Audrey - Hulkbuster
Ruska
- Ten koń nosi w sobie diabła – oznajmiła Drey, kiedy próbowała nakłonić Hulka do podniesienia kopyta. Ogier jednak wcale nie chciał się na to zgodzić i ze stulonymi uszami pokazywał to bardzo dobitnie.
Próbowała go właśnie przygotować do treningu.
Stałam przy drzwiach, jednak w bezpiecznej odległości, trzymając w rękach czaprak. Kiedy tylko dziewczynie udało się w końcu doprowadzić całego konia do porządku, odebrała ode mnie to i resztę sprzętu, niespiesznie ubierając konia. Za każdym razem gdy chociaż przez trzy sekundy stał w bezruchu – chwaliła go, a gdy próbował ją ugryźć – karciła.
Ostatecznie cały proces zajął około 15 minut, ale zakończył się sukcesem. Zadowolone wyprowadziłyśmy Hulka na korytarz, a potem aż na klimatyzowaną, krytą halę. Była pusta, zgodnie z planem.
Drey podciągnęła popręg i wsiadła na konia, który jeszcze ani razu nie podniósł przy nas uszu. Nerwowo tupał w miejscu, całym sobą pokazując jak bardzo jest wściekły.
- Dobra, dobra, kolego. Jak zaczniesz skakać, to od razu poprawi ci się humorek! - powiedziała do niego wesoła Drey i skróciła wodze, po czym wypchnęła konia do stępa.
Ruszył bez żadnych „ale”, jednakże jego chód był chodem buntownika. Niezdolność do poruszania się po prostej linii, wieszanie się na wodzach, brak reakcji na próby przyspieszenia bądź zwolnienia. Ale chyba zapomniał kto na nim siedzi, bądź myślał, że dzisiaj jednak mu się uda. Nie udało się. Audrey zobaczyła wystarczająco i zaraz zafundowała konikowi przyspieszony kurs dobrego zachowania, który przyswoił równie błyskawicznie. Momentalnie zrozumiał swoje błędy, chociaż droga do poprawy trwała nieco dłużej. Mimo wszystko mieliśmy do czynienia z Hulkbusterem.
Poruszali się żwawym stępem, chyba ani razu nie robiąc pełnego okrążenia. Ciągle maszerowali po przekątnych, po łukach, wjeżdżali na wolty, które z początku były wielkie, a z czasem robiły się coraz mniejsze. Hulkowi to odpowiadało, bo przynajmniej miał coś do roboty. Ten koń nie nadawał się do monotonnego ciągnięcia się po pierwszym śladzie. Czasami zatrzymywali się, żeby zrobić zwrot na zadzie bądź cofanie, przy czym Hulk zawsze na początku się stawiał, ale ostatecznie wykonywał ćwiczenie.
Kiedy przyszedł czas na kłus ogier trochę wyrywał do przodu, ale już po dwóch minutach wiedział, że nie wolno mu tego robić i nie powinien nawet próbować. Chwilę był marudny, ale przeszło mu, kiedy Drey zapędziła go w wir ćwiczeń. Starała się go jak najbardziej uelastycznić, więc wyginała konia na wszelakie możliwe strony, jeżdżąc po kołach, po łukach, wykonując masę serpentyn o różnej wielkości brzuszków. Próbowała też ustępowania od łydki, ale szło marnie. Ze dwa razy zatrzymała się gdzieś w zupełnie przypadkowym miejscu i przyciągała do popręgu pysk Hulka. Generalnie przeszli porządne rozkłusowanie.
Przy galopie Hulk był już w miarę spokojny i nawet powiedziałabym, że rozluźniony, chociaż rzadko to po nim widać. Próbował oczywiście przyspieszyć i zaszaleć, ale Drey oszczędzała jego siły na skoki. W końcu zrozumiał i pozwolił się prowadzić tam gdzie chciała i jakim tempem chciała. Po wstępnym rozgalopowaniu, zaczęli oczywiście pracę na woltach, ale skupili się na przećwiczeniu lotnych, bo to było ważne. Hulkowi wychodziły bardzo dobrze.
Kiedy sobie tak patatajali postanowiłam przygotować pierwsze przeszkody, bowiem wszystkie belki ze stojaków opuszczono z jakiegoś powodu na ziemię. Podniosłam je na trzech przeszkodach tworząc krzyżaka (40 cm) i dwie stacjonaty (60 cm).
Drey zauważyła to, skinęła głową w podziękowaniu. Zwolniła do kłusa, w którym wykonała większą woltę i spokojnie najechała na krzyżaczka. To znaczy chciała to zrobić spokojnie i na t przygotowała konia, ale ten oszołom i spokój to dwa zupełnie przeciwstawne pojęcia. Próbował zagalopować, a gdy mu nie pozwolono, zaczął machać głową oraz nogami, prawie taranując przeszkodę. Prawie bo jakoś tam skoczył, w końcu takie niskie badziewie to dla niego jest śmiech na sali.
Drey zatrzymała go i tak stali, dopóki nie odpuścił, bo ciągle strasznie napierał na wędzidło i zrobił się znowu wredny. W końcu doszedł do poprawnego wniosku, że jeśli się nie ogarnie to nie będzie skoków i odpuścił. Drey odczekała kilka sekund by się upewnić, a potem uszyła stępem (nadal był grzeczny), następnie zakłusowała (ciągle okej) i najechała na krzyżaka od drugiej strony. Przez chwilę Hulk zachowywał się tak jakby zaraz miał odwalić numer życia, ale nagle natychmiast się zrelaksował i fajnym tempem, żwawo przeskoczył przeszkodę. Został oczywiście poklepany.
Dwie stacjonatki przeskoczył prawie tak samo, ale generalnie na plus. Jedną z nich Drey pokonała później z galopu, ale koń także zachował temperament dla siebie i posłuchał partnerki.
Mogłam zatem podwyższyć przeszkody i zrobić nowe.
Hulk odpoczął w stępie, a gdy skończyłam zaczęła się akcja właściwa. Zagalopowanie ze stępa. Pokonali pełne okrążenie w galopie, a gdy Drey była pewna, że ma wszystko pod kontrolą, skierowała konia na oksera (110cm). Koń silnie wybił się od ziemi, jakby miał zamiar przeskoczyć stojaki. Pofrunął w pięknym stylu i lekko wylądował. Widać było, że sprawia mu to frajdę. Byłam też pod wrażeniem jego umiejętności, bo jednak ślicznie wyciągał szyjkę i podkurczał kopytka jak zawodowiec, którym właściwie już był. Następną przeszkodą był szereg składający się z dwóch stacjonat (120 cm), między którymi było miejsce na jedną foulę. Ogier mocno się na to napalił i Drey ciężko było go opanować, toteż pierwszy skok wyszedł mocno koślawo, ale przy drugim sobie wybaczyli i pokazali klasę. Miło było na niego patrzeć, kiedy nie był taki wkurzony… Mieli kawałek drogi do pokonania, zanim mogli już zaatakować doublebarre'a (120cm), ale to działało raczej na niekorzyść, bo Hulk miał wówczas czas na rozpędzenie się, a nie o to amazonce chodziło. Tym razem odpuściła, niestety ta decyzja nie była najlepsza. Hulkbuster rozpędziłs ię tak bardzo, że skok wyszedł płasko i strącił poprzeczki. To wkurzyło go na tyle, że zaprezentował serię mocnych bryków. Widziałam, że Audrey na chwilę straciła równowagę, ale szybko ją odzyskała i zajęła się uspokajaniem konia, kiedy ja poprawiałam belki. Kiedy skończyłam zobaczyłam, że oni kłusują i czekają aż odejdę. Wtedy ruszyli galopem tuż obok szeregu i tą samą trasą najechali na pechową przeszkodę. Tym razem Drey za wszelką cenę trzymała konia, nie pozwalając mu na takie numery. No i skok wyszedł świetnie! Hulk miał jeszcze zapas. Pojechali dalej gdzie czekała na nich stacjonata (120cm). Sam najazd był krótki, ale to w przypadku tego konia dobrze. Według moich przewidywań skok został oddany bardzo ładnie. Dalej były jeszcze dwa oksery, które również pokonali bez zarzutów.
Przyszła chwila przerwy, kiedy to podwyższałam belki. Wróciłam do drzwi, gdzie obserwowałam ich cały czas z wnęki w ścianie.
Zaczęli od stacjonaty (140cm). Najazd choć długi wyglądał w porządku – w spokojnym tempie, bez szaleństwa, dobrze wymierzone miejscy wybicia. Konik włożył w skok swoje serce i nie zwiódł, bo pokazał nam jak potrafi być dobry. Poradził sobie fantastycznie, a to tylko zapewniło mu dobry humor. Słuchał się Drey (no bez przesady, ale się słuchał) i reagował na sygnały naprawdę szybko. Był czuły na pomoce, kiedy chciał współpracować, a teraz naprawdę tego chciał. Raz dwa rozprawił się z okserem (150cm), który był dla niego wyzwaniem, z powodu ciasnego zakrętu, po którym niemal natychmiast musiał odbić się od ziemi i to silnie. Ale poradził sobie bez dwóch zdań. Przy doublebarrze(150cm) wydawało mi się, że cicho stuknął kopytem, ale belka się nie poruszyła. Wylądował bez komplikacji i pogalopował dalej w świetnym humorze. Drey miała uśmiech na twarzy. Po dłuższym najeździe przyszedł czas na szereg, ale nieco odsunęłam od siebie stacjonaty (145cm), robiąc między nimi miejsce na dwie foule. Tak jak pierwsza wyszła Hulkowi rewelacyjnie, tak przy drugiej trochę pogubił kroki. Cudem udało mu się uratować skok i nie strącić poprzeczki… Ale to dało mu do myślenia, skupił się bardziej i kolejne dwie przeszkody: okser (145 cm) oraz stacjonatą (150 cm). Na sam koniec zostawili sobie drugiego w tym parkurze doublebarre'a (155 cm). Był największy, ale Hulk był wtedy w idealnej formie. Skoncentrowany na zadaniu galopowął równo, spokojnie, odliczając kroki. W odpowiednim miejscu wybił się używając swojej wielkiej siły i poszybooował w górę niczym pegaz. To było niesamowite, ale zrobił to w tak pięknym stylu, że cały dzień żałowałam, że tego nie nagrałam.
Po tym skoku został wyklepany i nagrodzony luźnym galopem po całej hali. Później skoczyli jeszcze dwie mniejsze przeszkody dla rozluźnienia: oksera(115cm) i stacjonatę (110cm). Kiedy skończyli część skokową jeszcze długo kłusowali, ale to musiało być przyjemne, bo Hulk cudownie się odprężył, szedł jak stary bujany fotel o dużej mocy. Idealnie dopasował się do tempa Drey i naprawdę wyglądali jak starzy partnerzy. Później było równie dużo stępa. Na koniec zatrzymanie i ukłon. Drey zeskoczyła z konia, po czym odprowadziłyśmy go do boksu. Został sowicie nagrodzony marchewkami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz