Trening
skokowy *Pardon Me
Siostra
nadal załamywała ręce, widząc różowe siodło Pardona, ja za to z dumą
rozgrzewałam w nim konia. Mieliśmy za sobą wszelkie możliwe ćwiczenia w stępie
i właśnie pracowaliśmy w kłusie. Byliśmy już po pierwszych zmianach kierunku i
przejazdach przez drągi. Właśnie mieliśmy najeżdżać na gimnastykę na dobrą
rozgrzewkę nóg. Tak jak zwykle trzy stacjonaty na skok wyskok. Ogier był tego
dnia wyjątkowo skupiony, nie gnał jak dziki w trybie killing na przeszkody.
Dobrze działał ze mną, słuchając się wszelkich pomocy. Może to wczorajsza
zrzutka, a może spokojniejszy dzień po kilku treningach skokowych w ciągu
ostatnich dni. Gimnastyka szła nam bardzo dobrze, ogier ładnie skakał, z
zapasem, mocno wybijając się z zadu, nie wariował, był idealny. Po oddaniu
skoków na jedną i drugą nogę, dałam mu trochę pogalopować, po czym oddech w
stępie.
Dałam
się ogierowi zaznajomić z przeszkodami na naszym szeregu. Wiedziałam, że nie
był zachwycony stacjonatami, nie lubił skakać przeszkód pojedynczych, ale za to
aż zastrzygł uszami przy triple barre, nawet, jeżeli na razie miał tylko 110
centymetrów. Podobała mu się wizja skakania szerokiej przeszkody. I miał do
niej trzy fule na rozpędzenie się.
Gdy
koń trochę odetchnął ale nadal był dogrzany by dobrze pracować, ruszyliśmy
galopem. Miał tempo jak na zawodach, był szybki, mocny, ale zwarty jak na
niego, bardzo sprężysty, mocno pracujący nogami, z dobrze ułożoną szyją.
Lepszego momentu na skoki nie mogłam sobie wyobrazić. Najazd był pewny i żwawy,
ale nie dziki, wszystko było przemyślane i pracowałam z Pardonem w harmonii. Dodałam
łydki przy wybiciu, koń silnie wybił się w górę, ładnie pokonując pierwszą
stacjonatę, po dośc wąskim łuku, co pozwoliło mu wylądować czysto, ale na tyle
blisko numeru jeden, że miał swobodę w dojechaniu na jedną fulę do drugiej
stacjonaty, spokojnie się zmieścił. Wykonalismy kolejny wysoki i dość wąski skok,
bo którym dodałam Pardonowi łydki. Musiał mocno użyć nóg, spręzyć się,
zadziałać właśnie jak ta sprężyna, przy biegu do triple, żeby niczego nie
zrzucić. On też dobrze wiedział co robić, z pełna mocą wybił się daleko, a lot
był długi, miałam wrażenie, że dałabym się rade uśmiechnąć do aparatu gdyby
jakiś był. To był mocny, długi skok z dojazdem na przewidziane na to trzy fule.
Poklepałam ogiera i na chwile przeszliśmy do żwawego stępa.
Siorczyćko
podniosła przeszkody na 120 centymetrów. Tu zaczynała się już jakaś zabawa. Koń
radośnie spojrzał w stronę wyższego szeregu, ale nie tracił skupienia.
Ruszyliśmy pewnie, tak jak przy poprzednim najeździe, wszystko było dopięte na
ostatni guzik. Przy skoku mocno dodałam łydki, wiedząc, że koń nie czuł się
najlepiej na pojedynczych. Mimo to wykonał dwa czyste skoki na dwóch pierwszych
przeszkodach w szeregu. Znów miał dużo miejsca na rozbieg do triple.
Przytrzymałam go, żeby za bardzo nie szarżował i skupił siłę w nogach. Tym
razem także udało mu się zmieścić trzy fule, po których wykonał czysty skok.
Poklepałam ogiera po szyi i znów chwila stępa.
Teraz
czekał nas ten szereg na 130 centymetrach. Tutaj robiło się trudniej, skok
musiał być mocniejszy i wyższy, by był pewny, stacjonaty mocno utrudniały
kasztankowi czyste przejechanie, ale jego miłość do latania i poświęcenie się
temu było o wiele silniejsze. Tym razem dałam mu większą swobodę w przejeździe,
na takich wysokościach on także musiał dużo myśleć, jakie podejście będzie
najlepsze dla niego, to już nie była niska kombinacja. Ruszyliśmy mocno,
szybszym tempem niż poprzednio, jednak mimo wszystko nie pozwoliłam mu się
rozleźć. Wykonał mocny pierwszy skok, pokonując stacjonatę z dużym zapasem.
Problem pojawił się po lądowaniu, miał mniej miejsca niż poprzednio, ale w tym
była już moja głowa, że się zmieścił. Przytrzymałam go na fulę, po czym
puściłam przy wybiciu, pomagając mu nie tylko łydkami, ale i batem. Mocno
poszedł z zadu, zdobywając kolejny zapas nad stacjonatą. Po wylądowaniu najazd
na triple bar. Był już nie tylko długi, ale prawdziwie wysoki. Dodałam ogierowi
łydki, dając mu znać, że ma jechac jak chce. A on aż zarżał wesoło, jadąc na
skok. Choć przerwa była wyznaczona na trzy fule, on bez problemu zmieścił się
na niej w dwóch, po czym skoczył, niesamowicie długim, rozciągniętym skokiem, a
mimo to z ładnym podciągnięciem nóg i świetnym baskilem. Skok był tak mocny i
długi, że przy lądowaniu zachwiałam się w siodle, całe szczęście miałam przed
sobą szyje konia.
Podczas
rozkłusowywania i rozstępowywania chwaliłam ogiera bardzo mocno, klepiąc go to
po szyi, to po zadzie i śpiewając jak bardzo kochany i zdolny jest. Po treningu
za to zaprowadziłam go na pastwisko, żeby sobie trochę poszalał w nagrodę, co
ten chętnie wykorzystał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz