piątek, 12 sierpnia 2016

NOC SPADAJĄCYCH GWIAZD! :D


To było późne popołudnie, jedenastego sierpnia. Większa część ekipy siedziała w swoich pokojach, odpoczywając przed wieczornymi treningami. W sumie z tego co pamiętałam miały to być tylko dwie jazdy skokowe i na dzisiaj wszystko. 
Oglądałam w piwnicznej sali gier telewizję, wylegując się na kanapie. Obok przysypiała Detalli, a na fotelu rozłożyła się Milka z miską popcornu. Czas mijał powolutku i spokojnie. 
Wtem ze schodów wbiegła uśmiechnięta od ucha do ucha Valentine, budząc przy okazji Det. Mila przytrzymała swoją zdobycz, wiedząc że Val może spróbować ukraść dla siebie trochę prażonej kukurydzy.  Ona jednak była czymś zbyt przejęta. Stanęła nad nami z rękoma ułożonymi na biodrach. 
- Możemy ci w czymś pomóc?… - mruknęłam.
- Boże, Ruska, jak zwykle zapomniałaś! - krzyknęła mi tuż nad uchem, przez co zaraz złapałam poduszkę i próbowałam ją zdzielić, jednak była szybsza i zrobiła unik. Spokojnie, co się odwlecze to nie uciecze…
- No to o czym niby zapomniałam? - zapytam zrezygnowana.
Mila wciąż mierzyła przybyszkę nieufnym spojrzeniem i po kryjomu wcinała popcorn. Det stwierdziła, że ją to nie obchodzi, przykryła głowę kapturem bluzy i znowu zaczęła odpływać do krainy snów. 
- NOC SPADAJĄCYCH GWIAZD! TO DZISIAJ!
Na te słowa poderwałyśmy się z miejsc i wbiłyśmy w nią żądne informacji spojrzenia. 
- Naprawdę? Dzisiaj?!
- Tak! Także robimy grilla nad basenem a potem będziemy oglądać niebo z leżaczków! Tylko się módlcie żeby pogoda dopisała…
Z tymi słowami zrobiła w tył zwrot i pobiegła na górę by dalej głosić radosną nowinę. 
- A ja miałam dziś wracać do domu… - zaczęła Detalli.
- No ale nie możesz jechać bo to przegapisz… Musisz się jeszcze przemęczyć do jutra, kochana. - Posłałam jej w powietrzu całusa. - To może pojedziemy na jakieś zakupy słodyczowe, co?
- Nooo kończą mi się zapasy nutelli, jedziemy – jęknęła Milka, odkładając miskę na stolik.
Det chwilę się pokrzywiła, ale ostatecznie stwierdziła, ze i tak już nie zaśnie i w sumie to też przydała by się jej taka czekolada do poduszki. 
Rozeszłyśmy się do pokoi żeby się przebrać, bo cały dzień sprzątałyśmy padoki i wyglądałyśmy mało reprezentacyjnie. Miałyśmy na ogarnięcie się dwadzieścia minut, przy czym oczywiście musiałam się spóźnić, bo w tym pobojowisku ciężko było znaleźć jakieś nadające się ubrania, ale w końcu się udało. Zeszłam na dół, gdzie w holu dziewczyny stały już gotowe i tylko z nudów próbowały przed lustrem jakieś dziwaczne fryzury. 
- Nie spieszyłaś się – przemówiła grobowym głosem Milka, ale widząc moją minę wywróciła oczami i otworzyła drzwi na szerz, przepuszczając nas. 
- Weźmiemy samochód Alexa – stwierdziła Det, machając do nas kluczykami z logiem ferrari. Uśmiechała się przy tym jakoś dziwnie podejrzanie.
- On nic nie wie prawda?
- Przecież będziemy ostrożne, nie będzie nawet ryski.
- O ile nie będziesz prowadzić, moja droga – Mila zabrała jej klucze w tak błyskawicznym i niespodziewanym geście, że Det została z pustą ręką w powietrzy jeszcze na kilka sekund. W końcu wzruszyła ramionami.
Chciałam zaprotestować i sama zasiąść za kółkiem, ale ledwo otworzyłam usta, a Mila już posłała mi spojrzenie w stylu „nawet się nie wysilaj”. Skapitulowałam i usiadłam z tyłu razem z siorczyćką. 
Silnik pięknie odpalił za pierwszym razem, przyjemnie zamruczał, po czym ruszyłyśmy. Ekhm, praktycznie skoczyliśmy do przodu i z piskiem opon puściłyśmy się drogą wjazdową, kurząc za sobą tak obficie, że nie widziałyśmy absolutnie nic, gdy spojrzałyśmy za siebie. 
Postanowiłyśmy pozostawić to bez komentarza. Tym bardziej, że do miasta dojechałyśmy w miarę bezpiecznie. Zaparkowałyśmy przez pierwszym lepszym sklepem i weszłyśmy do środka. Oczywiście wzięłyśmy duży wózek. 
Od razu skierowałyśmy się na dział ze słodkościami, wymieniłyśmy tylko spojrzenia, a potem zaczęłyśmy pakować wszystko. Dosłownie każdy rodzaj żelków, każdy smak czekolady razy pięć, każde wafelki… no wszystko. Wózek zapełnił się w kwadrans, ale i tak postanowiłyśmy jeszcze iść na dział z warzywami, żeby kupić trochę marchewek. Lody w domu na szczęście już były. 
Przy kasie wyszło dużo za dużo, ale wtedy wyjęłam złotą kartę. Detalli natychmiast ją poznała i uśmiechnęła się zawadiacko. 
- O tym Alex też nic nie wie? - bardziej stwierdziła, niż zapytała, toteż nawet słowem się nie odezwałam.
Pakowanie zajęło nam dłuuugą chwilę, ale we trzy jakoś dałyśmy radę. Potem cudem na wózek i wio do auta. I wtedy okazało się, że ten bagażnik jest maleńki i nie zmieści się do niego nawet połowa zakupów. 
I tym oto sposobem Mila jechała na przodzie z Det, a ja z tyłu z kilkoma wypchanymi do brzegi reklamówkami, które chciały się przytulać na każdym gwałtowniejszym zakręcie. A wszystkie zakręty były gwałtowne. Dziwne… 
Dojechałyśmy do domu jakoś w okolicy 19 godziny. Słońce pomalutku zaczeło zachodzić, ale do ciemnego nieba jeszcze było daleko. Razem z Det poszłyśmy do domu po pomoc z zakupami.
W kuchni siedzieli akurat Alex, Scott i Avery, debatujący nad piwem. Trochę bałyśmy się reakcji pierwszego z panów, no ale przecież teraz to najwyżej pokrzyczy i zacznie lepiej chować kluczyki. Trudno. I tak je znajdziemy…
- Mamy zakupy do wypakowania i jeśli pomożecie to się podzielimy – powiedziałam, a Det ślicznie się uśmiechnęła i zatrzepotała rzęsami. Szturchnęła mnie łokciem, żebym zrobiła to samo, co oczywiście niezwłocznie uczyniłam. Wtedy Alex zerknął przez okno na podjazd… Najpierw pobladł, a potem z imponującą szybkością poczerwieniał na całej twarzy. Dam głowę,że para zaczęła ulatywać z jego uszu.
„Na Milę będzie się bał krzyczeć” - przekazałam telepatycznie siostrze. 
- To nie był nasz pomysł – powiedziała natychmiast. - Nie ma co się denerwować, złość piękności szkodzi, także tego… Po prostu idźcie po te zakupy no!
Avery poklepał go po ramieniu, przez kilka miesięcy małżeństwa nauczył się już, ze nie warto spierać się z kobietami i lepiej odpuścić. Przybiłyśmy piątkę, a panowie akurat minęli się w drzwiach z Milką. 
- Gapił się na mnie jakbym zabiła mu szczeniaczka – prychnęła, oglądając się za siebie.
- On tak czasem ma jak zapomni leków – odpowiedziała Det, smutno kiwając głową. - Później przemycę mu je w kiełbasie, na Charlie'go zawsze działa.
- A czy Charlie nie jest czasem tygrysem?
- W gruncie rzeczy to nie jest duża różnica. Naprawdę.
- Tak, nie wątpię, że poznałaś już Alexa od tej bardzo tygrysiej strony, siostro – zerknęłam na nią zaczepnie, ale nie podjęła się potyczki. Zobaczyła jak Scott wnosi pierwsze torby i od razu zabrała się za przeszukiwanie ich. Wybrałyśmy sobie po jednej rzeczy i poszłyśmy na taras.
Zen królował przy grillu, podczas gdy kilka osób zajęło miejsca na leżakach. Było jeszcze bardzo, bardzo ciepło, więc stwierdziłyśmy, że pomoczymy nogi w basenie, więc usiadłyśmy na brzegu i zajęłyśmy się batonikami. Na niebie błąkały się może trzy chmurki, więc zapowiadała się ładna noc. W przeciągu godziny zjawiło się kilka kolejnych członków załogi, kilkoro z nich w strojach kąpielowych.
Nie zauważyłyśmy ich tak od razu, a raczej dopiero w momencie gdy wpadli do basenu na bombę ochlapując nas bardzo konkretnie. Francis podpłynął do nas (wkurzonych nas) i z tym swoim uśmiechem oparł się o brzeg, pomiędzy Milką, a Det. 
- Co tam, dziewczyny? Boicie się wody?
Detalli chciała mu pocisnąć, ale zanim zdążyła złapał ją za nogi i wciągnął do wody, jednak ciągle ją asekurował, żeby się przypadkiem nie utopiła. Zauważyłam, że do mnie i Milki płyną właśnie Scott i Chris więc błyskawicznie podniosłyśmy się i uciekłyśmy prawie na sam taras.
- Ej, my ją tam zostawiłyśmy z nimi… - moje sumienie kopnęło mnie w tyłek.
- Dooobra, poradzi sobie. W końcu ma pazury, co nie? - odparła Mila.
- No w sumie ma. - Wzruszyłam ramionami.
Obserwowałam wodę, pod którą COŚ się działo i czekałam tylko aż zrobi się czerwona a na wierzch wypłynie ciało Francisa. Jednak okazało się, że nikt nie został zabity, a nawet się dogadali i zaczęli się chlapać. To była prawdziwa wojna i już po piętnastu minutach Aiden musiał włączyć dolewanie wody. 
- Niech ktoś przyniesie te dmuchane rzeczy, widziałam w schowku w piwnicy! - krzyknęła Detalli, a ja zaczęłam się zastanawiać co ona robiła w schowku w piwnicy. Miałam iść, ale przypomniało mi się o pająkach, które tam bywają. Wyręczyła mnie Drey, przed którą pająki uciekają w popłochu.
- Chodź, pójdziemy po lody – z zamyślenia wyrwała mnie Milka.
- O widzisz, to jest dobry pomysł!
W kuchni wyjęłyśmy tyle pucharków ile było aktualnie ludzi w Echo i nałożyłyśmy do nich różne smaki lodów. Dużego wyboru nie było, bo aż trzy: waniliowy, pomarańczowy i jagodowy. Udało nam się to wszystko zabrać nad basem za jednym zamachem, gdyż znalazłyśmy świetne, duuże tacki. Ucieszyli się na tyle, że obiecali nie wciągać nas do basenu, za co grzecznie podziękowałyśmy. Usiadłyśmy na dwóch ostatnich wolnych leżaczkach i jadłyśmy lody. Słońce zaszło, zaczynało się robić szaro, a więc niedługo będzie widać gwiazdy… Akurat Zen skończył robić pierwszą partię żeberek i kiełbasek, Cora rozdała talerze, sztućce i bułeczki. 
- Dobra, to kto idzie dać koniom kolacje? - zapytała, kiedy zorientowała się, że wszyscy wcinali już swoje jedzenie. Spojrzałam na Det, siedziała na brzegu w ociekających wodą ubraniach, ukrywając twarz za na pół zjedzoną bułką. Cała reszta też jakoś nagle zainteresowała się posadzką.
- To niech idą właścicielki tego kołchozu! - zawołał Evan, chyba nie sądził, że wyjdzie mu aż tak głośno i ukrył się za parasolem, gdy skupił na sobie spojrzenia 100% ludzkiej populacji Echo Stable.
- Ale to jest bardzo dobry pomysł – podchwyciła to Cora. - Już, proszę bardzo. Szanowna pani dyrektor jedna z drugą, do roboty!
Westchnęłam, podałam Milce mój talerzyk i udałam się w stronę tarasu razem z Fri. 
- Idę z wami! - usłyszałam za sobą. Mila przekazała obydwa talerze Jasperowi (bardzo zły wybór, już nie zobaczymy tych żeberek) i podbiegła do nas.
Także cała nasza trójka zawinęła się do stajni. Wszystkie konie były już w boksach, a pasze zostały przygotowane z wiadrami podpisanymi imionami koni. Musiałyśmy je tylko zawieść na taczkach do odpowiednich boksów i wsypać jedzonko do żłobów. No i trochę ogarnąć tu i ówdzie. Ja i Friday zajęłyśmy się kolacją dla rumaków, a Mila złapała za miotłę i zaczęła sprzątać korytarz. Kiedy skończyłyśmy to jeszcze sprawdziłyśmy czy wszystko jest pozamykane, a światło wszędzie zgaszone. Mogłyśmy zamknąć stajnię i wrócić do domu. 
Z Milą pomyślałyśmy, że właściwie to mogłybyśmy przebrać się w stroje i posiedzieć trochę w basenie, bo woda była bardzo ciepła. Kiedy już byłyśmy gotowe to jednak złapałyśmy po długim swetrze i ręczniku, bo niedługo miało zrobić się chłodno na dworze. 
Okazało się, że wszystko zajęło nam sporo czasu i było już naprawdę ciemno, pojawiły się też pierwsze gwiazdy. Audrey przyniosła te dmuchane zabawki, ale znalazła w piwnicy także pochodnie z płynem odstraszającym owady. Panowie powbijali je w ziemie dookoła basenu i zapalili, a efekt był niesamowity. Fancis zagwizdał widząc nas na tarasie, ale Det zmierzyła go tak lodowatym spojrzeniem, że skulił się i zamknął w swoim małym brokatowym świecie na dłuższą chwilę. 
Pierwsze co zrobiłyśmy to złapałyśmy się za ręce i biegiem ruszyłyśmy do basenu. Wskoczyłyśmy, pilnując by ochlapać wszystkich siedzących dookoła Jeju, to było cudowne, chciałam jeszcze raz, ale zanim zdążyłam wyjść, to Det rzuciła we mnie piłką.  Sama też wskoczyła już do wody. 
Zaczęliśmy grać w jakąś przedziwną odmianę siatkówki, gdzie każda z drużyn liczyła jedną, max. dwie osoby, a tych drużyn było z sześć. Namachaliśmy się i naśmieliśmy tak, że nie mogliśmy już oddychać, więc zrobiliśmy sobie przerwę. Leżaki były zajęte, więc kilka osób przyniosło zapasowe materace i rozłożyli je na trawie z poduszkami i kocami. No i co że byliśmy mokrzy! Razem z Milą i Det klapnęłyśmy na najbliższym i otuliłyśmy się tymi kocykami, bo jednak jak wiatr zawiał to zgrzytałyśmy zębami. 
Cora przyniosła nam talerzyki z pieczonymi ziemniakami. Przy tym trocę się rozgrzałyśmy, bo były jeszcze bardzo, bardzo gorące i ledwo mogłyśmy je jeść. 
- GWIAZDA! - krzyknęła nagle Amelia, a wszyscy momentalnie spojrzeli w górę, by zobaczyć pierwszą gwiazdkę. 
- Prawie jak wigilia, wszyscy się ekscytują na widok pierwszej gwiazdki… - Uśmiechnęłam się.
- To teraz czekamy na pierwsza spadającą gwiazdkę – westchnęła Mila i położyła się z rękoma założonymi pod głową.
Poszłyśmy za jej przykładem, chociaż słyszałyśmy, że ktoś znowu wskakuje do basenu. Ale nie chciało nam się na razie wstawać, byłyśmy nastawione na te spadające cudeńka. Trochę się nam nudziło, więc Detalli zaczęła opowiadać o treningach ze swoimi młodymi wyścigówkami, a ja uparcie zbaczałam na temat człowieka, który pilnuje rozpiski tych wyścigów, wkurzając ją… 
I nagle zamarłyśmy, bo to na niebie, dosłownie na sekundę, pojawiła się ONA! PIERWSZA SPADAJĄCA GWIAZDA!
- O rany! - powiedziała roześmiana Milka. - Widziałyście?!
- Tak!
- A to dopiero jedna!
Detalli miała rację, bo do tamtej pory co jakiś czas widziałyśmy gwiazdki, które sunęły po niebie i zaraz znikały, ale były tak piękne, że nawet w tak krótkim czasie potrafiły spowodować radość. 
- Nie wiem jak wy, ale ja bym się jeszcze pokąpała… - stwierdziłam, a dziewczyny na to przystały.
W basenie akurat nikogo nie było, więc wydurniałyśmy się same, co jakiś czas robiąc przerwę na gapienie się w górę, albo na jedzenie słodyczy, które wciąż krążyły po ludziach. Mieliśmy taki zapas, że mogliśmy spokojnie się nimi napychać. A Alex wciąż nie zauważył dziwnych anomalii na swoim koncie bankowym, więc panowała sielankowa atmosfera. Francis musiał przyleźć, ale zachowywał się w miarę grzecznie, poza obmacywaniem Det, za co ciągle obrywał od niej albo ode mnie, a ręka z kośćmi z adamantium potrafi wyprowadzić naprawdę solidny cios – brokatowiec się o tym przekonał.
W końcu nie miałam już siły użerać się z nim i tymi dwoma wariatkami, które znalazły sobie świetną zabawę pt. „kto pierwszy załaskocze Ruskę na śmierć”. Wyczaiłam wolny leżak i natychmiast go zajęłam. Akurat obok Aidena, który zlitował się nade mną i zdobył kocyk specjalnie dla mnie. Czy w budżecie stajni przewidziana jest premia za dostarczanie kocyków? 
- To jakie pomyślałaś życzenie? - zapytał,a w tym świetle pochodni wyglądał nie wcale nie najgorzej…
- One za szybko spadają… Życzenie wypowiedziane po zniknięciu się nie liczy – odpowiedziałam, starając się skupić uwagę na niebie.
- Pomyśl krótkie życzenie – przedstawił swój pomysł.
- To musiałoby być bardzo krótkie życzenie. Gdybym była Friday, zatrzymałabym czas i załatwiłabym to na spokojnie, a tak to się człowiek stresuje i jest jeszcze trudniej. Nie potrafię tak szybko myśleć.
Uśmiechnął się, powstrzymując śmiech. Byłam za to wdzięczna, serio. 
- A ty? - zapytałam.
- Kolejna zasada: nie wolno wyjawiać życzeń, bo się nie spełni.
- A mnie to pytałeś!
- Siostro! Uśmiech! -  Usłyszałam nagle, a potem oślepił mnie flesh aparatu. - Bardzo ładnie, leci już do Bucky'ego! - oznajmiła ucieszona, majstrując w telefonie.
- Osz ty!
Zerwałam się i zaczęłam ją gonić, co było trudne, bo musiałyśmy przeciskiwać się między materacami. W końcu, gdy już miałam ją złapać, obydwie trafiłyśmy na przeszkodę, która przytuliła nas do siebie w stalowym uścisku. Spojrzałyśmy w górę i zaniemówiłyśmy na kilka sekund.
- TATUŚ!
Faktycznie, tatuś z sobie tylko znanego powodu stał przed schodami na taras w pełnym umundurowaniu motocyklowym. Zmierzwił nam włosy, jakby i tak nie były dość skołtunione po ciągłym moczeniu i wysychaniu. 
- A co ty tu robisz?
- Przecież sama mi mówiłaś, żebym przywiózł Ci te roboty treningowe – tatuś ścisnął groźnie brwi, mierząc mnie niecierpliwym spojrzeniem.
- Teraz?! Mówiłam o tym dwa miesiące temu!
- Hej, dzieciaku, mam ważne rzeczy na głowie. A co tu się dzieje?
- Oglądamy spadające gwiazdy – powiedziała Detalli, ciesząc się na zmianę tematu i być może atmosfery. Uśmiechnęła się słodko i wskazała na grilla. - Chcesz coś zjeść?
- Niee, ja tylko na chwilę. Gdzie mam zanieść sprzęt?
- Do piwnicy… Czyli oczywiście nie zostaniesz?
- A jak często wy odwiedzacie mnie?
No tak… Tatuś nagle się uśmiechnął. Z tryumfem w oczach.
- No więc właśnie. Bawcie się, tylko żebym się za was nie wstydził. - Spojrzał gdzieś ponad nas – jak się okazało na Francisa, który stał w bezpiecznej odległości, więc z pewnością siebie zasalutował. 
Tatuś westchnął, potem ucałował nas w czółka i poszedł do domu. I tyle go widzieli. 
Resztę wieczoru spędziliśmy na jedzeniu i gapieniu się w niebo. Niektórym szybko się znudziło, ale ja, Milka i Det leżałyśmy tam kilka kolejnych godzin, a potem nie miałyśmy sił iść do póki, więc zgromadziłyśmy więcej koców i spałyśmy na zewnątrz. Przygoda życia. :)

3 komentarze:

  1. O
    MÓJ
    BROKACIE!!!!!!

    NA GG DAWAŁAM CI RELACJĘ NA ŻYWO ALE O MÓJ BOŻE, BORZE I BROKACIE! TO JEST NAWET BARDZIEJ OD POTRÓJNEGO CZY POCZWÓRNEGO BARDZO! TO JEST NAWET BARDZIEJ BARDZO OD LIVKOGENIALNIE! AUTO I KARTA ALEXA! I FRANCIS W CAŁEJ SWOJEJ BROKATOWEJ OKAZAŁOŚCI! I NAWET WSPOMNIENIE O KOCHANYM EVENOBLAZIE, KTÓRY NAM WSZYSTKO WYPOMINA W GRAFIKU! I JEZU PŁACZĘ ZE SZCZĘŚCIA <33333333333
    NIE MOGŁAM ZOBACZYĆ SPADAJĄCYCH GWIAZD A TY MI JE TU DAŁAS I CHYBA NAWET NA ŻYWO NIE MOGŁOBY BYĆ LEPIEJ <33333333
    I CIĘ KOCHAM!
    I DAŁAŚ TUTAJ MOICH UKOCHANYCH BOHATERÓW (A KOCHAM CIĘ JESZCZE BARDZIEJ BO TYCH ICH STWORZYŁAŚ), DAŁAŚ TU MOJE ŻYCIE OD KTÓREGO BYŁAM TYLE ODSUNIĘTA! BASEN, SIATKÓWKĘ ZDJĘCIA ROZWODOWE!!!!!!!! PO PROSTU ZA KAŻDYM RAZEM Z KAŻDĄ LINIJKĄ SIĘ CHICHRAŁAM PŁAKAŁAM A MAMA NIE WIEDZIAŁA CO ROBIĆ! I JESZCZE TATUŚ!
    JA JUŻ NAWET NIE WIEM CO PISAC BO TO WSZYSTKO JEST ZBYT PIĘKNE ŻEBY BYŁO PRAWDZIWE<33333 A JEDNAK JEST. I TE WSZYSTKIE BROKATOWE SCENY TAK BARDZO WYMIATAJĄ! I TY Z AIDENEM I BYM MUSIAŁA PRZEKLEIĆ TUTAJ CAŁY TEN TEKST ŻEBY CI POKAZAĆ CO JEST W NIM BARDZIEJ NIŻ LIVKOGENIALNE!
    DIZĘKUJĘDZIĘKUJĘDZIĘKUJĘDZIĘKUJĘ AŻ Z RADOŚCI NIE UMIEM PISAC!
    KOCHAM CIĘ BARDZO BARDZO BARDZO I LIVKOGENIALNIE CIĘ KOCHAM!
    I SIŁA SIÓSTR I ICH ADAMANTIUM!!!!!!!!

    JEZU TO TAK CHAOTYCZNE, ZE PEWNIE 99/100 TEGO CO CHCIAŁAM NAPISAĆ POMINĘŁAM ALE WIEDZ, ŻE... POWTÓRZĘ CIĘ
    KOCHAM CIĘ ZA TO I ZAŁUJĘ ZE NIE UMIEM TU PISAĆ WIĘKSZYCH LITER. BO KOCHAM CIĘ WTEDY DOSIĘGNĘŁOBY MOUNT EVEREST!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezujezijezu jakie genialne!
    Nie no serio nie umiem tutaj opisać jak mi się to podoba!
    Kawał dobrej roboty, kochaaaaam <3333

    OdpowiedzUsuń
  3. 49 year-old Database Administrator III Standford D'Adamo, hailing from Port Hawkesbury enjoys watching movies like "Outlaw Josey Wales, The" and Sculling. Took a trip to Phoenix Islands Protected Area and drives a Grand Prix. link

    OdpowiedzUsuń