poniedziałek, 17 kwietnia 2017

74. (wyścigi) It's a Trap!, First Lady of Biscuitland

Rodzaj treningu: wyścigowy (szybkościowy)
Data i godzina: 14 kwietnia, 19:45
Pary: 
Harry & It's a Trap!

Wieczorem, kiedy temperatura była już o wiele niższa niż za dnia, postanowiliśmy zabrać nasze dwie dwulatki na pierwszy pełny trening. O tej pory po prostu przyzwyczajaliśmy je do toru, czasami biegały po kawałeczku, czasem jedynie w kłusie, od czasu do czasu uczyliśmy ich wchodzenia do bramek i poprawnego wystartowania. Teraz w końcu były gotowe na kolejny poziom.
Na tor zawieźliśmy je w przyczepie, w ramach przyzwyczajania do częstych podróży. Trap oczywiście świrowała i tłukła we wszystko w  zasięgu kopyt. Lady byłaby zupełnie spokojna, ale zachowanie koleżanki zaczynało ją denerwować i zaczęła rżeć na pomoc już w połowie drogi. Docisnęliśmy gazu i już po kilku minutach wjechaliśmy na teren zaprzyjaźnionego toru wyścigowego. Wynajęliśmy go na pół godziny. 
Wyprowadziliśmy panny z przyczepy, sprawnie je osiodłaliśmy, a później Harry i Nat wsiedli na swoich podopiecznych. Ja tymczasem usiadłam na błotniku i obserwowałam. 
Trap była strasznie podekscytowana. Chodziła jak na szpilkach, z wysoko podniesioną głową obserwowała wszystko naraz, uszy jej chodziły jak małe śmigła  do tego jeszcze rżała jak nawiedzona. Lady szła kilka długości za nią i miała minę mówiącą „ja tej wariatki nie znam...”. Stępowała sobie na luźniejszej wodzy, ale to nie znaczy, że była zupełnie obojętna na czynniki zewnętrzne. Była ciekawa, ale po kilkunastu wizytach w tym miejscu zdążyła przywyknąć do wszystkiego. Trap natomiast za każdym razem przeżywała wycieczkę na tor jak pierwszą wizytę w nawiedzonym domu. Harry bardzo starał się ją uspokoić, ale jak zwykle klacz odcinała się na wszelkie próby kontaktu. Stępowali przez jakieś dwa okrążenia, żeby tylko przyzwyczaić konie, zanim przejdą do wyższego chodu. Lady była zupełnie spokojna, szła sobie tam, gdzie prosiła ją o to Natalie. Trochę przy barierce, trochę środkiem… tak żeby nie myślała, że zawsze musi trzymać się kurczowo wewnętrznej. Trap coraz bardziej tańczyła w miejscu wyrywając się do biegu. Podczas próby zakłusowania zagalopowała. Harry zwolnił ją do stój i tym razem cudem udało się utrzymać konia w kłusie. Co prawda był to kłus w formie nadzwyczajnego pasażu (wróżymy jej ujeżdżeniową karierę za 4 lata…) ale przynajmniej nie galop. Lady z kolei miała trudność z tym żeby ruszyć swoje cztery litery i nic się jej nie chciało. W takich chwilach mocno w nią wątpiłam… Patrzyłam na te dwie klacze i wzdychałam raz po raz, kręcąc głową. Po pierwszym okrążeniu w kłusie trochę się ogarnęły. Jedna się uspokoiła, druga nabrała energii. Zaczęły reagować na pomoce, mniej lub bardziej się skupiały i generalnie zaczynałam widzieć, że „coś się ruszyło”. W końcu były już dość rozgrzane. 
Na bramki nie mieliśmy co liczyć, bo były zamknięte w jakiejś budzie na kłódkę, więc musieliśmy sobie radzić sami. Z gwizdkiem i kompasem podeszłam bliżej bieżni, gdzie Harry i Nat próbowali utrzymać konie w „stój”. Lady jeszcze w miarę potrafiła się nie ruszać, ale Trap zaraz zaczynała stawać dęba i chodzić tyłem… Żeby nie przedłużać gwizdnęłam z całej siły i włączyłam stoper. Obydwie klacze wystrzeliły przed siebie galopem. Trap zrobiła to znacznie szybciej, bo skoczyła przed siebie imponująco długim susem i pognała niczym błyskawica. Lady potrzebowała chwili żeby się rozpędzić, ale widać było, że już się jej uruchomił motorek i będzie dobrze. Pobiegłam do samochodu, żeby stanąć na masce i mieć lepszy widok. Trap przez pierwsze 200 metrów gnała przed siebie jak dzika. Byłam pod wrażeniem… jeszcze ani razu nie pozwalaliśmy im biec na pełnych obrotach i dopiero dzisiaj mogłam zobaczyć na co je stać… Lady rozpędzała się stopniowo, chociaż odstęp między klaczami  i tak ciągle rósł. Co sto metrów zwiększał się o jakieś pół długości, aż w końcu zaczął maleć, kiedy Trap straciła siły. Malał znacznie szybciej niż rósł. Harry próbował lekko ją popędzać, ale były to tylko sugestie, bo nie chciał forsować klaczy i zmuszać na tak wczesnym etapie. Umówiliśmy się, że dziś odpuszczamy im szybko. Lady zauważyła, że koleżanka osłabła i t chyba bardzo ją ucieszyło, bo zaczęła biec jeszcze szybciej. Prędko nadrobiła dystans i przez chwilę biegły łeb w łeb. Taka sytuacja utrzymywała się aż do końca, bo dzisiejszy dystans wynosił zaledwie 900 metrów. Zakończyły „wyścig” mniej więcej w tym samym momencie. Lady nie chciała zwalniać i zaczęła się nawet buntować, gdy Nat próbowała ją zakręcić. Trap z kolei z radością pozwoliła sobie na odpoczynek. Miała rozdęte chrapy i parskała jak najęta. Zresztą to robiły obydwie. Trap wyglądała na zszokowaną tym co się właśnie stało. Jeszcze nigdy nie biegała tak szybko i to jeszcze dała się praktycznie pokonać. Lady była niepocieszona tym, że nie mogła biec na pełnych obrotach dalej. Obydwie klacze wykonały jeszcze okrążenie wolnym galopem, jedna ledwo przebierała nogami, a druga robiła to z chęcią. Później było jeszcze sporo kłusa i stępa. Rozsiodłaliśmy spocone klaczki i zapakowaliśmy je do przyczepy. Pierwszy poważny trening uznaliśmy zgodnie za udany. 
- Trzeba będzie się skupić na wytrzymałości Trap – westchnął Harry, gdy wyjeżdżaliśmy z terenu toru.
A z przyczepy nie słychać było ŻADNYCH dźwięków. Trapka była zbyt zmęczona by marudzić, niesamowite.
- Lady radzi sobie naprawdę nieźle i będzie zupełnie gotowa szybciej niż myśleliśmy – odparła Nat, uśmiechnięta od ucha do ucha. - Za jakieś dwa tygodnie wsiądziesz na Dixa Rus – dodała po chwili. - Zobaczymy co powiedzą na kolegę.
- Nie mogę się doczekać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz