czwartek, 8 lutego 2018

83. (cross) Somewhere

Somewhere & Megan

Nasza droga Megan całkiem niedawno wróciła do swojej formy, a stęskniona za jazdą konną teraz aktywnie trenowała rumaki. 
Dzisiaj do jazdy wybrała sobie nową w naszej kadrze Somewhere. Klaczka z zaciekawieniem przywitała ją w swoim boksie i pozwoliła się jej tam wyczyścić. Szybko przeszły do siodłania. Meg wybrała jak najbardziej wygodny i najmniej cenny sprzęt, bowiem miała zamiar zabrać kasztankę na tor crossowy. 
Gdy obydwie były już gotowe do pracy, Megan wyprowadziła sobie konia przed stajnię i tam wsiadła ze schodków, uprzednio podciągając popręg. Warto dodać, że była wtedy siódma trzydzieści rano, ale jako, że zapowiadano upały – konie trzeba było ruszyć teraz lub późnym wieczorem. 
Na pastwiskach było jeszcze pusto, toteż klacz nie rozpraszała się, gdy szły tamtędy żwawym stępem. Trawę pokrywała jeszcze rosa, a ptaki dopiero budziły się do życia. Trzeba było przyznać,  że Sonia zachowywała się bardzo dobrze. Świetnie reagowała na sygnały, była czujna, ale nie bała się byle podmuchu wiatru. I oczywiście nie trzeba jej też było popędzać, bo sama narzuciła sobie świetne tempo. Zakłusowały z chwilą wjechania do lasu. Klacz przeszła do szybszego chodu bardzo chętnie, a Meg specjalnie wybrała dość trudną trasę przez grząski piach oraz pagórki, żeby dobrze rozgrzać i porozciągać konia. Już po kilku minutach Somewhere zaczęła wydawać dźwięki świadczące o tym, że jej zastane mięśnie, zaczęły pracować. Chwilę przed torem zagalopowały, by w tym chodzie zjechać z piaszczystej górki. W międzyczasie zrobiło się cieplej, a trawa zdążyła wyschnąć.  Megan przeprowadziła klaczy szybką skokową rozgrzewkę, a potem ruszyły już na pierwszą porządniejszą przeszkodę, jaką była niska kłoda. Somewhere poradziła sobie z nią bez wysiłku i gdyby mogła, spojrzały na Megan, pytając „czy sobie ze mnie żartujesz?”.
Ale to była chyba jedyna prosta przeszkoda. Meg celowo wybrała ten tor, bo zawierał mnóstwo kolorowych, udziwnionych przeszkód. Wiedziała, że klacz nie ma problemu z techniką, ale warto było poćwiczyć jej odporność psychiczną na widok gigantycznej podkowy, przez którą trzeba było przeskoczyć. 
Radziła sobie wcale nieźle. Megan nie dawała jej czasu do namysłu, stawiając w tym treningu na szybkość. Jednocześnie jej sygnały zawsze były jasne i zdecydowane, aby klacz nawet nie pomyślała o wyłamaniu. Co prawda widziała ją wiele razy na zawodach skokowych i nigdy nie odmówiła skoku, ale cross to był niemalże inny świat. Dlatego amazonka nie pozwalała sobie i klaczy  na błędy. Najechała na hydrę, która była dodatkowo utrudnionym zadaniem, ze względu na dość ostry zakręt do niej. Somewhere ścięła go tak mocno, że niemal się wywaliła. Przez to trochę się zdekoncentrowała i podczas skoku porządnie przejechała nogami po gałązkach. Meg wiedziała, że nic się jej nie stało, bo gałązki wykonane były z gumy. Poklepała klacz, by ją uspokoić w drodze na kolejną przeszkodę. A był to rów z wodą. Wąski, teoretycznie łatwy do pokonania, a w rzeczywistości prawdziwy horror dla niektórych koni. Szybko okazało się, że Sonia nie jest jednym z nich i nie zawahała się ani przez sekundę. Chwilę później musiała wskoczyć na bankiet, co zrobiła z jękiem umęczonej baby, a później zeskoczyła z niego z dużo większą gracją. Megan parsknęła śmiechem, ale nie pozwalała klaczy zwolnić. Zostało jeszcze kilka przeszkód. Z nimi też nie miały większych problemów. Na koniec zostawiły sobie dwie wąskie drewniane płotki. Trudność polegała na tym, że należało je skoczyć z bardzo ostrego zakrętu, a ponadto bardzo łatwo było je ominąć, zamiast przelecieć nad nimi. Somewhere była przez swoją partnerkę bardzo pilnowana i chyba tylko dzięki temu udało im się skoczyć bezbłędnie. 
Meg przyspieszyła, kierując klacz już w stronę stajni, luzując nieco wodze i z radością klepiąc konia po szyi. 
- Byłaś świetna! - zawołała ze śmiechem. - Zasłużyłaś na dodatkowe marchewki, masz to jak w banku, kochanie.
Za chwilę przeszły do kłusa. Klacz trzymała głowę nieco opuszczoną i naprawdę rozluźniona truchtała sobie po leśnych ścieżkach. Mniej więcej w połowie drogi zwolniły do stępa i tak dojechały do stajni. Sonia oczywiście została natychmiast oporządzona, łącznie z obmyciem nóg, a na koniec dostała porządną garść przeróżnych i najulubieńszych smakołyków. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz