Data: 8 sierpnia 2016
Godzina: 20:28
Rodzaj: kondycyjny
Uczestnicy:
Valentine & Witchfire
Harry & Aivilo
Detalli & Wizard's Fire
Megan & Kimmi de Chloe
Dzisiaj miał się odbyć pierwszy w historii stajni trening wyścigowy kłusaków. Skoro aplauz już nieco opadł, mogę wyjaśnić, że będą w nim brały udział cztery wyszkolone konie i cztery osoby, które nie koniecznie wiedzą co mają robić.
Wieczorem ruszyliśmy dziarsko do stajni i zaczęliśmy sobie te koniska przygotowywać. Det wyprowadziła sobie Wizarda na korytarz, bo był nie swój, kiedy próbowała czyścić go w boksie. Megan miała problem w wyczyszczeniem kopyt Kimmi, chociaż poza tym klacz zachowywała się w porządku. Witch wysoko zadzierała głowę, żeby tylko Val nie dosięgnęła wilgotną gąbeczką jej oczu. Tylko Aivilo stał cały czas spokojnie i tylko podśpiewywał się z kolegi i koleżanek. W końcu mogliśmy zacząć je ubierać. Val zrobiła to właściwie za wszystkich, gdyż ona jedna potrafiła. My tylko gapiliśmy się na drugie wędzidło, zastanawiając się co to tu robi.
- Żeby nie galopowały – wyjaśniła Valentine, wywracając oczami.
Wyprowadziliśmy konie na zewnątrz, gdzie Alex i Chris przygotowali dla nas wózki treningowe. W miarę szybko poradziliśmy sobie z zapięciem pod nie konie. Powożący zajęli miejsca, a ja tylko chodziłam od jednego do drugiego i sprawdzałam czy wszystko gra. Kiedy każdy był gotowy – ruszyli stępem w kierunku bramy. Utworzyli zastęp, któremu przewodził Wizard, za nim był Aivilo, później Kimmi i na końcu Witch. Wszystkie cztery były bardzo podekscytowana i chciały nadać zastępowi szybkie tempo, jednak powożące je wstrzymywały.
Tymczasem ja szybko wskoczyłam do samochodu i ruszyłam za nimi. W ślimaczym tempie, ale miałam klimę i radio, które z nudów pogłośniłam na ful i otworzyłam okno, żeby dać posłuchać dziewczynom, ale one tylko zaczęły mnie wyzywać. Musiałam skapitulować.
Droga na tor, którą wybraliśmy, w dużej części biegła pod górę, a jej długość to jakieś dwa kilometry. Po pierwszym cały zastęp ruszył wolniutkim kłusem. Jechali trawiastym poboczem drogi, a ja za nimi po jezdni. Między nimi były spore odstępy, chociaż Witch uparcie chciała zbliżyć się do zaprzęgu przed nią, Val miała nie lada wyzwanie, próbując ją opanować.
Podczas jazdy pod górkę konie musiały się nieco wytężyć, ale wszystkie szły z postawionymi na sztorc uszami. Biegły równym, żwawym tempem, ale był to zwykły kłus – bez szaleństw. I w tym stylu dojechaliśmy na tor.
Konie dostały przerwę w postaci wykonania pełnego okrążenia w stępie – poruszały się parami w odległości kilka metrów od siebie. Przy okazji zaznajamiały się z otoczeniem.
Witch strasznie się wyrywała, zresztą Wiazrd błyskawicznie zmałpował jej bunty i sam zaczął się wieszać, albo próbował stawać dęba w ramach protestu. Jednak zarówno Val jak i Detalli udało się opanować zapędy rumaków.
Mogli przejść do kłusa, ale przez pierwszą połowę okrążenia był to kłus delikatny, taki sam jak w czasie drogi do tego miejsca.
Dopiero później, od ustalonego między nimi miejsca, przystąpili do treningu w formie wyścigu. Aivi i Kimii przy linii startowej, za nimi Wizard i Witch. Ruszyły z kopyta. Kiedy byli blisko, krzyknęłam w kierunku Val z pytanie na ile biegną i czy mam włączyć stoper. Odkrzyknęła ze zbulwersowaniem, że powinnam go włączyć 30 sekund wcześniej i biegną na 1500 metrów.
Uruchomiłam urządzenie i podziwiałam.
Konie, które wcześniej były na drugiej linii, zaraz za pierwszą parą, teraz bardzo aktywnie starały się zająć pierwszą pozycję. Próbowały się przecisnąć, ale jedyną opcją było zjechanie mocno do zewnętrznej bandy. Witch w końcu się wkurzyła i zjechała w tamtym kierunku. Musiała nadrobić drogi, by jeszcze ominąć Wizarda, który jednak wciąż liczył, że zmieści się między zaprzęgami. Na razie nie było na to szans, chociaż Kimmi zaczynała powoli obejmować prowadzenie i gdyby zdobyła przewagę o co najmniej dwie długości – mogło mu się udać. Był zaskakująco cierpliwy, chociaż bardziej obstawiałabym to, że Det wstrzymywała go z całych sił i nie pozwoliła lecieć na złamanie karku. Tymczasem Witch dostała turbodoładowania i jak śmignęła koło Kimmi! Tamta nie zdążyła nawet zablokować przejazdu. I tym sposobem Witchfire objęła prowadzenie. Aivilo z Harry'm wykorzystali nieuwagę Kimmi i przyspieszyli, zrównując się z nią. Detalli stwierdziła, ze teraz jej szanse spadły i musi iść śladami Witch, na co Wizard przystał baardzo chętnie. Wyrwał do przodu jakby go wilki goniły, ale Kimmi nauczona na własnych błędach zablokowała mu drogę. Aivilo biegł równym tempem przy samej barierce i czekał na okazję. Wizard zaczął się mocno denerwować i co jakiś czas próbował atakować, jednak Kimmi skutecznie te ataki odpierała. Zostało 800 metrów. Witch, która do tej pory zdobyła znaczącą przewagę kilku długości, zaczęła poważnie opadać z sił. To nie był dobry pomysł, żeby aż tak szarżować. Tę okazję wykorzystał Aivilo. Niemalże wyślizgnął się spod oka Kimmi i przyspieszył z takim impetem, że kasztanka nie zdążyła nic zrobić. Musiała być już nieźle wkurzona obecną sytuacją, bo za chwilę sama przyspieszyła, jednak zjechała bliżej wewnętrznej, a tym sposobem otworzyła drogę dla Wizarda. Jemu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Aivilo zrównał się już z Witch, którą zaraz płynnie wyprzedził. Później wyprzedziły ją pozostałe konie. Wizard poczuł wiatr w żaglach i przyspieszył, zrównując się z Kimmi. 300 metrów przed metą Aivilo prowadził o półtorej długości. Co jakiś czas zbliżała się do niego Kimmi albo Wizard – praktycznie naprzemiennie. Kimmi była coraz bardziej zmęczona, czego nie było widać aż tak bardzo po jej koledze ze stajni. Nie chciała odpuścić, ale nie potrafiła już biec szybciej. Wizard potrafił i pokazał to, zbliżając się do Aivilo o pół długości. W takim ustawieniu przekroczyli linię mety. Powoli zaczęli zwalniać, najpierw do średnio szybkiego kłusa. Pokonali tak prawie połowę okrążenia, a konie wiedziały, że to koniec i rozluźniły się. Stopniowo sobie zwalniali, pokonywali kolejne okrążenia. Warto zaznaczyć, że rozciągnęli się w dłuugi zastęp. Spocone koniska w końcu zwolniły do stępa, przy czym zaczęły parskać i machać głowami.
Val stwierdziła, że mam się już zbierać, bo wyjeżdżamy. No więc zapakowałam się do samochodu i zaczekałam aż wyjadą przez bramę toru, po czym ruszyłam za nimi. Po kilku minutach, gdy już trochę odsapnęły, znowu ruszyły kłusem, ale już naprawdę delikatnym i wolniutkim. Porządnie się wymęczyły.
Do domu dojechaliśmy w 10 minut, więc wsadziliśmy jeszcze rumaczki na karuzelę na porządne rozstępowanie. Przebraliśmy się, zaopiekowaliśmy się sprzętem i akurat można było zdjąć konie. Na myjce trochę je schłodziliśmy, a potem zaprowadziliśmy do boksów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz