Remy – Rowena
- No dobrze, kochana. Możesz sobie uszykować Wenę w takim razie – powiedziała Friday, kiedy Remy wykonała już wszystkie powierzone jej prace i nie było wyjścia. Trzeba było w końcu poprowadzić jej ten upragniony trening ujeżdżeniowy.
Z uśmiechem od ucha do ucha zabrała z siodlarni, w której wszystkie trzy byłyśmy sprzęt, po czym pobiegła do boksu kucyka.
- To Ty powinnaś jej robić te jazdy – Fri wymierzyła we mnie oskarżycielsko palec wskazujący. - Narobiło się dzieci to trzeba się nimi zajmować.
- Bądź dobrą ciocią i zlituj się, nie mam nawet w połowie tyle cierpliwości i chęci co ty. No już, ja będę patrzeć i Cię mentalnie wspierać. - Wyszczerzyłam się, a ona westchnęła i machnęła ręką, poddając się.
Rowena dała się sprawnie i szybko osiodłać, może dlatego, że ciągle miałyśmy na nią oko. Remik wyczyściła ją wcześniej i sprawdziła kopyta. Teraz kucka prezentowała się doskonale w różowym czapraczku z księżniczką Sissi.
Po komisyjnym sprawdzeniu czy wszystko okej, wyszłyśmy przed stajnię, gdzie mała amazonka dosiadła swojego rumaka. Rumak nawet nie był jakoś specjalnie niezadowolony i stał grzecznie, kiedy mała jeszcze poprawiała sobie strzemiona.
- To jedziemy na czworobok.
Czworobok tuż obok jeziora, nasze ulubione miejsce do jazdy. Razem z Fri szłyśmy po obu stronach kucki, żeby w razie czego móc interweniować. Tymczasem ona sama szła bardzo grzecznie tam, gdzie kierowała ją amazonka. Nie ociągała się, ale i nie pędziła bez potrzeby. Nie próbowała też wyrywać wodzy ani nic podobnego.
Po kilku minutach dojechałyśmy na miejsce, uzupełniłyśmy płotek, który odstawiony był na bok, żeby konie mogły wjeżdżać do środka i usiadłyśmy na ławeczce, którą postawiliśmy naprzeciwko literki „C” tygodnie temu.
Po wjeździe na czworobok Rowena zrobiła się nieco mniej grzeczna i poruszała się niechętnie, sprawdzając na ile może sobie pozwolić. Fri zauważyła to i wstała
- Nie pozwól jej wejść sobie na głowę! Kieruj ją gdzie ma ma iść i nie poddawaj się!
Remy nie w głowie było poddawanie się. Konsekwentnie wysyłała klaczce sygnały mówiące by zjechała na pierwszy ślad, a ta gdy zorientowała się w sytuacji w końcu odpuściła i udała się we właściwym kierunku. Żeby nie było tak pięknie trochę szarpała za wodze, ale przynajmniej zaczęła reagować na pomoce.
Po pokonaniu pierwszego pełnego okrążenia zmieniły kierunek poprzez przekątną i wtedy też lekko przyspieszyły (dotychczas Wena pokazywała swój upór poprzez wleczenie się). Wtedy też zaczęły robić duże wolty i ósemki na całym placu. Kucka ożywiła się nieco i w końcu zaprzestała haniebnych praktyk na rzecz skupienia i chęci współpracy. Szła żwawym tempem, słuchała się, a nawet zaczęła się ganaszować. Dzięki takiemu przygotowaniu przejście do kłusa zrobiło na nas wrażenie. Remy wypchnęła ją do wyższego chodu dokładnie przy literce „M”, poruszając się naprawą nogę. Kucyk nie ociągał się, a gdy próbował, jeden lekki impuls łydkami wystarczył, by przypomnieć jej o utrzymywaniu rytmu. Cały czas truchtała także w pięknym ustawieniu godnym kucyka ujeżdżeniowego.
Remy nie mogła pozwolić by jej klaczka się nudziła – ciągle wymyślała dla niej zadania. A tu raz woltkę, tutaj zatrzymanie, tam serpentyna, a w międzyczasie jeszcze zmiana kierunku. Z początku utrzymywały to samo tempo, ale wkrótce zaczęły sobie je zmieniać, żeby trochę się porozciągać. Wenie się spodobało i od razu zaczęła lepiej reagować.
W pewnym momencie kłusem wjechały sobie na linię środkową od litery „A” i zatrzymały się w „X”. Klaczka nie zaprezentowała się najlepiej, bo praktycznie każda noga w innym miejscu, ale przynajmniej nie zwolniła do stępa, a gdy Remy chciała ruszyć kłusem – to faktycznie tym kłusem ruszyły. Zaraz zjechały na lewo, a przy „E” wykonały woltę o średnicy 15 metrów, podczas której Remik stopniowo oddawała klaczce wodze, próbując zachęcić ją do żucia wędzidła. Wena skorzystała z okazji i wyglądała na zawiedzioną, kiedy amazonka delikatnie zebrała wodze i klaczka z powrotem musiała zganaszować łebek. Kłusikiem dojechały aż do „F”, gdzie zjechały na przekątną. Po powrocie na pierwszy ślad Remy wyraźnie przygotowała się do zagalopowania, które nastąpiło przy „M”. Wena przeszła bardzo energicznie. Z energią szła jak burza, ale widać było, że jest ciągle na kontakcie i gdyby Remy chciała zwolnić – od razu tak by się stało. Dała się jej jednak wyszaleć. Dopiero po dwóch okrążeniach stwierdziła, że wystarczy, wtedy też trochę skróciła chód, ale wciąż pozostawały w galopie. Wjechały na koło o wymiarach ¾ całego czworoboku, a później zwolniły do kłusa przy „K” i od razu wjechały na przekątną, którą przejechały kłusem pośrednim. Zwolniły po dotarciu do ściany, a potem przy „H” w ogóle przeszły do stępa. Remy ponownie wjechała na przekątną, ale oddała Wence wodze, dając jej wyciągnąć łepetynę aż do ziemi. Kucykowi bardzo się spodobało, jednak bez problemów pozwoliła się na nowo zebrać, gdy dotarły do „F”.
- Czuję się tu niepotrzebna – powiedziała Fri, ale uśmiechała się do siebie.
- Więc możemy je już razem posłać na zawody?
- O jak najbardziej.
Zadowolone obserwowałyśmy dalszą część treningu. Wena była absolutnie posłuszna i widać było jak dobrze pracuje się jej z Remy. Obydwie porozumiewały się bez słów, jedynie za pomocą subtelnych gestów i ruchów. Cała jazda minęła im szybko, bo były cały czas aktywne, cały czas były w trakcie jakiegoś ćwiczenia, jakiejś figury, obie bardzo zaangażowane non stop. W końcu jednak zmęczone zwolniły do stępa. Wenka otrzymała zasłużone klepanie i mogła pochodzić sobie na luźnej wodzy. Chodziły tak sobie kilka minut aż ochłonęły. Wtedy wypuściłyśmy je z czworoboku i asekurując odprowadziłyśmy pod stajnię. Mokry czaprak na płot, sprzęt zaniosłam do siodlarni, a Rowena trafiła do przyjemnie chłodnego boksu, gdzie mogła porządnie odpocząć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz