Rodzaj treningu: ujeżdżeniowy (L-P)
Data i godzina: 28 marca, 13:21
Para: Ruska & Ravenna
Po wczorajszych szaleństwach na torze crossowym trzeba było ruszyć Ravi, żeby nie miała zakwasów. Zdecydowałam się na lżejszy trening ujeżdżeniowy i do tego też zaczęłam ją sobie przygotowywać. Do niebieskiego czapraka dobrałam owijki w tym samym kolorze, a gdy założyłam już resztę sprzętu – zaprowadziłam klacz na halę. Klimatyzacja!
Wsiadłam z ziemi i od razu ruszyłam stępem na luźnej wodzy. Pozwoliłam klaczy na chwilę laby, podczas której odpisałam Det na smsa, a gdy skończyłam wyłączyłam telefon i zebrałam wodze. Lekko stuknęłam klacz łydkami, a że miała w sobie dziś sporo energii (po wczorajszym to aż dziwne) to od razu posłusznie przyspieszyła. Przez jakiś czas kręciłyśmy się po hali, wykonując przeróżne ćwiczenia. Robiłyśmy dużo wolt i serpentyn, ale pojawiły się także ósemki, przekątne oraz figury takie jak cofanie, czy zwroty na zadzie lub przodzie. Ravi nie do końca ogarniała ideę zwrotów, dlatego poświęciłam dłuższą chwilę na naukę. Wydaje mi się, że załapała to całkiem szybko.
Włączyłam radio na pierwszą lepszą stację. Zaraz później zakłusowałyśmy. Przejście było ładne i niemal natychmiastowe. Nie musiałam dziś poganiać gwiazdeczki, co bardzo mnie cieszyło. Dzięki temu trening był znacznie przyjemniejszy. Kłusowałyśmy po pierwszym śladzie, a po dwóch okrążeniach zmieniłyśmy kierunek poprzez przekątną. Cały czas anglezowałam, więc stwierdziłam, że przydałoby się trochę potrząść w siodle. Ustaliłam, że na krótkich ścianach będziemy poruszać się zwyczajnym kłusem anglezowanym, a na długich pośrednim ćwiczebnym. Ravi nie miała problemu z przyspieszaniem, cieszyło mnie to, że ciągle była bardzo uważna i skoncentrowana na mnie. Po kilku minutach zjechałam na koło, gdzie popracowałyśmy nad prawidłowym wygięciem. Szybko jednak przeszłyśmy na rysunek ósemki (wielką na całą halę) i kontynuowałyśmy utrwalanie odpowiedniej pozycji ciała klaczy. Była wciąż trochę sztywna, ale z każdą chwilą uelastyczniała się coraz bardziej. Zrobiłyśmy dwie serpentyny. Pierwsza miała trzy brzuszki, za to druga już sześć. Przez jakiś czas poruszałyśmy się po pierwszym śladzie znowu bawiąc się tempem i często zmieniając kierunek, raz przez przekątną, a raz przez półwoltę.
Zagalopowałyśmy w narożniku, ale przejście było takie sobie. Ravi zamiast od razu zmienić chód zaczęła się rozpędzać w kłusie i pierwsza próba była zupełnie nieudana. Sam galop był naprawdę dobry, nie musiałam jej popędzać, bo sama trzymała dobre tempo. Pozwoliła mi się zebrać i jestem pewna, że z boku wyglądała bardzo ładnie. Czułam, że zaangażowała zad i płynnie poruszała kończynami. Zaczęłyśmy ćwiczenia na kole – wtedy była już całkiem giętka i wiedziała o co mi chodzi, więc nie musiałyśmy długo nad tym pracować. Na drugą nogę radziła sobie równie dobrze. Postanowiłam więc sprawdzić jak tam jej lotne zmiany nóg. Były… takie sobie. Przy pierwszym podejściu chyba sama nie wiedziała czego chcę, ale dość szybko przypomniała sobie o co w tym chodziło. Co prawda dziwnie podskakiwała, ale jednak załapała podstawy. Poklepałam ją i zwolniłam do stępa, by dać jej chwilę przerwy. Poluzowałam wodze tylko troszkę, bo zauważyłam, że ostatnio nauczyła się, że luźne wodze po jakimś wysiłku oznaczają koniec treningu i później ciężko ją było z powrotem ogarnąć. Po kilku minutach zakłusowałam, ale przejście mi się nie spodobało – i już wiedziałam co będziemy teraz ćwiczyć. Tak, poświęciłyśmy temu sporo czasu. Ravenna chyba momentami trochę się wkurzała kiedy po raz kolejny kazałam się jej zatrzymywać z kłusa. Fajnie wychodziły jej zagalopowania ze stępa – chyba nawet lepiej niż z kłusa. Na koniec przejechałyśmy sobie jeszcze jakiś program z klasy L, który chyba pamiętałam. Nie było tak źle. Ravi szybko się uczy i jest chętna do pracy i dzięki Bogu potrafi się skupić na dłużej niż 10 minut.
Rozstępowałam ją porządnie, a później odprowadziłam do boksu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz