Ruska – Kveikur
Megan – Shi'ar Empire
Louise – Quizzical
Siedziałyśmy sobie w kuchni, kiedy narodził się pomysł ujeżdżeniowego treningu. Spokojnie popijałyśmy zrobiony przez Lou truskawkowy koktajl, gawędziłyśmy o systemie edukacji i krytykowałyśmy oślepiająco żółte szpilki Anity, kiedy zaskoczyłam sama siebie.
- Pojeździłabym sobie... - oznajmiłam z westchnieniem.
- Ooo! - zdziwiła się Meg, wytrzeszczając oczy na krótką chwilę. - Ale że na koniu? To niesamowity zwrot akcji.
- Wiem... Ale taki mały trening ujeżdżeniowy, coby powoził tyłek w siodle? Co wy na to?
- Właściwie to miałam wziąć tą małą ruda małpę – powiedziała Lou.
- Masz na myśli Quizzicala? - Meg uniosła brew, uśmiechając się pod nosem. - Uwielbiam tego kucyka. Ale okej, dziewczyny. Ja w to wchodzę. Wezmę sobie Empire'a.
Po czym wszystkie trzy podniosłyśmy się ze średnio wygodnych krzesełek, założyłyśmy kurtki i w równym rządku podreptałyśmy do stajni. Ja dopiero wtedy zaczęłam się zastanawiać nad odpowiednim wierzchowcem, a mój wzrok utkwił w pięknych ślepiach Kveikura, który to wystawił swoją łepetynę przez okienko w kracie boksu i lampił się na mnie z zacieszem. Wyczuła krowa cukierki, co? Moja kochana krówcia. Od razu dałam mu kilka smakołyków, które chowałam w kieszeni.
Opuściłam go na chwilę, aby przytargać sobie sprzęt. Dziewczyny najpierw wyczyściły swoje konie, które stały w sumie niedaleko. Słyszałam narzekania Megan, bo Shi'ar znowu próbował sprawdzić jak smakuje jej ręka, oraz uspokajające sentencje Louise, którymi próbowała poskromić temperament kucyka. Jednak ani jeden ani drugi koń nie zamierzał dać się tak łatwo obłaskać. A w tym czasie Kveik wcinał sobie sianko, zupełnie nie przejmując się co ja tam z nim robię. Zaplotłam mu warkoczyk na ogonie.
Wszystkie szybko uporałyśmy się z siodłaniem i już po chwili gęsiego, jedna za drugą, wyprowadzałyśmy swoje konie na zewnątrz.
Z pomocą schodków wsiadłyśmy na nasze dzielne rumaki, a później dziarsko ruszyłyśmy w stronę placu. Miałyśmy tam zrobić rozgrzeweczkę, a później po kolei przenieść się na czworobok, który był z owym placem praktycznie połączony.
Megan zamknęła za nami bramkę, chociaż zanim udało się jej ustawić Empire'a ja i Lou zdążyłyśmy już podciągnąć popręgi i zrobić po jednym okrążeniu stępem w obydwóch kierunkach. Kucyk miał wiele do powiedzenia i zupełnie się nie krępował. Próbował wyrwać amazonce wodze, co jakiś czas się zatrzymywał, a czasami do tego cofał, a jeszcze niekiedy próbował stawać dęba, zwykle jednak nie odrywał kopyt od ziemi na odległość większą niż 5 cm.
Kveik był oazą spokoju i właśnie takiego konia dziś potrzebowałam. Takiego, na którym sobie wygodnie potruchtam, przeżyję cudowne, błogie chwile i uśmiechnę się raz czy dwa.
Megan posłała mi zazdrosne spojrzenie, kiedy jej dumny wierzchowiec uparcie dążył do przejęcia przywództwa w ich zespole. Ale nie z Megan Summers te numery. Dziewczyna szybko dała mu do zrozumienia, że nie pozwoli sobie na takie wredne zachowania. Koń jeszcze trochę próbował, a nuż się uda, ale nie udało się. Zanim przeszłyśmy do kłusa był już grzeczny.
Oczywiście zanim to nastąpiło mogłam podziwiać wariacje jednego i drugiego konia, podczas wykonywania szeregu wolt, serpentyn i przekątnych. A było na co popatrzeć.
Ruszyłam kłusem chyba jako pierwsza. Kveik szybko się rozstepował, słuchał się jak mało który koń i generalnie jazda była dla mnie samą przyjemnością. Jego ślimacze tempo z początku nie stanowiło problemu, ot, taki truchcik. Ale kiedy przyszedł czas na jedną woltę, drugą półwoltę... Wtedy stwierdziłam, że trzeba nabrać jakiegoś szybszego rytmu, bo zaśniemy oboje. Nie było łatwo, bo tak jak przypuszczałam – konik już przysypiał. Zanim się rozbudził to tamte dwie samozwańcze koniary też już pogoniły koniska do biegu. Shi'ar prezentował się genialnie, bo Meg dopiero co postawiła go do pionu i mocno się skoncentrował. Od razu ze świetnym tempem, wyciągający nóżki, lekki. No przecudowny. Quizzical wyglądał natomiast jak ruda wiewióra ze wścieklizną, ale daję głowę – było w tym jakieś piękno. Głęboko ukryte pod warstwą piachu, które rozrzucał kopytkami na prawo i lewo, ale było!
- Weź go zatrzymaj, kochanie, porób cofanie, później wjedź na koło i popracuj z nim w wygięciu – odezwała się ciocia dobra rade vel Megan.
Lou skinęła głową, ale w jej oczach widziałam czystą nienawiść. Jej metody i metody Megan pochodziły z dwóch różnych planet.
Skupiłam się trochę bardziej na moim powabnym ogierze, bo przez moje zainteresowanie cyrkiem obok, zaczął przysypiać. Porobiłam z nim parę przekątnych, gdzie próbowałam mu wytłumaczyć o co chodzi z tym całym kłusem wyciągniętym i chłopak sobie w mig przypomniał. Cudowne dziecko.
Shi'ar też był cudownym dzieckiem. I wyglądał najlepiej ze wszystkich trzech panów. I tak bardzo się cieszę, że się urodził.
Megan już go sobie świetnie ogarnęła i teraz działał na jej najdrobniejsze, najsubtelniejsze wskazóweczki jak w zegarku. Jedno uszko do przodu, drugie na amazonkę. Pracował zadkiem i nogami w kłusie tak, że znowu się zapatrzyłam i Kveikur zrobił sobie wolne.
Quizzical zaczął rzuć wędzidło. Na kole. I nawet, uwaga: powoli się zbierał! I Lou była z siebie bardzo dumna, od razu się wyprostowała, uniosła podbródek i uśmiechała się dostojnie jak ta Królowa Anglii. Ale dobrze, wykonała dobra robotę z tą rudą gadziną, która zaczęła przybierać końskiego kształtu.
Przez naprawdę spory kawał czasu jeździłyśmy te niewyżyte konie na przeróżnych figurach w kłusie i stępie i robiłyśmy masę przejść i doprowadzałyśmy każdy szczegół do absolutnej perfekcji.
Wszystkie trzy dzieciaki szły jak w bajce, zaangażowały się i pracowały cudownie. Moja krowa nawet przestała zwalniać, a Quizz już zupełnie pozbył się swojego wrednego diabełka i nie buntował się ani trochę.
W końcu przyszedł czas na zagalopowanie. Umówiłyśmy się, że będziemy to robić po kolei: jedna galopuje na ścianie, a reszta zjeżdża do środka i po chwili zmiana.
Shi'ar Empire pojechał jako pierwszy. To zagalopowanie było cudowne i bardzo chciałam, żeby Kveikowi wyszło dokładnie tak samo. Shi był skupiony, świetnie ustawiony, gotowy na każdy sygnał amazonki. Przegalopowali dwa okrążenia, a potem na przekątnej (wykonując lotną zmianę nogi) zmienili sobie kierunek i jazda kolejne dwa.
I wtedy nadeszła moja kolej. Ale wyszło nam całkiem dobrze. Chyba troszkę go w ten galop wpędziłam, ale to było tylko parę kroczków, pewnie nikt nawet nie zauważył... Jedna strona zrobiona, więc wjechaliśmy na przekątną i zrobiliśmy naprawdę ładną lotną. Potem w drugą stronę i prrr, do kłusa.
Przejście Quizzicala do galopu wyglądało jak nagła eksplozja turbo dopalaczy zamontowanych pod ogonem. Kłus, kłus, kłus i sruu! Dzida! Ale dzida szybko stała się przyjemnym kontrolowanych galopikiem. Zmienili kierunek tak samo jak reszta z nas i... i już. Ładnie wyszło, Quizz trochę podskoczył przy tej lotnej, ale wciąż miał w sobie sporo energii. Byłam w stanie zrozumieć.
Następnie zdecydowałyśmy się dokończyć trening na czworoboku. Trochę się tam pokręciłyśmy kłusikiem, ale potem było tak, że dwie wyjeżdżały za płotek i chodziły stepem wokół, a jedna w środku leciała sobie program z P lub N.
Pierwsza Lou wjechała ładnie na X, tam się zatrzymała i zrobiła ukłon. Koń wiedział co się dzieje i zachowywał pozory. Ruszyli poprawnie, od razu wysiadywanym kłusem. Reszta programu poszła im naprawdę dobrze, bo Quizz zachowywał się bardzo profesjonalnie i ani razu nie próbował się kłócić. Robił dokładnie to, o co poprosiła go amazonka. Zaangażował się, był dokładny, próbował dać z siebie jak najwięcej. Miło było go teraz obserwować, widząc to, co działo się wcześniej. Skończyli przejazd, a ja zaczęłam klaskać. Megan rzuciła mi tylko pełne politowania spojrzenia i zakłusowała by zająć miejsce Lou, kiedy tylko ona wyjedzie z czworoboku. Udało się idealnie i już po chwili stała w X. Meg była ambitniejsza i wybrała sobie trudny program, pamiętałam go jak przez mgłę z jakichś zawodów na... już nawet nie pamiętam na jakim koniu i gdzie.
Szło im rewelacyjnie. Ich przejazd wyglądał jak przejazd na poważnych zawodach gdzieś w poważnej stajni na poważnym poziomie. Shi'ar – pełna profeska, ani jednego błędu, ani jednego zawahania czy nieposłuszeństwa. Megan wiedziała co robi, była w tym dobra i nie pozwoliłaby sobie na jakieś nawet drobne niedociągnięcia. Widać było jak bardzo zgrała się z koniem, jak bardzo ten ufał jej i zdawał się na nią. Pięknie wyginał się na zakrętach, szedł lekko i sprężyście.
No i przyszedł czas na nas! Kveik to konik dla dzieci, to nauki jazdy, do pierwszych startów. I sprawdzał się w tym świetnie, ale przy tamtych koniach czułam się troszkę... mała? Taka tycia, nic nie znacząca. No ale przypomniałam sobie po co tam jestem. Żeby się cieszyć jazdą i żeby koń miał trochę ruchu. Wyszukałam sobie z pamięci jakiś łatwiejszy program P i jazda.
Szło nam bardzo przyjemnie. Kveikur się słuchał, od razu reagował na sygnały, cały czas szedł na kontakcie i, co ważne, szedł żwawo! Byłam z niego dumna, bo nie pomyliliśmy się ani razu, a każda figura wychodziła niemal tak idealnie, jak wyobrażałam to sobie w głowie. Bawiliśmy się świetnie, rozruszaliśmy kości i super.
Na koniec wszystkie trzy wróciłyśmy na plac, gdzie rozstępowaliśmy koniska na luźniejszych wodzach. One parskały i kierowały pyszczki ku ziemi, czasami tylko szturchając się nawzajem nosami, gdzie zbliżałyśmy się do siebie na bliską odległość.
Po kilkunastu minutach podjechałyśmy pod stajnię i zsiadłyśmy, po czym zaprowadziłyśmy te nasze wspaniałe sportowce do ich boksów. Rozsiodłałyśmy, sprzęt wyniosłyśmy do siodlarni. A tam znalazłyśmy bezpańskie wiaderko z jabłkami z naszego sadu, więc prędko wróciłyśmy do koni i nagrodziłyśmy je za świetny trening.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz