wtorek, 20 października 2015

4. (western) Sheez Red Gun

Harry - Sheez Red Gun
Ruska, Cora


Podeszłam do boksu Red i oparłam się na drzwiczkach. Harry czyścił właśnie kopyta klaczy, a kiedy usłyszał moje westchnienie podniósł się do pionu i popatrzył na mnie pytająco.
- Bierzesz ją na trening? - zapytałam.
- Mhm – mruknął, wracając do pracy.
- Ale pada.
- Pójdziemy na halę.
- Powiem Aidenowi żeby zaniósł tam beczki.
- Już sobie załatwiłem pomoc, wielkie dzięki.
Był na mnie zły. Cały czas, od kilku dni. 
- Przecież przeprosiłam! I kupiłam Ci Avenue!
Łypnął na mnie spod byka, na chwilę przerywając czyszczenie. 
- Hej, wszyscy są na mnie źli bo kupuje konie. A jak chce sprzedać... to też są na mnie źli! To co ja mam robić?
- Nie obchodzi mnie co robisz, ale Felicia zostanie tutaj czy tego chcesz czy nie.
Wywróciłam oczami. 
- Tylko zapytałam, a ty robisz wielką aferę.
Mogłam się spodziewać, że i tak do niego nie dotrę. Felka była świętością i sam pomysł sprzedaży tejże końskiej bogini... powinnam spalić się w piekle. A takie wizje pewnie krążyły Harry'emu po głowie. Był zły jak nigdy dotąd. 
Szybko osiodłał sobie klaczkę, żeby nie musieć spędzić ze mną ani minuty dłużej. Otworzył drzwiczki tak, że prawie przywitałam się z podłogą, a potem wyprostowany i pewny siebie ruszył w stronę hali. Red posłała mi tylko wymowne spojrzenie na odchodne. 
- Nie łatwo będzie ci go udobruchać – usłyszałam głos Cory.
- Wiem, wiem...
- Chodź, poparzymy jak sobie radzi.
No więc poszłyśmy za nim, żeby móc do woli komentować jego poczynania na naszej urokliwej kasztance. Uwielbiałam tego konia za charakterek. 
Zasiadłyśmy na trybunach, kiedy Harry wsiadł na nią i ruszył stępem, poprawiając się w siodle. Na jednej połówce hali stały 3 beczki, ustawione w odpowiedniej odległości – a przynajmniej tak stwierdziła Cora. Na drugiej połówce znajdował się rząd drążków oraz kilka drogowych pachołków. 
Red Gun nie była zadowolona z pasażera na jej grzbiecie, ale Harry'ego dobrze już znała i nawet zaczynała go szanować. Pozwalała mu tam siedzieć, ale kiedy chciał wykazać się jakąś inicjatywą – buntowała się. Z początku robiła to bardzo agresywnie, czasami próbowała go zrzucić. Później przyzwyczaiła się i uspokoiła. 
W stępie robili sporo ćwiczeń, które pozwoliły się jej wyciszyć i skoncentrować na pracy. Kręcili wolty o różnych długościach, zatrzymywali się i cofali, czasami próbowali zwrotów na zadzie i przodzie, z czasem doszły ustępowania od łydki. 
Widać było, że klaczka stopniowo zmienia swoje podejście i coraz bardziej angażuje się w kolejne ćwiczenia. Harry cały czas był spokojny i przekazywał klaczy polecenia tak, by nie miała problemu z ich zrozumieniem. Kiedy zrobiła coś dobrze, chwalił ją, a kiedy nie wychodziło – powtarzał tak długo, aż mógł powiedzieć dobre słowo i pogłaskać rudą szyję. 
Po może dziesięciu minutach stępowania ruszyli wolniutkim kłusikiem. Red trochę pozarzucała głową, ale szybko ogarnęła się i opuściła pyszczek. Nie miała już ochoty na bunty. 
Harry przejechał po dwa pełne okrążenia w obie strony, co jakiś czas robiąc jakąś woltkę, a później skupił się już na drążkach i pachołkach. Chciał skupić uwagę klaczy na manewrowaniu jej ciałem i uelastycznieniem go. Starał się jak najlepiej ją rozgrzać. 
Przejazdy przez drążki wyglądały dobrze, bo Red za każdym razem wysoko podnosiła kopytka i z energią przekłusowywała przez przeszkodę, nawet nie myśląc, by uciec na bok. Pachołki szły gorzej, ponieważ... co cóż, taranowała je. A przynajmniej tak działo się za dwoma pierwszymi razami. Nie zależało jej, nie patrzyła pod nogi. Dopiero z czasem Harry zdołał wyjaśnić jej na czym to polega. Zaczęła się ładnie wykręcać, powolutku manewrując między nimi. Z czasem robili to coraz szybciej.
- Lubię tego konia, ma to coś – powiedziała Cora, uważnie obserwując parę.
- Też tak myślę.
- I Felicia ma to coś.
Poczułam się jak ostatnia gnida, ale czułam się tak od soboty, kiedy przedstawiłam załodze listę koni wytypowanych do sprzedaży. 
- No wiem... nie mam pojęcia czemu ją tam zapisałam, nie myślałam nad tym zbyt długo, bo bałam się, że w końcu nie sprzedam żadnego konia.
- Musisz mu pokazać, że zależy ci na tym koniu i zapewnić go, że nigdy nie zrobisz niczego podobnego – doradziła z matczynym uśmiechem.
- Dziękuję. Chyba wiem co zrobić.
Tymczasem Harry zagalopował. Red wyglądała jakby ktoś zafundował jej mocny zastrzyk energii i śmigała po pierwszym śladzie delikatnie poza kontrolą. Dopiero po pełniutkim okrążeniu konkretnej dzidy pozwoliła Harry'emu trochę zwolnić. 
On nie miał jej tego za złe, a nawet cieszył się, że tak szybko zmądrzała. Pozwolił jej jeszcze na trochę szaleństwa, a potem zaczęli się skupiać. Obrali sobie nieduże koło, tam galopowali w ładnym wygięciu. Co jakiś czas zmieniali kierunek przez lotną i robili to samo. Później jeździli po całości, przyspieszali i ostro zakręcali, pracując nad zwrotnością.
W końcu przyszedł czas na małą przerwę w stępie, a wówczas Harry zaprzyjaźnił Red z beczkami. Mogła je sobie dokładnie obwąchać, obejść dookoła i podrapać się po pyszczku. 
- Cora, wyjmij stoper! - krzyknął z drugiego końca hali.
- Mam!
Wyjęła urządzenie i wróciła do obserwacji. 
Harry zagalopował, a potem rozpędził się, kierując konia na pierwszą beczkę. Ominęli ją z gracją, wyglądając jak starzy profesjonaliści. Klacz była szybka i zwinna, ale łatwo denerwowała się, gdy coś szło nie po jej myśli. Gdy druga beczka spadła, Red zdekoncentrowała się i jakby olała resztę. Trzecia beczka przewróciła się, po chwili wahania, a kobyła strzeliła serię bryków. 
Harry uspokoił ją, powiedział na ucho, że jest piękna i wszystko będzie dobrze. 
Przy ponownej próbie postanowił jechać naprawdę wolnym galopem, żeby przejechać to dokładnie i dać jej poczucie, że potrafi, że może to zrobić. 
Klacz wprawdzie chciała przyspieszać, ale szybko odpuściła. Żadna z beczek nawet nie drgnęła, kiedy Red okręcała się wokół nich, dzięki czemu dumna i zadowolona z siebie za trzecim razem przejechała na czysto i z bardzo dobrym czasem. 
Z podbudowaną pewnością siebie radziła sobie lepiej. Była sterowna i grzeczna, dostosowywała się do poleceń.
- To ja idę po Wakandę – niespodziewania powiedziała Cora i wstała, kierując się do wyjścia.
- A to też na beczki? - zagadnęłam.
- Tak, tak. Ja obserwuje Harry'ego, a on mnie. Z boku łatwiej wyłapać błędy – odparła, zatrzymując się na chwilę w progu.
Później zniknęła za drzwiami, więc zwróciłam wzrok w kierunku Harry'ego i Red. Kłusowali sobie powolutku na luźnej wodzy. Po chwili zwolnili do stępa, co jakiś czas a to się zatrzymali a to sobie zrobili zwrot, a to kilka kroków do tyłu – żeby się nie nudzić zupełnie. 

W końcu Harry zszedł z konia, złapał za wodze i wyszli. Postanowiłam zostać, skoro i tak Cora i  Harrison mieli wrócić. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz