Alik – Seven Wishes
Megan – Arizona DH
Następnego dnia, również z samego rana, zjawiliśmy się w stajni. Koniska zdołały odsapnąć po pałaszowaniu śniadania i teraz były gotowe na jakikolwiek wysiłek. A jako, że planowaliśmy skoki – będą miały szansę na wybieganie się do woli.
Zamiotłam korytarz w Riverrock, czyli stajni klaczy. Te nazwy były już nadane, kiedy sprowadziliśmy się do Echo, a ja nie protestowałam… W każdym razie Megan i Alik przynieśli skrzyni ze szczotkami, więc przystąpiliśmy do przygotowywania naszych rumaków do jazdy. Catsye była niemiłosiernie ubłocona, przez wieczorne padokowanie. Z trudem udało mi się ją doprowadzić do jako takiego stanu. Moi towarzysze zakładali już sprzęt, kiedy ja dopiero zabierałam się za kopyta. Trzeba jednak przyznać, że wszystkie trzy były bardzo grzeczne i wcale się nie wierciły.
Seven Wishes: siodło, ogłowie, czaprak, podkładka, ochraniacze
Arizona: siodło, ogłowie, czaprak, podkładka, ochraniacze
Catsye: siodło, ogłowie, czaprak, podkładka, ochraniacze
Wspólnie wyprowadziliśmy je z boksów i gęsiego podreptaliśmy na halę, gdzie zostaliśmy gotowe już przeszkody. Poprzedniego dnia Audrey skakała trochę na Hulku, żeby nie zrobić sobie wstydu na konsultacjach w Anemone.
Po podciągnięciu popręgów wskoczyliśmy w siodła i ruszyliśmy stępem, każdy w swoją stronę. Po wczorajszej jeździe konie były na wpół niechętne, na wpół gotowe do dalszej pracy. Pewnie obawiały się kolejnego ujeżdżeniowego treningu, a obecność przeszkód napawała je nadzieją. Ta nadzieja właśnie sprawiała, że od początku były rześkie i podekscytowane. To trochę przekładało się na brak posłuszeństwa, ale z czasem poradziliśmy sobie z tym problemem.
Po serii slalomów, wolt i serpentyn oraz zwrotów na zadzie i cofania, postanowiliśmy już zakłusować. Megan i ja jednocześnie skłoniłyśmy konie do przejścia do szybszego chodu (co swoją srogą wyszło nam bardzo ładnie), natomiast Alik wstrzymał się z tym, z powodu nieporozumienia ze swoją klaczą.
Seven nie była zadowolona z kolejnego poranka spędzonego na hali i nie chciała współpracować. Przez dłuższą chwilę jeździec tłumaczył jej, że będzie się świetnie bawić na parkurze, ale klacz, jak to klacz, była nieprzejednana. Dopiero kiedy oddał jej znaczną część wodzy i zupełnie na luzie, pozwolił jej na chwilę „rób co chcesz”, nabrała ochoty na jakiekolwiek ćwiczenia. Ruszyła kłusem, a gdy się już rozbujała, Alik zebrał wodze i od tej pory radzili sobie razem coraz lepiej.
Megan nie miała absolutnie żadnych problemów z Arizoną. Siwa miała dobry dzień i widać to było w każdym jej ruchu. Chętnie wykonywała polecenia, słuchała się jak nigdy, a energia przepełniała ją od ogona aż po czubek nosa.
Catsye miała lenia, ale jej fotelowy kłus nie drażnił mnie ani trochę. To nic, że prawie obie zasypiałyśmy. Dopiero przy którymś tam kółku zdecydowałam, że czas się obudzić. Zrobiłyśmy parę wolt, bo srokatka jednak była z deka usztywniona, po czym przeszłyśmy do innych wyginających konie ćwiczeń. Często miałam wrażenie, że zaraz przewrócimy stojak, bo Cat nie chciała się jeszcze wokół nich okręcać i mijała je o centymetry, ale wkrótce wszystko zaczęło iść po mojej myśli. Klacz odetchnęła sobie głęboko i wykonała najpiękniejszą ósemkę na pół hali, jaką kiedykolwiek widziałam.
Zagalopowania były ładne i spokojne, żadnemu z koni nie zaświeciła się nad głową żarówka sugerujący niecny pomysł. Rozgrzaliśmy konie szybko i sprawnie, więc przyszła pora na właściwą część treningu. Przeszkody były gotowe, najmniejsza sięgała kolan, zaś ta najwyższa miała nieco ponad metr. Były to stacjonaty, krzyżaki, oksery, double- i tripplebarry, a nawet trafił się jeden murek.
Alik zdecydował, że Megan pojedzie pierwsza, bo inaczej Arizona pokopie mu jego kobyłkę, a tego byśmy nie chcieli.
Megan Summers na koniu Arizona DH zagalopowała ze stępa i zrobiła jedno okrążenie wśród przeszkód, rozglądając się za dogodną kolejnością. W końcu zdecydowała się na rozpoczęcie przejazdu od krzyżaka i najechała na niego, ledwo zwalniając konia. Ari była zbyt szczęśliwa i niemal przeleciała nad drągami, a później nie dała się zatrzymać jeszcze przez dwoma okserami. Nie jestem nawet pewna czy były one w planie, nie mniej jednak pokonane zostały na sześć z plusem. Ten koń potrafił skakać, jeśli chciał, a dziś chciał. Pięknie podkurczała kopytka i mocno wyciągała nie tylko szyję, ale i całą siebie, pokazując się od najlepszej strony.
Dalej był doublebarr i pewnie poszedł by równie doskonale, gdyby nie to, że klacz lekko się spłoszyła, czego skutkiem było zbyt późne wybicie i strącenie najwyższej poprzeczki. Na szczęście nie wyprowadziło ją to z rytmu na długo i stacjonatę przeskoczyła już z wielką gracją.
Megan zwolniła do kłusa, klepiąc ją po szyi i poluźniając wodze.
- Teraz ty, Dobrovsky. Tylko nie spadnij. - Wytknęła język i klepnęła go w ramię, gdy się mijali.
Stępowałam w pustym rogu, gdy Alik zagalopował i po chwili błądzenia również zdecydował się na krzyżaka. Seven zachowywała się trochę niespokojnie, gdy zdała sobie sprawę „że to już” i pewnie nie oddałaby skoku tak ładnie, gdyby przeszkoda nie miała tych 30-40 centymetrów.
Była równie roztargniona, pokonując szereg złożony z trzech niewysokich stacjonat, ale mimo to wyglądała przy tym przyzwoicie, a wskazówki Alika naprawdę pomagały jej przez to przejść. Nabrała pewności i uspokoiła się, dzięki czemu dalsza część jej przejazdu była już bardzo dokładna i przyciągała wzrok. Klaczka miała zwykle piękne, mocne wybicia i to aż do samego końca. Nie wahała się, była czujna i reagowała na polecenia. Podobało mi się to jak pracuje, bo chociaż początek nie był bajeczny, to jednak później Seven zrehabilitowała się na medal.
I przyszedł czas na mnie i Catsye.
Kochana była zamulona przez to stępowanie i przy zakłusowaniu omal się nie wywróciła, bo poplątały się jej nogi. Mocniejsza łydka i zagalopowanie. Dałam jej chwilę dla siebie, na opanowanie całego ciała, a później skierowałyśmy się już wedle tradycji na krzyżaczka.
Taka niska przeszkódka była jej potrzebna na rozbudzenie, bo zaraz później ożywiła się, trochę przyspieszyła i nawet lepiej reagowała na pomoce. Pobiegłyśmy sobie na szereg, gdzie musiałam srokatki mocno pilnować. Wyczuwałam, że może coś odwalić, ale na szczęście nic takiego się nie zdarzyło. Po wylądowaniu po pierwszej stacjonacie, zrobiła poprawnie jedną fulę i wybiła się do następnej. Nie wiedziałam jak wygląda to z boku, jednak z mojego miejsca sądziłam, że Catsye wyglądała dobrze i wykonywała wszystko poprawnie. Zauważyłam, że w tym samym momencie na halę wchodzi Chris i Evan, którzy ustawiają część nieużywanych przeszkód w szereg gimnastyczny. Rozproszyło mnie to na tyle, że okser, na który się kierowałyśmy został przez nas niemal zrównany z ziemią, a ostatecznie klacz postanowiła się jednak wybić, chociaż ja właściwie przygotowałam się już na wyłamanie. Podskoczyłam wyżej niż koń, a strzemiona poleciały na boki. Udało mi się je z powrotem założyć dopiero przed następną przeszkodą, do której klacz musiała przygotować się sama, bo ja wciąż walczyłam o przetrwanie. Jednak mimo tej walki skok został oddany nad podziw ładnie.
Został tylko doublebarre, który przeskoczyłyśmy już zupełnie dobrze, bez niespodzianek.
Kiedy zwolniłam do kłusa, Megan zagalopowała, kierując się na gotowy już szereg. Nie był wysoki, ale dość długi. Początek zaczynał się dość łagodnie, między przeszkodami znalazło się miejsce na kilka kroków, jednak później przeszkody zagęszczały się.
Arizona lubiła te ćwiczenia, więc szła do przodu z mocą i ani razu nie odmówiła skoku. Wpadła w trans, a każdy jej skok był w stu procentach rewelacyjny. Wyglądała trochę jak maszyna, ale z drugiej strony miała na to zbyt wiele zwinności.
Kiedy przyszła kolej na Seven, klacz była spokojna i wyluzowana. Przepięknie przeszła w galop i najechała na pierwszą przeszkodę, która poszła świetnie. Niemal tak samo jak cała reszta. Alik dobrze ją wyczuwał i wiedział, co podpowiedzieć w danej sytuacji.
Na koniec ja i Cat. Moja srokatka z pewnością miała w sobie jeszcze wiele energii, o czym świadczył potężny bryk przy zagalopowaniu. Dalej było cudownie. Catsye szła praktycznie sama, zupełnie jakbym wcale nie siedziała w siodle, a unosiła się nad nim przez cały czas i tylko patrzyła co robi. Niosła miękko, wybijając się w idealnych miejscach i gładko lądując na ziemi. Wiedziała co i jak, kiedy i gdzie. Może jej głowa zamiast wyciągać się do przodu, uparcie zostawała na górze, ale za to kopytka trzymała idealnie.
Później przez kwadrans rozstępowaliśmy konie, przy okazji ćwicząc jeszcze zatrzymania. Następnie zeskoczyliśmy na ziemie i zgodnie odprowadziliśmy wierzchowce do boksu na zasłużony odpoczynek. Jakieś dwie godziny później wypuściłam je razem z Milką na mały padok, żeby podreptały trochę po śniegu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz