środa, 10 sierpnia 2016

33. (wyścigi) Witchfire, Aivilo, Wizard's Fire, Kimmi de Chloe

Data: 9 sierpnia 2016
Godzina: 19:55
Rodzaj: wytrzymałościowy
Uczestnicy:
Witchfire & Nash
Aivilo & Valentine
Kimmi de Chloe & Detalli
Wizard's Fire & Scott

Siedziałam za biurkiem i przeglądałam dość obszerne CV. Moja siostra siedziała na fotelu obok, jednak jej wzrok był skupiony na panu zajmującym miejsce naprzeciwko nas. Nash Miller w całej swojej okazałości, nie potrafiący powstrzymać się od uśmiechu, z wytarganymi przez wiatr czarnymi, lekko kręconymi włosami. 
- Więc potrafisz jeździć – powiedziałam bardziej do siebie, analizując tabelki z wygranymi, które zdobył zaledwie w przeciągu kilku lat swojej kariery.
- Trochę umiem – odparł skromnie, wzruszając ramionami.
- Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli sprawdzimy cię podczas treningu?
- Jasne. O jakiego typu treningu mówimy…?
- Wyścigi kłusaków?
- Nie ma sprawy. Będzie fajnie. Na pewno. - Ochoczo kiwał głową.
- No to zapraszam do stajni.
Wstaliśmy z miejsc i ruszyliśmy ku drzwiom, kiedy on nagle się zatrzymał i z zasępioną miną powiódł po nas niepewnym wzrokiem. 
- Ale wiecie, że przysłał mnie Xavier, tak?
Zaskoczona uniosłam brwi, wymieniłam z Detalli spojrzenia. Ona także nie miała o niczym pojęcia. 
- W sensie profesor Charles Xavier?
- Tak, powiedział, że przyjmujecie mutantów, więc… oto jestem…
Wtedy całe napięcie opadło. 
- Było mówić tak od razu! - powiedziałam z szerokim uśmiechem i solidnie pacnęłam go w ramie. - Ale i tak idziemy na ten trening, brakuje nam jeźdźca. Znaczy powożącego. No jak zwał tak zwał, gotowy?
- Zostawię tu rzeczy, okej?
Oczywiście nie było ku temu przeszkód. Swoją jedyną torbę rzucił po ścianę i wyszliśmy na zewnątrz. Na szczęście nie było już tak gorąco, chociaż dochodziła dopiero godzina 20. Udaliśmy się do stajni. 
- Tak w ogóle to jakie masz zdolności? I wcale nie pytam o jazdę konną – zabrała głos Det. Ja też byłam ciekawa.
- Nic wielkiego… po prostu wpływam na emocje. Przydaje się przy narowistych koniach.
- Wpływasz czy kontrolujesz? - Moja siostrzyczka zamierzała najwyraźniej przeprowadzić pełny wywiad, a ja czujnie się temu przysłuchiwałam.
- To takie ważne? - Posłał nam rozbrajający uśmiech.
- Ważne. - Nie ustawała.
Chłopak ciężko westchnął, wbijając wzrok w czubki swoich butów. 
- I wpływam i kontroluję, zależy co w danej chwili będzie skuteczniejsze. I nie, nie zamierzam tego nadużywać.
- W razie gdybyś nie wiedział mieszka tutaj dużo mutantów, którzy w razie potrzeby wywrócą Ci skórę na drugą stronę – odparła lodowatym tonem, a potem złapała mnie pod ramię i przyspieszyła kroku. Nash nawet  nie próbował nas gonić i zachowywał bezpieczny dystans.
- Ale wiesz, że potrafię sobie poradzić, prawda? - zapytałam nieco rozbawiona jej opiekuńczością.
- Nie zaszkodzi jak się trochę przestraszy – stwierdziła, wzruszając ramionami.
Ale dotarłyśmy już do stajni, więc rozdzieliłyśmy się, żeby zająć się końmi. Przechodząc obok boksu Wizarda kątem oka zauważyłam czyjąś zupełnie znieruchomiałą, ale uśmiechniętą od ucha do ucha twarz tuż za kratami i prawie podskoczyłam ze strachu. 
- No kurde, Scott!
Chłopak jeszcze bardziej zadowolony z siebie zachichotał i odwrócił się do konia, by kontynuować czyszczenie. Tymczasem Detalli wzięła szczotki i zajęła się Kimmi. Ja zaprowadziłam Nasha do Witchfire. Wiedziałam, że w stajni obok Valentine czyści już Aivilo. 
- Okej, chłopie. To jest Witch. Jest nerwowa, więc będziesz mógł się popisać mocami. Tutaj są szczotki – otworzyłam kufer przy boksie – więc do roboty. Przyniosę uprząż.
Zasalutował mi i wszedł do boksu klaczy. Kiedy wróciłam po dwóch minutach ze sprzętem. Witch stała jak aniołek i spokojnie dawała sobie czesać grzywkę i WCALE NIE PODNOSIŁA ŁBA! Byłam w szoku, przyglądałam się temu chwilę, po czym położyłam ciężar na drzwiach boksu. Nash mnie usłyszał i się odwrócił.
- Jestem pod wrażeniem – wyznałam.
- Nie jest taka zła, ale tamta gniada byłaby wyzwaniem. - Wskazał na wkurzoną naszą obecnością Faridyę w boksie naprzeciwko.
- O nie, o niej zapomnij. Skupmy się na razie na Witch. Masz trzy minuty na ubranie jej. Spotkamy się przed stajnią.
Udałam się na przód stajni, gdzie stały konie kłusaki z Winter Mist. Scott kończył już podpinanie wszystkich pasków, a Det zastanawiała się jak to w ogóle założyć na rudą. Postanowiłam jej pomóc, chociaż miałam o tym takie samo pojęcie… Uratowała nas Valentine, która właśnie prowadziła Aivilo w stronę wyjścia. 
Wszystkie konie gotowe stały już przed stajnią. Val i Scott mocowali do nich wózki. Każdy z rumaków stał względnie spokojnie, chociaż Wizard od czasu do czasu tupał nogą w ziemie, chcąc już ruszać. Nash stojący najbliżej, pogłaskał go po nosie, a koniowo przeszło jak ręką odjął. Wymieniłyśmy z Det spojrzenia, ale nic nie mówiłyśmy. 
Koniska były już gotowe, więc powożący zajęli miejsca na wózkach treningowych. Upewniłam się, że wszystko gra, po czym standardowo wsiadłam do samochodu. Lubiłam te treningi kłusaków, były bardzo przyjemne… 
Ruszyliśmy w zastępie. Na początku Wizard, za nim Aivilo, dalej Witchfire, a później Kimmi. Ja zamykałam ten szereg. 
Koniki szły żwawo, ale nie szarżowały i nie buntowały się. Były wyjątkowo grzeczne i kontaktowe. Między nimi były spore odstępy. Tak jak poprzednio poruszali się poboczem, kiedy ja jechałam z tyłu po ulicy. Na szczęście na tej drodze ruch był baaardzo mały i jeśli samochód przejechał tędy raz na pół godziny to można już było mówić o nadzwyczajnym tłumie. 
Po pierwszym kilometrze, kiedy droga zaczęła wieść pod górę, prowadzący dał sygnał do zakłusowania. Każdy z koni ruszył ochoczo, bez ociągania się. Na razie był to kłusik wolny i delikatny, chociaż widać było, że rumaki bardzo chcą już iść na całość. Jednak rozgrzewka była bardzo ważna i nie wolno było jej pomijać. Po jakimś czasie nieco przyspieszyli, ale tylko na około 500 metrów, bo niedługo później dojechaliśmy na tor. Brama była otwarta, więc wjechaliśmy tam bez zatrzymywania się. Konie od razu wjechały na koło, jeden za drugim – przy barierce. Tutaj także trzymały odstęp. Wysiadłam z auta i weszłam na trybuny, żeby mieć dobry widok na akcję. 
Kimmi zrobiła się niecierpliwa, tym bardziej, że musiała biec jako ostatnia. Po wczorajszym treningu zebrało się w niej sporo frustracji. Reszta była spokojniejsza. Po trzech okrążeniach szybszego kłusa, zwolnili do stępa, żeby dać koniom chwilę przerwy. Valentine stwierdziła, że koniom przyda się dzisiaj dłuższy dystans do pokonania, bo nie potrafią jeszcze zbyt dobrze rozkładać sił i tylko bezmyślnie lecą przed siebie. Po dwóch okrążeniach w stępie ustawili się na starcie. W pierwszym rzędzie Wiazrd i Witchfire, a za nimi Kimmi i Aivilo – odwrotnie jak wczoraj, żeby było sprawiedliwie. 
Miałam krzyknąć start. Specjalnie trochę zwlekałam, udawałam, że zapomniałam, nie pytajcie co sobie myślałam, po prostu tak robiłam i tyle.  
- No dobra, niech wam będzie… Trzy-czte-ry-STAAART!
Konie ruszyły z kopyta. Szczególnie Wizardowi poszło to ładnie, bez żądnego ociągania, po prostu pstryk! i od razu szybki kłus. Kimmi była niemożliwie wkurzona, że minęło już 50 metrów, a ona jeszcze nie prowadzi. Aivilo trzymał się z tyłu, na ostatniej pozycji, ale przy bandzie. Był chyba najbardziej wytrzymałym koniem w stawce, chociaż Wizard tez wyglądał na takiego, co da radę i jeśli utrzymałby aktualną pozycję to kto wie… Witch biegła równo z nim, ale dzisiaj miała spokojniejsze nastawienie, nie gnała nie wiadomo jak i słuchała poleceń. Kimmi trzymała się tuż za nimi, nie odpuszczając ani na chwilę. Chciała wyprzedzać, ale Detalli jej nie pozwoliła. Mieli do pokonania jeszcze 2500 metrów. Takie samo tempo i ustawienie utrzymywało się bardzo długo, po około 1500 metrów. Ale powożący wiedzieli już co mają robić i instruowali konie. Mądrze dysponowali ich siłami. Nawet Kimmi, która wczoraj nie wytrzymała, dzisiaj radziła sobie fantastycznie. Cieszyło mnie, że słuchała co się do niej mówi i nie próbowała się buntować przed decyzją o spokojniejszym tempie. Wiazrd pomalutku zaczął przyspieszać, początkowo wyprzedził Witch o pół długości, jednak ona go dogoniła. Za chwilę było kolejne pół i znowu to samo. Przez te ich wyścigi tempo całego treningowego wyścigu wzrosło. Pozostałe konie zdecydowały się lekko przyspieszyć, ryzykując że stracą siły. Witch nie była koniem obdarzonym dużą wytrzymałością, więc zarówno Kimmi i Avi czaili się już na jej miejsce, w razie gdyby zwolniła. Wizard natomiast cały czas czuł się rewelacyjnie. 
Zostało 800 metrów. Widac było, że walka trwa. Witch zaczęła opadać z sił, Detalli widząc to, nakierowała już swoją klacz Kimmi blisko tamtego wózka, żeby zaraz wskoczyć na jej miejsce. Aivilo początkowo też chciał to wykorzystać, ale Kimmi była na lepszej pozycji. Valentine podjęła więc decyzje, że na zakręcie odjedzie od bandy i wyprzedzi całą stawkę z boku. Wprowadzając plan w życie, nie spodziewała się, że Wizard skutecznie ją zablokuje. Tymczasem Witch opadła już z sił i zaczęła zwalniać, dzięki czemu Kimmi zrównała się z Wizardem, zajmując tor najbliżej wewnętrznej. Zostało 300 metrów. 
Aivilo ciągle walczył z Wizardem, ale Scott chyba miał oczy z tyłu głowy i doskonale przewidywał ruchy rywala. Jednocześnie musiał się także skupiać na Kimmi, która podjęła próbę wyprzedzenia go. To było bardzo trudne zadanie. Okazało się, że zbyt trudne. 
Kimmi de Chloe zaatakowała wtedy, gdy musiał odeprzeć kolejny atak Aivilo, dzięki czemu udało się jej szybko przyspieszyć i nawet wjechać przez Wizarda, blokując go tak samo jak on blokował Aivi'ego. Witch trzymała się barierki, nieco poniżej wysokości na której biegł Aivilo. Ogier nie opadał z sił, ale zaczął się denerwować sytuacją. 100 metrów przed metą zmienił zupełnie front i zbliżył się do wewnętrznej. Starczyło mu czasu, żeby do połowy zrównać się z Wizardem, a więc zająłby trzecie miejsce. Kimmi dzielnie prowadziła aż do końca. 
Konie powoli zaczęły zwalniać. Val kazała im wykonać co najmniej półtorej okrążenia wolnym kłusikiem, żeby rozluźnić konie. 
Zajęło im to jakieś dwie minuty, w czasie których przedostałam się do auta i odpaliłam silnik. 
Przez bramę przejechali już stępem, ustawiwszy się wcześniej w zastęp taki sam, jaki przyjechały. Poruszaliśmy się żwawym stępem. Konie były spocone i zmęczone, ale trzeba je było jeszcze porządnie rozstępować. Szły tak przez całą drogę, a w międzyczasie zdążyły wyschnąć. Do stajni dojechaliśmy po kilkunastu minutach, a koniska od razu zostały zaprowadzone na myjkę, gdzie opłukaliśmy je letnią wodą. Zaraz potem przeszliśmy się na słoneczku, a gdy wyschły zostały zaprowadzone do boksów. 
Scott i Val poszli do stajennej kuchenki po jabłka, a ja i Det krytycznym okiem przyjrzałyśmy się Nashowi, który stał przed nami, próbując ukryć przejęcie. 
- No nie wiem, nie wiem. Witch była ostatnia… - powiedziałam.
- Hej, ona po prostu ma słabą kondycję, od tego są treningi.
- Dobra, masz tę robotę. Wczoraj też była ostatnia. Musimy nad nią dużo pracować, a ty potrafisz ją ogarnąć. Znajdź taką rudowłosą babę, ona pokaże ci twój pokój.
- Nie zawiodę, obiecuję!
- Mam nadzieję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz