Cora - Wakanda Deal
Ruska, Harry
Czekałam na trybunie na hali, bawiąc się telefonem. Znalazłam jakieś stare gry, przeglądałam tysiąc zdjęć moich koni... W końcu do środka weszła Cora, prowadząca Wakandę za wodze. Ogier cicho zarżał na przywitanie, a potem rozejrzał się po ogromnym pomieszczeniu. Jako że na dworze było już ciemno, paliły się tu światła.
Harry zamknął drzwi i ruszył w moją stronę, by usiąść dwa miejsca dalej. Czekał na kolejną dawkę przeprosin.
Tymczasem Cora podciągnęła popręg i wsiadła w tym samym momencie, w którym koń ruszył stępem. Zatrzymała go, odczekała chwilę, a później sama poprosiła by zaczął stępować. Wjechała na pierwszy ślad i na razie na luźnej wodzy prowadziła go naokoło.
Konik był zachwycony, słychać było każde jego parsknięcie. Uszy miał postawione na sztorc, głowę trzymał raczej bliżej ziemi i co jakiś czas trzepał nią, odpędzając się od niewidzialnych much. Czasami wyciągał pyszczek, sprawdzając jak długo zajmie mu wyciągnięcie wodzy z ręki amazonki. Nigdy się nie udało.
Kręcili się w tym stępiku przez jakiś czas, raz w jedną stronę, a raz w drugą. Nie minęło długo czasu, zanim zaczęli wykonywać wolty i półwolty. Do programu zajęć szybko weszły także serpentyny i slalom między pachołkami drogowymi. Wakanda od razu załapał o co chodzi i starał się jak tylko potrafił. Cora sterowała nim głównie łydkami i dosiadem, pilnując by nie robił niczego na odwal się. Ale ogier nawet o tym nie pomyślał, zaangażował się i chodził między pomarańczowymi stożkami tak, jakby od tego zależały losy świata.
Często był chwalony, dzięki czemu starał się jeszcze bardziej i chętnie wykonywał polecenia. Po rozgrzewce w stępie przyszedł czas na kłus. Cora przygotowała go i płynnie zakłusowała w wyznaczonym przez siebie miejscu. Wakanda nie poleciał przed siebie na łeb na szyję, co było miłą niespodzianką. Niespiesznie truchtał sobie po pierwszym śladzie, relaksując się spokojnym treningiem. Trochę mnie tym zaskoczył, bo zwykle podczas treningu budziła się jego diabelska natura. Może to przez późną porę.
Cora trochę go po pogoiła, usilnie dawała mu łydkami regularne impulsy, a koń odebrał to prawidłowo i mocno przyspieszył. Wykonali całe pełne okrążenie bardzo szybkim kłusem, a potem zmienili kierunek przez przekątną i zrobili to samo na drugą stronę. To pomogło Wakandzie się rozbudzić. Gotowy do konkretnej pracy nabrał trochę werwy i zaczął nawet mieć swoje zdanie. Raz po raz machał głową, czasem odsadził się w bok – ot, dla zasady. Nie zmienia to faktu, że był czujny na pomoce i gdy tylko Cora chciała wyegzekwować od niego jakiś ruch – od razu go wykonywał.
Przejechali przez drążki bez puknięcia, a potem nieco zwolnili by uporać się z pachołkami.
Wakanda był już całkiem sterowny i radził sobie świetnie. Wykonywali masę wolt i serpentyn oraz slalomów. Często zmieniali tempo i ćwiczyli refleks.
W końcu zagalopowali. Konik tak się ucieszył, że bryknął raz i drugi, ale później był już grzeczny. Co prawda Cora musiała go mocno pilnować, bo najchętniej wystrzeliłby przed siebie, niczym kula armatnia, ale dawali radę. Rozgrzali się, porobili parę ćwiczeń, aż w końcu zwolnili do stępa by odetchnął. Cora pokazała Wakandzie beczki, które niby już dobrze znał, ale i tak sobie je obwąchał.
Po krótkiej przerwie spojrzała porozumiewawczo na Harry'ego, który skinął głową i wyjął z kieszeni swój sfatygowany telefon, coby zmierzyć parze czas.
Cora zagalopowała, a że Wakanda wiedział już co się święci, był podekscytowany i co za tym idzie trochę problemowy. Nie mógł się doczekać, przyspieszał, wyrywał wodze. Wykonali małe okrążenie w wolnym galopie, co miało pomóc ogierowi trochę się opanować.
W końcu ruszyli w stronę pierwszej beczki. Rozpędzali się z każdą sekundą. Cora robiła duże zakręty, pozostając w sporej odległości od beczki. Bała się, że za pierwszym razem koń będzie zbyt nieuważny. I miała rację bo ciągle wydawał dziwne dźwięki, a głowie buzowała tylko jedna myśl: „szybciej!”. Nie zwracał uwagi na beczułki, ani właściwie na nic innego.
Amazonka musiała być ostrożna i pewna siebie, by przemówić ogierowi do rozumu. Druga beczka spadłaby, gdyby Cora jej nie przytrzymała. Przy trzeciej zakręt był jeszcze bardziej obszerny.
Zwolnili do kłusa, a Harry pokazał Corze czas, na co ona pokręciła głową, niby to nie tragicznie, ale też nie kolorowo.
Po chwili przerwy spróbowali jeszcze raz, ale widać było że to napięcie zeszło już z Wakandy i teraz koń był bardziej otwarty na sugestie amazonki.
Jedno ucho zwrócił w jej kierunku, drugie postawił jak antenkę i jazda. Ruszył z kopyta, tempo miał naprawdę rewelacyjne, a tym razem uważał na to co robi i bardziej się zaangażował. Pięknie wyginał się wokół beczek, zupełnie jakby aspirował do miana pana podkówki. Szybko przeszedł do drugiej beczki, a później do trzeciej i zanim zdążyliśmy się naprawdę zachwycić, skończył przejazd. Cora porządnie go wyklepała i nie oszczędzała pochwał. Kiedy zobaczyła ciąg cyferek na wyświetlaczu telefonu uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- No! - wykrzyknęła radośnie – I o to mi chodziło!
- Jedziesz jeszcze raz? - zapytał Harry.
- Nie, wolę skończyć na dobrym. On i tak miał ostatnio sporo roboty.
Ruszyła wolnym kłusikiem dookoła hali. Co jakiś czas zrobili jeszcze woltkę albo wężyka, ale to już tak dla relaksu.
- Harryyy... - zagadnęłam, przysiadając się bliżej.
Posłał mi tylko groźne spojrzenie, ale słowem się nie odezwał.
- Przepraszam. Naprawdę bardzo, bardzo przepraszam. Za dużo mam na głowie ostatnio, nie chciałam jej sprzedawać. Teraz to już nawet nie będę mogła, bo zmienia właściciela...
Zerknął na mnie, ale nadal cisza.
- Jest twoja. Masz swojego własnego, zbuntowanego konia. Jestem ci to winna, za wszystko.
W końcu zmienił minę z naburmuszonego dzieciaka na trochę bardziej zaskoczonego naburmuszonego dzieciaka.
- Serio? - wykrztusił.
- Serio, serio. Ale wiesz, nie będę ci finansować startów, na to sobie musisz zarobić, nie mniej jednak koń jest za darmo.
Szturchnęłam go w ramię.
- Tylko już się nie gniewaj, potrzebujemy cię tu.
W końcu się uśmiechnął! Także Felicia zmieniła właściciela, a ja odzyskałam kumpla.
Cora skończyła rozstępowywać Wakandę, zeskoczyła na ziemie, a my pobiegliśmy do drzwi, by ich wypuścić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz