niedziela, 11 lutego 2018

(13. Detalli) Pardon Me - skoki - kombinacje- triple barre kończący szereg


Trening skokowy *Pardon Me

Siostra nadal załamywała ręce, widząc różowe siodło Pardona, ja za to z dumą rozgrzewałam w nim konia. Mieliśmy za sobą wszelkie możliwe ćwiczenia w stępie i właśnie pracowaliśmy w kłusie. Byliśmy już po pierwszych zmianach kierunku i przejazdach przez drągi. Właśnie mieliśmy najeżdżać na gimnastykę na dobrą rozgrzewkę nóg. Tak jak zwykle trzy stacjonaty na skok wyskok. Ogier był tego dnia wyjątkowo skupiony, nie gnał jak dziki w trybie killing na przeszkody. Dobrze działał ze mną, słuchając się wszelkich pomocy. Może to wczorajsza zrzutka, a może spokojniejszy dzień po kilku treningach skokowych w ciągu ostatnich dni. Gimnastyka szła nam bardzo dobrze, ogier ładnie skakał, z zapasem, mocno wybijając się z zadu, nie wariował, był idealny. Po oddaniu skoków na jedną i drugą nogę, dałam mu trochę pogalopować, po czym oddech w stępie.
Dałam się ogierowi zaznajomić z przeszkodami na naszym szeregu. Wiedziałam, że nie był zachwycony stacjonatami, nie lubił skakać przeszkód pojedynczych, ale za to aż zastrzygł uszami przy triple barre, nawet, jeżeli na razie miał tylko 110 centymetrów. Podobała mu się wizja skakania szerokiej przeszkody. I miał do niej trzy fule na rozpędzenie się.
Gdy koń trochę odetchnął ale nadal był dogrzany by dobrze pracować, ruszyliśmy galopem. Miał tempo jak na zawodach, był szybki, mocny, ale zwarty jak na niego, bardzo sprężysty, mocno pracujący nogami, z dobrze ułożoną szyją. Lepszego momentu na skoki nie mogłam sobie wyobrazić. Najazd był pewny i żwawy, ale nie dziki, wszystko było przemyślane i pracowałam z Pardonem w harmonii. Dodałam łydki przy wybiciu, koń silnie wybił się w górę, ładnie pokonując pierwszą stacjonatę, po dośc wąskim łuku, co pozwoliło mu wylądować czysto, ale na tyle blisko numeru jeden, że miał swobodę w dojechaniu na jedną fulę do drugiej stacjonaty, spokojnie się zmieścił. Wykonalismy kolejny wysoki i dość wąski skok, bo którym dodałam Pardonowi łydki. Musiał mocno użyć nóg, spręzyć się, zadziałać właśnie jak ta sprężyna, przy biegu do triple, żeby niczego nie zrzucić. On też dobrze wiedział co robić, z pełna mocą wybił się daleko, a lot był długi, miałam wrażenie, że dałabym się rade uśmiechnąć do aparatu gdyby jakiś był. To był mocny, długi skok z dojazdem na przewidziane na to trzy fule. Poklepałam ogiera i na chwile przeszliśmy do żwawego stępa.
Siorczyćko podniosła przeszkody na 120 centymetrów. Tu zaczynała się już jakaś zabawa. Koń radośnie spojrzał w stronę wyższego szeregu, ale nie tracił skupienia. Ruszyliśmy pewnie, tak jak przy poprzednim najeździe, wszystko było dopięte na ostatni guzik. Przy skoku mocno dodałam łydki, wiedząc, że koń nie czuł się najlepiej na pojedynczych. Mimo to wykonał dwa czyste skoki na dwóch pierwszych przeszkodach w szeregu. Znów miał dużo miejsca na rozbieg do triple. Przytrzymałam go, żeby za bardzo nie szarżował i skupił siłę w nogach. Tym razem także udało mu się zmieścić trzy fule, po których wykonał czysty skok. Poklepałam ogiera po szyi i znów chwila stępa.
Teraz czekał nas ten szereg na 130 centymetrach. Tutaj robiło się trudniej, skok musiał być mocniejszy i wyższy, by był pewny, stacjonaty mocno utrudniały kasztankowi czyste przejechanie, ale jego miłość do latania i poświęcenie się temu było o wiele silniejsze. Tym razem dałam mu większą swobodę w przejeździe, na takich wysokościach on także musiał dużo myśleć, jakie podejście będzie najlepsze dla niego, to już nie była niska kombinacja. Ruszyliśmy mocno, szybszym tempem niż poprzednio, jednak mimo wszystko nie pozwoliłam mu się rozleźć. Wykonał mocny pierwszy skok, pokonując stacjonatę z dużym zapasem. Problem pojawił się po lądowaniu, miał mniej miejsca niż poprzednio, ale w tym była już moja głowa, że się zmieścił. Przytrzymałam go na fulę, po czym puściłam przy wybiciu, pomagając mu nie tylko łydkami, ale i batem. Mocno poszedł z zadu, zdobywając kolejny zapas nad stacjonatą. Po wylądowaniu najazd na triple bar. Był już nie tylko długi, ale prawdziwie wysoki. Dodałam ogierowi łydki, dając mu znać, że ma jechac jak chce. A on aż zarżał wesoło, jadąc na skok. Choć przerwa była wyznaczona na trzy fule, on bez problemu zmieścił się na niej w dwóch, po czym skoczył, niesamowicie długim, rozciągniętym skokiem, a mimo to z ładnym podciągnięciem nóg i świetnym baskilem. Skok był tak mocny i długi, że przy lądowaniu zachwiałam się w siodle, całe szczęście miałam przed sobą szyje konia.
Podczas rozkłusowywania i rozstępowywania chwaliłam ogiera bardzo mocno, klepiąc go to po szyi, to po zadzie i śpiewając jak bardzo kochany i zdolny jest. Po treningu za to zaprowadziłam go na pastwisko, żeby sobie trochę poszalał w nagrodę, co ten chętnie wykorzystał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz