnały idealnie, a że zaufał swojej amazonce to cofał się bez strachu. Za chwilę ruszyli do przodu, a po kilku krokach znowu się cofnęli. Koń został pochwalony, a później ruszyli kłusem ze stój. To przejście było bardzo ładne, koń pięknie się rozluźnił i teraz działał jak dobrze naoliwiony mechanizm. 
Ciągi były i w stępie i w kłusie. Tak jak poprzednie ćwiczenia wychodziły ogierowi niemal bezbłędnie, tak przy ciągu miał problemy. W stępie jeszcze sobie radził, ale w szybszym chodzie zaczynał się gubić. A kiedy się gubił – denerwował się. Ale Friday znana jest ze swojej cierpliwości do koni i tłumaczyła mu, pokazywała, starała się przekazywać sygnały jasno i wyraźnie, aby obyło się bez pomyłek i po dziesięciu minutach starań naszemu pięknemu wyszedł w końcu wspaniały ciąg! Został pochwalony i po pokonaniu jednego okrążenia żwawym kłusem dla zrzucenia napięcia, został poproszony o wykonanie ćwiczenia po raz drugi. Tym razem wiedział już dokładnie o co chodzi. Zrobił co trzeba, może nie na sześć z plusem ale na czwórkę plus na pewno. 
Pierwsze zagalopowanie wypadło świetnie, konik chodził idealnie. Parł do przodu bez upominania, starał się i błyskawicznie reagował na nawet bardzo delikatne sygnały. Kiedy się już rozbujał zajęli się lotnymi zmianami nogi. Najpierw pojedyncza – później Fri robiła całe okrążenie w kontrgalopie, a później już podwójna lub nawet potrójna. Lotne wychodziły mu  bardzo ładnie i bez żadnych zawahań. Nie wiedziałam czy Fri pokusi się o sprawdzenie jak ogierek radzi sobie w ciągu w galopie, ale sądziłam, że będzie wolała skończyć na dobrym, a to co trudne zostawić na później. Po sporej dawce galopu, podczas gdy bawili się tempem, zwolnili w końcu do kłusa, ale tylko po to by za chwilę znów zagalopować. Robili tak kilka razy, później także ze stępem. Kombinacje był najróżniejsze. W międzyczasie robili jeszcze jakąś większą ósemkę, czasami wkradali tam też lotną, innym razem wyjechali serpentynę, raz ustępowanie w kłusie. Generalnie koń się nie nudził i gdy w końcu zwolnili do stępa tak na dobre, bardzo chętnie skorzystał z luźnej wodzy i rozciągnął się jak koń westernowy. Został porządnie wyklepany i wychwalony. 
Po jakichś dziesięciu minutach zaprowadziłyśmy go do stajni. Ja odniosłam sprzęt, a Fri jeszcze chwilę została z Villainem, głaszcząc go i miziając po pyszczku w podzięce za udany trening. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz