Trening
skokowy *Pardon Me
Rozgrzewka
trwała w najlepsze, wraz z Pardonem zaliczaliśmy kolejne punkty pod nazwą „koła,
wolty i inne ćwiczenia na łukach”, podczas gdy moja siorczyćka wspaniałomyślnie
uprawiała trening, który profesjonaliści zwą „ustawiam siostrze kombinacje”.
-
Dlaczego… dlaczego mi to robisz, zawsze sama sobie rozstawiałaś przeszkody… Ja
ci zaraz coś pomylę.
-
Czy jak się zamienimy zadaniami, to nie będziesz marudzić, że jestem okropną
osobą ten jeden dzień? – zażartowałam.
-
Mam ci rozgrzać Pardona?
-
A ja w tym czasie rozstawie sobie przeszkody.
-
BIORĘ! WSZYSTKO JEST LEPSZE OD TEGO!
-
Nie wiem, czy powinnam się poczuć urażona bo obrażasz mi konia… czy to tak
przypadkiem – wystawiłam język i zeskoczyłam z ogiera.
Ruska
z moją pomocą z podsadzeniem jej (nie miałyśmy pojęcia gdzie jest stołek),
wskoczyła w moje piękne różowe siodło i
chwilę postępowała, chcąc samej zebrać sobie konia. Pardon nie był pewny co się
właśnie stało i chodził dość nerwowo.
-
Półparada i łydka, cały czas, dopóki ci się ładnie nie ustawi. I może być
trochę podenerwowany, bo właśnie z niewiadomych przyczyn dla niego, zmienił mu
się jeździec.
-
Sprecyzuj „trochę podenerwowany”…
-
Haha, sama zobaczysz! Nie ma wycofywania się!
Siorczyćka
nie miała okazji powiedzieć czegokolwiek, bo ja już rozstawiałam przeszkody.
Najpierw, standardowo gimnastyka na 100 centymetrach, skok wyskok z trzech
przeszkód. Odmierzyłam sobie ustawienie dragów krokami, a później doniosłam
słupki. W tym czasie moja siostra zakłusowała.
Oj
jakże to było pocieszne, gdy Pardon dwa razy zrobił wysad z zadu i ruszył
dzikim kłusem, rozciągając się jakby chciał zrobić supermana. Z boku faktycznie
wyglądało to tak, jakby miał kopyta pogubić.
-
Ej! Ej siostra! Gdzie to ma hamulec?!
Głos
Ruski wskazywał na coś między „japierkuźwadzielę” a „zarazspadnęzarazspadnęjezusmaria”.
Cóż, po prostu czasem tak na Pardonie było jak ruszał do przodu. Ale jednak
chęć wydalnego treningu wygrała z przyjemnością patrzenia na siostrę w takim
stanie, więc po jeszcze kilku cudownych sekundach powiedziałam:
-
Wjedź z nim na koło, albo woltę. Połparada i łydka cały czas i stopniowo
zmniejszaj do koło. Skróci się i ogarnie.
Tak
więc siostra zaczęła ogarniać Pardona, a ja rozstawiałam kombinacje. Nie była
ona jakoś specjalnie odkrywcza, bo składała się z szeregu na dwie przeszkody i
jednej osobnej stacjonaty tuż przy ścianie, ale nie chodziło tu o jakąś
wyjątkową odkrywczość w budowie kombinacji, a o jej trudność i konieczność
skupienia konia i jego ruchów. Jedna fula tuż po zakręcie na najazd na
stacjonatę. Wąski zakręt między ścianą a równoległym do niej szeregiem. Ostry
zakręt po raz drugi na szereg i tylko jedna fula po tym ostrym zakręcie, żeby
najechać i dobrze skoczyć okser.
W
czasie gdy ja wszystko odmierzałam, Ruska miała już kontrolę nad Pardona, szli
naprawdę ładnym, mocnym i troche wyciąganym kłusem, ale z ładnie złożoną szyją
i sprężystym ruchem więc nie było się czego czepiac. Porobili sobie trochę
bocznych i dużo ćwiczeń na łukach, żeby się powyginał w każdym możliwym
kierunku.
-
Chciałabym na nim kiedyś poćwiczyć ujeżdżenie! – zakomunikowała Ruska.
-
Powodzenia w utrzymaniu go w zebranym galopie! – zaśmiałam się. – Hej słuchaj,
ja zaraz tu będę gotowa, skoczcie po kilka razy tę gimnastykę, już się
powyginał, niech się rozskacze.
-
Się robi!
-
Tylko uuu…
Nie
dokoczyłam uważaj, bo Pardon widząc prostą linię na przeszkody wypruł dziko
przed siebie, strzygąc uszami i rżąc radośnie. Rzucił się tak na pierwszą
przeszkodę, że omal nie przewalił drugiej stacjonaty zaraz za nią, a później kolejnej.
Sama nie wiedziałam jakim cudem wybronił czysto ten skok wyskok, skoro z dwiema
stacjonatami był praktycznie na czołowym.
-
Uważaj, bo dostaje świra gdy skacze… - dokończyłam.
-
Dzięki, że mówisz… Wiesz co, ja ci zawieszę już te drągi, skoro wszystko
porozstawiałaś, a ty z nim poskacz.
-
Bez problemu! – uśmiechnęłam się i wsiadłam na Pardona.
Ruszyliśmy
kłusem i, zanim z powrotem ruszyliśmy na gimnastykę, wzięłam go pod siebie
jeszcze na koło, mówiąc do niego, żeby się uspokoił i rozluźnił, bo już druga
zmiana jeźdźca naprawdę go rozkojarzyła. Szybko jednak zrozumiał kto na nim
siedzi i ruszył takim kłusem, nad jakim z nim pracowałam, mocny, sprężysty, z
dobrym angażem. Szybki, ale nie rozwlekły. Najeżdżając, mocno trzymałam go za
wodze, jednocześnie dociskając łydki. Koń ładnie się wybił i pokonał gimnastykę
w ładnym stylu. Poklepałam go i ruszyliśmy jeszcze raz. Pardon się jednak
zdążył rozochocić i znów dziko ruszył, ledwo się mieszcząc. Po wylądowaniu z
ostatniej stacjonaty, wzięłam go jeszcze raz na koło i po kilku chwilach
pokonywaliśmy po raz czwarty gimnastykę, tym razem w tempie narzuconym przeze
mnie. Powtórzylismy to na drugą stronę i dałam mu spokój, żeby odetchnął przed
skokami.
Przeszkody
były ustawione na 110 centymetrów, wiedziałam, że będę musiała mocno
przytrzymywać Pardona w niektórych momentach, a w razie czego on i tak
wyratuje.
Gdy
odetchnął, ruszyliśmy galopem i najechaliśmy na szereg od strony stacjonaty.
Trochę go przytrzymałam, żeby wykonał skok w górę, a nie bardziej skupiony na
długości. Ładnie przeleciał nad przeszkodą. Po wylądowaniu dwie mocne,
sprężyste fule i piekny sus przez oksera. Po wylądowaniu zdałam sobie sprawę z
mojego błędu, powinnam już podczas skoku ustawić go bardziej do wewnątrz, żeby
skręt po przeszkodzie nie był taki nagły i wyszedł płynniej. No ale, nie był to
błąd kosztujący nas straty w punktach. Po przegalopowaniu wzdłuż krótkiej
ściany i zakręcie na przeszkodę, bedącą prostopadle do długiej, mielismy tylko
fule najazdu. To było trudne, dość ostry zakręt i tylko jedna fula na
stacjonatę, ale Pardon bardzo sprężył się w nogach i zadzie, i wykonał mocny
skok. Przeleciał bez zrzutki. Po przeszkodzie jechaliśmy prosto, aż do drugiej
długiej ściany, skręciliśmy tam w lewo, między ścianę a szereg, po czym
wyjątkowo ostry zakręt na oksera. Kolejny problem ze skokiem po zakręcie, znów
tylko fula na dojazd, a sam skręt odebrał koniu mocno z rozpędu, gdyż był
wąski. Przycisnęłam jednak ogiera, korzystając z jego trybu killing, gdy
zabójczo rzucał się na przeszkodę. To też teraz zrobił, tę jedną fule
potraktował jak prawdziwą szarżę, a dzięki temu, tuż po niej, mocno się wybił i
pokonał oksera czysto. A jako że lądował daleko, dwie fule na dojazd do
stacjonaty w tym szeregu, zmienił w jedną. Skoczył mocno, nic nie zrzucając.
Poklepałam kasztanka i dałam mu chwilę długiej wodzy w stępie. W tym czasie
siostra podnosiła przeszkody.
Gdy
wszystko było na 120, mogliśmy ruszać. Koń znowu szedł tym swoim mocnym,
sprężystym galopem z zadu. Przytrzymałam go ponownie przy stacjonacie, a on
wykonał wysoki skok, robiąc duże odległości. Ładnie dojechał w przeznaczonych
na to dwóch fulach do oksera, tym razem skierowałam go trochę po łuku, dzięki
czemu lądował pod kątem i łatwiej mu było po wylądowaniu ruszyć od razu w bok,
to było płynne i wynikało z jego poprzedniego ruchu, dzięki czemu na pewno
zyskał na czasie, względem poprzedniego przejazdu. Gdy dojechaliśmy do zakrętu,
bardziej zebrałam Pardona, chciałam, by ta jedna fula dała mu jak najwięcej
miejsca, a obszerny zakręt by je bardziej odebrał. Pardon ładnie zakręcił na
najazd i tę fule wykorzystał do maksymalnego sprężenia chodu, by przy wybiciu
sama jego moc biegu go wypchnęła. Skoczył mocno i wysoko, mimo trudnego najazdu.
Dalej jechaliśmy mocno, ale bez pochopnych ruchów, ładnie skręcił między ścianę
a szereg. I przyszedł ostry nawrót. Wywarłam mocną presję na wodzach i
przytrzymałam go mocno w łydkach, by obrócił się prawie w miejscu. Udało się, a
on miał całą fulę dla siebie, by później skoczyć oksera. Zostawiłam wszystko w
jego kopytach. Dodałam mu łydkę na rozpęd i dałam mu działać. Rzucił się dzikim
galopem, a w sumie jedną fulą galopu, po czym poszybował z dużym zapasem.
Ponownie, po lądowaniu dojechał tylko jedną fulą, nie dwiema, do stacjonaty i
skoczył czysto.
-
Patrz jaki jesteś zdolny misiu! – wyćwierkałam, ponownie dając mu długie wodze.
Zostały
nam już tylko manewry na wysokości 130 centymetrów, którą Ruska właśnie
ustawiała na ostatniej stacjoncie.
Przed
najazdem na tę wysokość kombinacji, zrobiłam z Pardonem trzy koła, mocniej go
zbierająć, musiałam mieć pewność, że jego ruch będzie żywy i sprężysty, że da
radę wyrobić maksimum i nie zrobić sobie krzywdy.
Ruszyliśmy.
Na razie jeszcze go pilnowałam. Ponownie wykonał mocny, wysoki, ale krótki
skok, przelatując czysto nad stacjonatą i tym samym rozpoczynając szereg. Dwie
fule przegalopował bardzo „w górę”, mocno sprężynując i wykorzystując tę całą
parę w nogach, by mocno skoczyć i nad okserem. Był już odpowiednio ustawiony
głową do wewnątrz. Po lądowaniu, po tym wysokim skoku z mocnym zapasem, płynnie
i gładko skręcił wzdłuż krótkiej ściany, nadal mocno galopował. Zakręciliśmy na
stacjonatę. Jedna fula, udało się ją zmieścić, a przy wyskoku dodałam bata na
łopatkę, razem z mocną łydką. Koń skumulował całą swoją siłę w zadzie i wybił
się cholernie mocno, podrzucając tylne nogi mocno w górę, z taką siłą poleciał.
Mieliśmy dużo zapasu. Po wylądowaniu chciał się trochę rozkręcić, ruszyć
szybciej, ale JESZCZE mu na to nie pozwoliłam i zebrałam go mocniej na pysku,
dodając łydkę by się nie zatrzymał. Gładko wjechaliśmy w wąską przerwę między
długą ścianą a szeregiem. A zaraz potem praktycznie zawrót, a nie zakręt na
okser. Ponownie, przygotowałam go do tego ruchu a następnie wywarłam ogromną
presję całym ciałem, by się obrócił na tylnych nogach. Zrobił to w mistrzowskim
stylu, po czym wypruł przed siebie, dziko atakując okser. Dodałam mu jeszcze
łydkę, żeby bardziej go podkręcić, skoczył niesamowicie wysoko i daleko, na
koniec atakując stacjonatę w tym szeregu. Przejechał czysto i z dużymi zapasami.
Nie mogłam się go nachwalić.
Po rozkłusowaniu i
rozstępowaniu puściłam go na padok, żeby sobie pobiegał i odetchnął jeszcze po
tym wszystkim, spisał się dziś na medal.