Godzina: 11:00
Rodzaj: wytrzymałościowy, zapoznawczy
Uczestnicy:
Andrea Beaumont, Natalie Queen
Koń: Shilo
Stało się. Kupiłam Shilo, ta dziewczyna stała już w boksie, a jej mięśnie nie mogły czekać dłużej na to, aż w końcu ktoś łaskawie poprosi je o to, żeby się ruszyły. Boks też nie mógł już czekać, bo rozbrykana, niewybiegana klacz miała na swoim sumieniu już dwa zapięcia. To było takie dobre końskie dziecie, ale jednocześnie bardzo absorbujące. Ona nigdy nie miała dość wrażeń, ruchu, zadań i zabawy. Chyba, że aktualnie znajdowała się na wypasie, otoczona przez wianuszek innych koni. Wtedy zajmowała się ich tresowaniem. Shilo do stada Ruski dołączyła na pastwisku niedawno, toteż nie była jeszcze tak pewna siebie i dopiero robiła rekonesans - nie narzucała się innym koniom, ale angażowała się w zbiorowe życie stada i zbiegała za stadem zawsze wtedy, gdy jakaś ciekawostka poruszyła wszystkie konie. Na razie obserwowała i po prostu była sobą. Nie walczyła, ale dawała znać, że ta trawa jest jej, ta piłka jest jej i ten żłób jest jej. Uśmiechnęłam się pod nosem. To trochę tak jak ja. Wróciłam do pięknego rancha Ruski w słonecznej Kalifornii niedawno i tak naprawdę mało kogo jeszcze znałam. A już na pewno nie znałam się na wyścigach tak, by poradzić sobie z nimi samodzielnie.
Po prysznicu i śniadaniu stanęłam przy oknie rozglądając się po terenie. Kilka osób już krzątało się z końmi, ktoś skakał. Co ja zrobię z tą dziewczyną?, powtarzałam sobie w głowie. Jej obecność tutaj była efektem zarówno mojej wielkiej miłości do niej jak i szybko podejmowanych decyzji. Kilka miesięcy spędzonych na torach przywiązało mnie do wyścigów, ale żeby poprowadzić konia samodzielnie? Na to byłam za cienka. Zastanowiłam się kto mógłby mi pomóc i przypomniałam sobie o Natalie, przyjaciółce Ruski. Opiekowała się trzema jej rumakami, znała się na wyścigach jak mało kto i choć nie sprawiała na pierwszy rzut oka wrażenia sympatycznej, wydawała się zupełnie oddana koniom, gdy z nimi pracowałam.
Zapukałam do jej pokoju i gdy otworzyła, z głupim uśmiechem na twarzy powiedziałam tylko ciągiem:
- Wiem, że słabo się jeszcze znamy, ale pomóż mi z Shilo, proszę! - dziewczyna wydawała się nieco zaskoczona, ale chyba położenie nacisku na konia, a nie na mnie w tej prośbie nastawiło ją nieco przyjaźniej.
- Jak to pomóc z Shilo? - wpuściła mnie do środka, a ja wyżaliłam się o moim braku doświadczenia i chęci rozwoju z tym koniem. Zanim skończyłam była już w bryczesach, ale nie odzywała się za wiele. Konie były już po śniadaniu, wypoczęte i czekające na to, by je czymś zająć.
- Musimy się rozgrzać. - rzuciła Nat. - Lubi karuzelę?
- Nienawidzi. - odparłam z uśmiechem. - Koszmarnie się nudzi. Musimy zrobić coś żywego.
- Ok. Rozgrzejemy ją i przećwiczymy dziś w terenie. Musimy najpierw sprawdzić w jakiej delikwentka jest kondycji i do tego ułożymy cały późniejszy plan treningowy. Dziś wytrzymałość.
Weszłyśmy do stajni, Shilo od razu zareagowała na to, że coś się dzieje. Nadstawiła uszu i strasznie się wierciła przy otwieraniu boksu. Wiedziałam, że ciężko będzie ją wyczyścić i faktycznie, wierciła się, ale przeżyła. Tak samo musiała przeżyć zapinanie i dociąganie popręgu, ale potem widać było, że jest skupiona, bo wiedziała, że będzie coś robić, a ona przecież musi coś robić, no jak to tk inaczej. W jej kroczkach czuć było to znajome dryptanie, lekkie napięcie mięśni, które czekają, aż eksplodują energią. Tak, trzeba będzie uważać na kontuzje tego nieokiełznanego energetycznie konia. Łatwo będzie z nią przeszarżować.
Natalie nic nie mówiła, po prostu szła obok i przyglądała się Shilo. Próbowałam zagadywać coś o nowej części Gwiezdnych Wojen i takie tam, ale nie robiło to na niej wrażenia. Shilo i owszem. Trzeba przyznać, że Mila o nią dbała i Shi posiadała klasyczną sylwetkę konia w treningu wyścigowym. Była zadbana, brakowało jej tylko przetarcia, doświadczenia... Phi, to przecież tak niewiele, prawda? Nie? No cóż... czekajcie!
- Wsiadaj. - rzuciła do mnie Natalie. - Idziemy na tor. - po 5 minutach już tam byłyśmy, a ja, jako grzeczny uczeń, czekałam na polecenia mojej trenerki.
- Na dżokeja jesteś za ciężka. - bez ogródek, ale i bez jakiejś celowej złośliwości, powiedziała Nat. Mimo wszystko spojrzałam po sobie z żałością. Nie jestem gruba, ale chuda też nie. A do tego jestem wysoka, więc wyglądam spoko, a ważę więcej. No trudno, materiał na dżokeja ze mnie faktycznie mierny. - Ale to dobrze. - dodała. Zmarszczyłam brwi. Zauważyła to.
- Trening pod większym obciążeniem będzie bardziej efektywny. Shilo się wzmocni i zaprawi. Będzie silna. Gdy podczas wyścigu dostanie gościa ważącego 50 z groszem, będzie myślała, że biegnie luzem. Zobaczysz, jaki uruchomi zapas. - zaśmiałam się i Natalie, chcąc nie chcąc uśmiechnęła się razem ze mną. Zaraz jednak znów przybrała poważną minę. Najpierw kazała nam się rozgrzać. Postępowałyśmy, pokłusowałyśmy i porozciągałyśmy tak jak pani trener przykazała.
- Dobra, zaczynamy. Najpierw zrobisz 1000 metrów kłusem, potem 500 galopem i znów 1000 metrów kłusem. Odpoczniecie, zrobicie 500 metrów stępu. - jak kazała, tak zrobiłyśmy. Kłus, dla konia najzdrowszy i najbardziej wydajny, dla Shilo wydawał się czymś za wolnym, za małym. Czułam po wodzach, że koń trochę chce mnie wyprzedzić i nieco wyrywa, ale udawało mi się ją przytrzymywać - za każdym razem, gdy koń chciał wyrywać przestawałam anglezować i po prostu opadałam (acz delikatnie, by pleców i nerek naszej gwiazdy nie uszkodzić) na siodło. Shilo nie lubi klepania pupy w chodach roboczych. Momentalnie traciła rytm i musiała zwolnić. Jej mięśnie wciąż były napięte, aż po przekroczeniu znacznika 1000 metrów dostała łydkę za popręg i wtedy poczuła wolność - dziki pęd, długie foule i pędzimy. Koń się wyciągnął, zebrał i rozluźnił, choć nie funkcjonowała ze mną jeszcze w pełnej równowadze. Kątem oka widziałam tylko Natalie przyglądają się nam, czasem kiwała głową.
- Kłus! - usłyszałam tylko, jak krzyknęła, gdy 1500 m było za nami. Shilo wydawała się zaskoczona i nieco rozczarowana, ale poddała się pomocom. Musi mu zaufać, że jeszcze się nabiega ta dziołcha narwana. Dryptała bardzo szybkim kłusem następny kilometr i nie widać było jeszcze po niej zmęczenia, choć wyraźnie się rozgrzała. Bardziej też rozumiałyśmy swoje ruchy, nie zadzierała już tak głowy i ładnie szła w pionie, dobrze wyginając się w łuk na zakrętach. Po kilometrze kłusa przeszłyśmy do odpoczynkowego stępa, tym razem Shilo już nie protestowała.
- Skup się teraz na pomocach, ustawcie się pod siebie wzajemnie. - faktycznie, stęp był okazją nie tylko do odpoczynku, ale i poprawek. Oddałam wodzę, pozwoliłam się koniowi totalnie rozciągnąć, by potem przywołać ją do formy mocnymi półparadami. Po przejechaniu 500 m Natalie dała znać ruchem dłoni, że czas na kłusa. Cały rytm powtórzyłyśmy jeszcze 3 razy i zjechałyśmy do bramy, do Natalie.
- Coś mi się wydaje, że to może być koń na końcówkę. - powiedziała z pierwszym szczerym, szerokim uśmiechem w naszą stronę.
- Tak, z tego co słyszałam nie jest frontówką. Kocha ostatnią prostą, a po drodze trzyma się w środku.
- Ma potencjał na dystans. Może będzie w stanie wytrzymać nawet mocne tempo wyścigu od początku. Zobaczymy jak z jej szybkością, czy nie pozwoli sobie odjechać. Jej kondycja jest całkiem ok, myślałam, że nie zrobimy 3 kółka. Następnym razem zmienimy długości poszczególnych chodów. Rozstępuj ją teraz i róbta co chceta.
- Dziękuuuuuję! - zadarłam się, gdy Natalie była już pod stajnią i uśmiechnęłam się. Może coś będzie i z konia i ze mnie i z naszej znajomości. Zeszłam z Shilo i spacerowym stępem przeszłyśmy się po torze, potem zrobiłyśmy sobie lekkie spa, a potem dałam jej zasłużony odpoczynek na pastwisku, obserwując jak tam jej relacje z innymi końmi. Miała je gdzieś, musiała się najeść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz