piątek, 22 lipca 2016

25. (skoki) Vratislava

Valentine - Vratislava

Vrati była dziś cały dzień na padoku, więc kiedy razem z Val sprowadziłyśmy ją wieczorem do stajni, wyglądała jak siódme nieszczęście. Dobrze, że przynajmniej miała dobry humor i pozwoliła nam się sprawnie wyczyścić. Ja z lewej, Valentine z prawej i machając szczotkami uporałyśmy się ze wszystkimi zaklejkami. Potem jeszcze tylko kopytka i mogłyśmy zakładać sprzęt. 
Kiedy klacz była gotowa do jazdy otworzyłam drzwi boksu, a Val wyprowadziła ją na korytarz i dalej – na halę. Uznałyśmy, że tak będzie lepiej, bowiem na dworze panował okropny upał, mimo iż zegar wskazywał już dziewiętnastą. 
Włączyłam klimatyzację, a w tym czasie Val wsiadła i poprawiła sobie strzemiona. Zaraz później ruszyła stępem. Klacz zachowywała się nad podziw dobrze – od początku szła grzecznie we wskazanym kierunku, nie merdała łepetyną i reagowała na pomoce. Zdałam sobie sprawę, że po raz ostatni widziałam ją na jeździe jakieś cztery miesiące temu i przez ten czas zrobiła ogromne postępy. 
Obserwowałam ją uważnie, wyciągając z magazynku drągi i ustawiając je na ziemi w odpowiedniej odległości – łącznie pięć sztuk. Tymczasem Valentine starała się jak najlepiej jak potrafiła urozmaicić klaczce jazdę. Robiła w tym celu wiele prostych figur ujeżdżeniowych, głównie wolt i serpentyn, ale przechodziły także przez przekątne, zatrzymywały się, robiły zwroty na zadzie i przodzie oraz cofania. Byłam zaskoczona postawą Vrati, która cierpliwie wykonywała polecenia i nawet się przy tym nie skrzywiła. Nie do końca wyszło jej pierwsze cofanie, ale niemal natychmiast poczyniła kolejną próbę i osiągnęła sukces. Val poklepała ją i po kilkuminutowym rozstępowaniu przeszła do kłusa. Samo przejście nie było piękne, nieco chaotyczne, ale klacz naprawiła swój wizerunek pięknym kłusikiem. Poruszała się żwawo, z gracją i dostojnością. Zaczęła się ładnie zbierać, podstawiła zad, a jedno jej ucho ciągle zwrócone było ku amazonce. Od razu reagowała na każde najmniejsze stuknięcie łydką czy przemieszczenie ciężaru ciała. Nie miała problemu z tempem – zwalniała kiedy ją o to proszono i w ten sam sposób przyspieszała. Val przez kilka okrążeń bawiła się z nią w następujący sposób: na krótkich ścianach zbierała klacz, a na dłuższych dawała jej trochę luzu i przyspieszała, wyciągając chód. Później nastąpiła zmiana przyporządkowania tempa do ściany. Kiedy zmieniły kierunek skupiły się bardziej na żuciu z ręki, co nie do końca wychodziło, ale Vrati naprawdę się starała. Jak nie ten sam koń. 
Kiedy porządnie się rozgrzały przyszedł czas na galop. Przeszły do niego w narożniku, by mieć pewność co do odpowiedniej nogi. Przejście podobało mi się i Valentine chyba też, bo na głos pochwaliła klacz. Dała się jej wyszaleć, ale gdy zaczęła przesadzać zjechały na mniejsze koło. Fajnie było widzieć jak bardzo Vratisalava zrobiła się elastyczna i jak pięknie wyginała się na tym kole (cały czas będąc lekko, odpowiednio zganaszowaną). 
Kiedy zaliczyły galop na obie nogi zwolniły do kłusa i najechały na ustawione przeze mnie drążki. Val pilnowała by klacz nie uciekła na bok, dodatkowo zastosowała lekki impuls, dodając gniadej energii. To było jedyne czego potrzebowała, bo pokonała przeszkodę pięknie. 
- Pójdę po chłopaków, żeby ustawili ci parę stacjonat – powiedziałam z uśmiechem, kiedy Vratislava pięknie przejechała drążki z drugiego najazdu i została poklepana.
Akurat nawinęli mi się Chris i Evan. Bez większego sprzeciwu udali się za mną na halę i zaczęli sprowadzać stojaki z magazynku, zaraz potem drągi, a później łączyli je  wedle mojego widzimisię. 
Parkur był gotowy, a Vrati rozgrzana. 
- Nie będę Ci mówiła co robić, bo wiesz najlepiej. Ja tylko patrzę i podziwiam.
- Inaczej sobie tego nie wyobrażałam – odparła z udawaną obrazą, po czym zaśmiała się i w tym samym momencie płynnie przeszła w galop ze stępa.
Krzyżaczek nie był duży, ale na rozgrzewkę skokową idealny. Vrati strasznie się na niego napaliła i po raz pierwszy widziałam dziś u niej nieposłuszeństwo. Nie dała się zatrzymać, a gdy Val próbowała – klacz zaczęła machać głową i wyrywać wodze. Przeskoczyły w dziwnym, koślawym stylu, ale amazonka się nie przejmowała, tylko konsekwentnie utrzymywała równe tempo i skierowała konia na niską stacjonatkę. Miała może 50 cm. Kiedy Vrati zaczęła odstawiać to samo, Val zamiast na przeszkodę zjechała na koło i zrobiła dwie karne rundki. Jednak po tym klacz i tak wariowała przed skokiem. Ale Val zastosowała ten sam manewr. Vratislava w końcu zrozumiała lekcję i uspokoiła się. Na przeszkodę najechała ładnie i bez szaleństw. Po skoku została pochwalona i mogła od razu atakować kolejnego krzyżaka. Poszło jej ładnie. Przy następnej przeszkodzie znowu jednak zaczęła zdradzać objawy dzikiego mustanga, a Val znowu skierowała ją na karne kółko. I podziałało. Skoczyły jeszcze dwie niskie przeszkódki, po czym chłopcy stajenni zostali grzecznie poproszeni o podwyższenie drągów.
Valentine w tym czasie stępowała, a raz zatrzymała się i próbowała namówić klacz na rozciąganie szyi przez odwracanie pyszczka aż do strzemion. Na początku klaczka nie była chętna, ale później dała się przekonać.
Kiedy Valentine zobaczyła, że parkur jest gotowy zrobiła pół okrążenia w kłusie, po czym zagalopowała. Po chwili zabawy w zmienianie tempa stwierdziła, że mogą jechać w miarę szybko i dadzą radę. Tak najechały na stacjonatę (100 cm). Vrati wybiła się aż za mocno, ale w odpowiednim miejscu i przeleciała nad przeszkodą jak ptaszek. Zaraz poprawił się jej humor i jeszcze żwawiej wjechała na drogę prowadzącą do oksera (105 cm). Valentine była skupiona i nie odpuszczała ani na sekundę, wiedząc, że tej kobyłce nie wolno zanadto ufać. Byłe lekko niepoczytalna podczas skoków. Nie mniej jednak okser pokonała w niesamowitym stylu, mając w zapasie jeszcze z pół metra. Miała okazję zaprezentować się jeszcze lepiej, kiedy po krótkiej przerwie przyszła pora na doublebarre'a o wysokości 115 cm.  Podeszła do sprawy ambitnie, ale z głową. Nie rozpędzała jak jak maszyna, ale widać było napięte mięśnie, postawione na baczność uszy i ten wzrok łaknący adrenaliny. Przeskoczyła bez błędnie, pięknie podkurczając kopyta pod brzuch i wyciągając głowę przed siebie. Widziałam to z boku i byłam pod wrażeniem wyglądu Vrati podczas tego skoku – idealny obrazek, niczym wyjęty z podręcznika jeździeckiego. 
Przeskoczyły kilka stacjonat nie większych niż 110 cm, po czym na chwilę zwolniły do kłusa, żeby odsapnąć przed większymi. W tym czasie też nie były bezczynne, bo ciągle wykręcały jakieś woltki, zmieniały kierunek, albo wjeżdżały na koło i do znudzenia ćwiczyły żucie z ręki. 
W końcu Val dała klaczy ostatnie dwie minuty kłusa na luźnej wodzy, po czym delikatnie ją zebrała i zagalopowała. Chwila na przypomnienie sobie sytuacji i już po chwili najeżdżały na oksera (120 cm). Vratislava po przerwie była pełna energii i gdyby mogła przeskoczyłaby sam stojak, dlatego ta przeszkoda nie była dla niej problemem. Val tez to wiedziała, dlatego skupiała się na poprawie techniki klaczy, chociaż według mnie do poprawy już nic nie zostało. Postawiły na dokładność, a dokładnie było. Dalej czekał na nie szereg złożony z dwóch stacjonat o wysokości 130 cm. Vrati lubiła przez nie przeskakiwać kiedy między nimi miała miejsce na jedną foulę, a tu niestety musiała skoczyć od razu po wylądowaniu. Mimo to poradziła sobie świetnie i z energią. Jedyne co, to straciła trochę tempo i nie odzyskała go zanim musiała już wyskakiwać do oksera (130 cm), dlatego skok się jej nie udał. Nie strąciła poprzeczki, która zadrżała uderzona kopytem, ale to już zupełnie wybiło ją z rytmu. Zdenerwowała się i bryknęła, a Val pozwoliła jej na wolne okrążenie, by odzyskała pewność siebie. Później przeskoczyła kilka mniejszych przeszkód (100-115 cm), a kiedy miała pewność, że klacz jest gotowa – postanowiła powtórzyć sekwencje: szereg, okser. 
Tym razem Vrati nauczona doświadczeniem bardziej się pilnowała i była też pilnowana przez Valentine. Oglądałam je z zapartym tchem, zapominając jak się oddycha, ale udało się! Vratislava doskonale poradziła sobie ze stacjonatami ułożonymi na skok-wyskok, a potem posiłkowana impulsami od amazonki nie wybiła się z rytmu przed przeskoczeniem oksera, który także poszedł jej rewelacyjnie. Klaczka została wyklepana za wszystkie czasy. Przeskoczyły jeszcze przed doublebarre'a, ale robiło się późno, a Vrati powoli traciła energię, więc Val postanowiła „skończyć na dobrym”. Zwolniła do kłusa, a po kilku okrążeniach na luźniejszej wodzy do stępa. Wtedy też pokazywała mi jak pięknie Vratka reaguje na dosiad – można nią było sterować bez użycia wodzy, a ona szła w dokładnie tym kierunku, o który prosiła ją amazonka. Połaziły sobie po hali, a kiedy były już rozluźnione i gotowe na odpoczynek Val zeskoczyła na ziemie. Odpięła popręg, który przerzuciła na siodło, żeby nie szlajał się po drodze po ziemi. Odprowadziłyśmy klaczkę do boksu, gdzie uwolniłyśmy ją ze sprzętu i podarowałyśmy kilka cukierków. Czaprak był trochę mokry, więc poszłam wywiesić go na płot, a Valentine zabrała całą resztę do masztalerki. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz