środa, 23 sierpnia 2017

79. (ujeżdżenie) Zairon

Zairon & Megan





78. (cross) Maximoff

Maximoff & Ruska




77. (cross) Natasha

Rodzaj treningu: crossowy 
Data i godzina: 15 kwietnia, 17:45
Pary: Natasha & Niyati

Dzień był upalny, dlatego dopiero wieczorem pojawiła się jakakolwiek możliwość trenowania koni. Niyati czekała cały ten czas by zabrać Natashę na tor crossowy. Kiedy weszła do siodlarni zauważyła nową amazonkę – Zoe.
- Hej. - Uśmiechnęła się, ale tamta jedynie puściła jej oczko i wyszła drugimi drzwiami.
Niya wzruszyła ramionami, po czym zabrała wszystko czego potrzebowała i ruszyła do boksu Natashy. Klacz nie była bardzo brudna, dlatego już po kilku minutach była gotowa do jazdy. Niyati założyła rękawiczki i wyprowadziła klacz na zewnątrz, gdzie zaraz sprawnie zainstalowała się w siodle. 
Od razu ruszyła konia do stępa, kierując go w stronę drogi do lasu. W międzyczasie wydłużyła puśliska do odpowiedniej dla niej długości. Jej uwaga szybko wróciła w całości do Natashy. Znając charakterek Nat lepiej było być czujnym na jej grzbiecie. Niyati ledwo o tym pomyślała, a już przeżyła gwałtowne odskoczenie z powodu jakiegoś hałasu w krzakach. Westchnęła i mocniej wypchnęła klacz, która wcześniej zatrzymała się z wrażenia w miejscu i nie chciała się ruszyć. 
Na szczęście była to jedyna przygoda, bowiem Natasha szybko uświadomiła sobie, że siedzi na niej ktoś z umiejętnościami. Starała się być grzeczna, ale że miała w sobie sporo energii to jednak była nieco zbyt żwawa. Podczas kłusa wyrywała do galopu, a podczas galopu przyspieszała tak, że amazonka przeczuwała rychłe poniesienie. Nic takiego się jednak nie stało, chociaż na tor dotarły w rekordowym czasie. Z biegu skoczyły niewielką kłodę, po czym wykonały kilka dużych wolt w wolniejszym galopie, zmieniły nogę i przeskoczyły przed beczkę. Wtedy zwolniły do kłusa, gdzie również wykonały kilka wolt, a później zrobiły sobie małą przerwę w stępie. Przechadzały się po torze, by Natasha mogła zapoznać się z przeszkodami. Dzięki temu zmniejszało się ryzyko wyłamań podczas przejazdu.
W końcu jednak przyszedł czas na sprawdzenie się. Natasha mieszkała w Echo od kilku tygodni i przeżyła tu już kilka treningów, ale podczas każdego z nich płoszyła się przynajmniej raz. 
Niya wypchnęła konia do galopu i z uśmiechem odnotowała bardzo ładne przejście. Natasha wydawała się być bardzo chętna do skoków, co dobrze wróżyło. Ruszyły zatem na pierwszą przeszkodę – hydrę. Klacz biegła miarowym tempem, była pewna siebie, a mocny impuls odpowiednio zmotywował ją do skoku. Silnie odbiła się od ziemi i pięknie przefrunęła nad gałęziami. Niya pochwaliła ją, by utrzymać dobre nastawienie. Nie zwalniając pobiegły w stronę sunken road. Zeskok z bankietu poszedł jej nieźle, wskoczenie na kolejny zresztą też. Niya starała się ze wszystkich sił by utrzymać tempo i udało się. Natasha dumna z siebie przyspieszyła i dumnie eksponowała wszystkie mięśnie. Dwie stacjonaty ozdobione gałęziami i kwiatami nie były dla niej wyzwaniem. Była w naprawdę dobrym humorze, a Niyati robiła wszystko by tego nie zepsuć. Wyzwaniem mógł być solidnie zbudowany, duży stół, dlatego Niya upewniła się, że klacz jest dobrze pilnowała i silnie wypchnęła ją do skoku w najodpowiedniejszym miejscu. Słyszała, że Nat uderzyła kopytami w blat, ale miała na sobie dobre ochraniacze, a jej chód po po kilkunastu metrach od wylądowania wcale się nie zmienił. Uspokojona skierowała klacz do lasu, gdzie leżało kilka kłód, a na koniec próg, z którego  zeskakiwało się prosto do wody. Tak jak wszystko inne szło Natashy rewelacyjnie, tak ostatni krok przysporzył amazonce mini zawał serca. Nat najpierw zatrzymała się w pełnego galopu, później zadębowała, ale straciła równowagę i ostatecznie uratowała się skokiem do jeziorka. Cudem wylądowała poprawnie i zaskoczona przez jakiś czas biegła automatycznie, ślepo słuchając komend Niyati. A w wodzie znajdowała się beczka oraz dwa niskie fronty. Po wskoczeniu na próg miały chwilę na swobodny galop, gdzie Nat odzyskała równowagę psychiczną i prychnęła sobie szczerze, na znak, że w sumie to może już dotrzeć do końca bez odstawiania cyrków. Zatem przeskoczyły corner, hydrę, oksera, a na koniec został im tylko szwed. Niya profilaktycznie dała klaczy mocniejszy impuls, ale ku jej zaskoczeniu nic się nie stało – to znaczy stało się! Skok się stał! Natasha pięknym susem pokonała przeszkodę i na koniec bryknęła. Zadowolona Niya wyklepała ją porządnie i obiecała jej słodkości po powrocie do stajni. Niedługo później zwolniły do kłusa i tymże chodem pokonały większość drogi do domu. Po drodze odwiedziły jeszcze pewien stary sad, ukryty na leśnej polanie, by sprawdzić czy drzewa już zakwitły. Na miejscu przywitał je piękny zapach, bowiem kwiatów było mnóstwo, a pokrywając dokładnie każdą koronę wyglądały cudownie. Niya zrobiła im kilka zdjęć telefonem, a wtedy zorientowała się jak dużo czas zajął im trening. Szybkim stępem wróciły do stajni, gdzie w boksie Nat została uwolniona z całego sprzętu. Dostała też obiecane smakołyki. 

76. It's a Trap!, First Lady of Biscuitland

It's a Trap! & Harry

Na dziś zapowiadano upały, dlatego trening wyścigowy musiał odbyć się wcześnie rano. Obydwie klacze niedługo po śniadaniu zostały wyczyszczone i wyprowadzone przed stajnię, gdzie stała już przygotowana przyczepa. Nash wprowadził do niej Trap, podczas gdy Natalie zajęła się Lady. Kiedy wszystko było już gotowe Harry odpalił silnik i cała piątka udała się na położony kilka kilometrów dalej tor wyścigowy. Droga zajęła im zaledwie 10 minut.
- Idę zapłacić kierownikowi za następny miesiąc – oznajmił Nash, wyskakując z samochodu zaparkowanego obok bieżni.
- A my siodłamy – Harry skinął na Nat, która wyciągała ze schowka sprzęt.
Kilka minut później obydwa konie miały na sobie cały potrzebny sprzęt. Lady przyjęła to bardzo spokojnie, za to Trap była nerwowa i wyrywała się swojemu dżokejowi. Ten z trudem zdołał na nią wskoczyć i dopiero wtedy odrobinę się ogarnęła. Lady nie miała problemu z siedzącą na nią amazonką. Pozwoliła się zaprowadzić do barierki i stępem szła tuż przy niej. Najwyraźniej była jeszcze śpiąca, bo jej ruchy nie były dość żwawe, ale po kilkudziesięciu metrach przeciągnęła się, westchnęła i przyspieszyła do marszu. W dużej odległości za nimi stępowała Trap, chociaż jej chód wskazywał bardziej na pasaż, lub inne skomplikowane ujeżdżeniowe figury. Klaczka próbowała wyrywać wodze, bowiem chciała jak najszybciej przyspieszyć i polecieć galopem na koniec świata. Niestety najpierw musiała przetrwać rozgrzewkę. Harry nie mógł już dłużej się z nią szarpać, więc zakłusował. Folblutka zaczęła się wyrywać jeszcze bardziej. Jeździec zakręcał nią za każdym razem gdy próbowała swoich sztuczek i w końcu odpuściła na tyle, by dało się na niej kłusować w linii prostej. Niedługo później dogonili drugą parę, która słysząc przyspieszone kroki, również przeszła do wyższego chodu. Poruszali się żwawym kłusem, jadąc przy barierce w odległości kilkunastu metrów od siebie. Niedługo później przeszli do skróconego galopu, a konie jeszcze trudniej dawały się wstrzymywać. Nawet zwykle spokojna Lady nabrała wielkiej ochoty na pokazanie swoich możliwości. Trap stawała się coraz bardziej uciążliwa, ale Harry jako tako dawał sobie radę. 
- Możemy powoli przyspieszać – powiedział przez komunikator w uchu.
Nat lekko odpuściła, łydkami zachęciła klacz do szybszego biegu. Lady nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Trap tym bardziej… Gniada jak tylko zobaczyła co się święci wystrzeliła przed siebie z taką energią i uporem, że Harry niemal z niej zleciał. Dopiero gdy zrównała się z koleżanką udało mu się na dobre odzyskać równowagę i kontrolę nad koniem. Nie pozwolił jej już na więcej, toteż obydwie klacze biegły kentrem nos w nos, co tylko napawało je większą wolą walki. 
- Dajmy im chwilę, a później znowu trochę przyspieszymy. Dzisiaj zrobimy dwa tysiące metrów.
Czyli półtorej okrążenia, z czego pół było już za nimi. Konie radośnie zaakceptowały kolejne przyspieszenie, ale z mniejszym entuzjazmem przyjęły do wiadomości, że dalej muszą biec tuż obok siebie. Zaczęły parskać przy każdym kroku, poruszając się z gracją i siłą jednocześnie. Z boku prezentowały się niesamowicie, ich rozciągnięte ciała i dobrze widoczny każdy mięsień, pracowały z zaangażowaniem. Bardzo chciały już iść na całość, ale jeźdźcy ciągle im na to nie pozwalali. Dopiero pod koniec, kiedy do przyjętej linii mety została ostatnia prosta, poluzowali wodze. Klacze jakby rozwinęły skrzydła. Natychmiast uwolniły wstrzymywaną energię i wystrzelił przed siebie jakby miały silniki w zadach. Nat była szczerze zaskoczona siłą i szybkością swojego wierzchowca. Trap udało się ją wyprzedzić, ale tym razem nie było to takie łatwe. Obydwie mknęły przed siebie, zdawały się przyspieszać coraz bardziej. Wkładały w ten bieg całą swoją siłę i zaangażowanie. Trap jednak niedługo później zaczęła się męczyć, więc musiała zwolnić, a to wykorzystała Lady, której udało się zmniejszyć dzielącą ich odległość do pół długości. To był imponujący wynik dla tej klaczy. 
Obydwie zwolniły do kłusa, a po chwili przerwy jeszcze na chwilę zagalopowały. Ale był to galop wyjątkowo łagodny, na luźniejszych wodzach. Później czekało ich jeszcze sporo stępa, ale wtedy już obydwie zachowywały się grzecznie. 

75. (wyścigi) It's a Trap!, First Lady of Biscuitland

It's a Trap! & Harry 


Harry rzucił we mnie bluzą. 
- EJ! - warknęłam i odrzuciłam ją z powrotem, ale on tylko zachichotał.
- Nat jest na zawodach, więc musisz dziś wsiąść na Lady.
- Na torze?
- Mhm.
- Ją trzeba pchać, co nie?
- Nie zawsze, ostatnio się trochę rozkręciła. To co? Za pięć minut w stajni?
- Okej… ale wisisz mi przysługę!
Harry, który zdążył już dotrzeć do drzwi wyjściowych, głośno się roześmiał.
- To są Twoje konie. O jakich przysługach Ty mówisz, dziewczyno.
Westchnął i wyszedł. A ja musiałam zebrać z kanapy swoje cukierki i przebrać się w bryczesy. Kiedy już to zrobiłam, udałam się do stajni, a konkretniej do siodlarni. Wzięłam cały sprzęt First Lady i zaniosłam go do jej boksu. Klacz ucieszyła się na mój widok i przyjaźni obwąchała mnie po twarzy. Kiedy już ją wygłaskałam, zabrałam się za czyszczenie i sprawdzenie, czy aby na pewno wszystko z nią gra. Następnie założyłam jej ochraniacze, ogłowie i na uwiązie wyprowadziłam ją na zewnątrz. Przed stajnią czekała już przyczepa, do której Harry i Zen próbowali wprowadzić Trap. Trap, zachowującą się jak opętany parowóz.
- Chyba musicie poszukać Nasha, żeby wam pomógł… - powiedziałam opierając się o ścianę. Lady stała obok i przyglądała się przedstawieniu.
Próbowali załatwić to sami jeszcze przez piętnaście minut, ale w końcu się poddali. Ja w tym czasie trochę spacerowałam z moim koniem, bo do przyczepy mogłam ją wprowadzić dopiero kiedy Nashville uspokoił dzikuskę i zainstalował ją na stanowisku. 

***

Gdy tylko pojawiliśmy się na torze, Zen poszedł dać znać kierownikowi i wziąć kluczyk do garażu z bramką i ciągnikiem. My w tym czasie uwolniliśmy konie, a potem założyliśmy im sprzęt i wsiedliśmy. 
Lady cały czas była spokojna, ale wyczuwałam dużą zmianę w jej nastawieniu. Jej kroki były szybkie i zdecydowane, a uszy cały czas trzymała postawione. Z kolei Trap nadal nosiła w sobie demona i nie dawała nam o tym zapomnieć. Buntowała się każdą częścią swojego ciała, wyrywała się do biegu i generalnie kipiała nienawiścią do świata. Każde z nas ruszyło w swoją stronę, by przeprowadzić krótką rozgrzewkę w stępie i kłusie.  Na Lady siedziało mi się bardzo wygodnie. Na razie miałam jeszcze wydłużone puśliska, więc mogłam nią sterować łydkami. Cieszyło mnie to, że klacz poprawnie odczytuje sygnały i się do nich stosuje. Co prawda chciała przyspieszać, ale nie robiła tego, gdy jej nie pozwalałam. Przejechałyśmy całe okrążenie, gdzieniegdzie robiąc większe wolty. Kątem oka zerkałam na Trap i Harry'ego, którzy zaczynali radzić sobie lepiej. Klacz przestała udawać mustanga i teraz przeważnie chodziła na czterech nogach, zamiast na dwóch, jak robiła to jeszcze kilka minut temu. To był spory postęp. Oczywiście jeździec musiał ją cały czas trzymać na mocnym kontakcie i niemal bez przerwy zakręcać, odciągając ją od rzucenia się do biegu. Zauważyłam także, że chyba stała się bardziej odważna, bo już nie płoszyła się wszystkiego w zasięgu wzroku. Ale może po prostu przyzwyczaiła się do tego miejsca, skoro przyjeżdżamy tu z końmi przynajmniej trzy razy w tygodniu od kilku miesięcy. 
Po stępie przyszedł czas na kłus, ale to woleliśmy robić już w zastępie. Dołączyłam do Harry'ego, który na Trap objął prowadzenie i zakłusował (w zabójczym tempie, rzecz jasna), a jakieś dwanaście metrów za nimi jechałam ja na Lady. Moja klaczka z początku chciała zbliżyć się do koleżanki, albo może nawet ją wyprzedzić, ale szybko oznajmiłam jej, że nie taki teraz mamy cel. Po przejechaniu całego okrążenia Trap pogodziła się z losem i wyraźnie odpuściła sobie większość działań z zakresu uprzykrzania dżokejowi życia. To była bardzo miło z jej strony. Zwykle robiła to znacznie dłużej, często od samego początku, do samego końca treningu. 
Po rozkłusowaniu jeszcze na chwilę zagalopowaliśmy, ale był to bardzo spokojny, skrócony galopik, nie trwający dłużej niż minutę. Później mała przerwa, gdy zatrzymał nas Zen i poinformował, że traktorek się zepsuł i nie można wyciągnąć bramek. W takim wypadku ustaliliśmy, że zrobimy kilka okrążeń galopem roboczym, a potem po prostu puścimy konie i damy im biec własnym tempem przez tysiąc metrów. Przy okazji skróciliśmy sobie puśliska i podciągnęliśmy popręgi.
Galopowaliśmy w odwrotnym ustawieniu, to znaczy: Ja na Lady jako pierwsze i kilkanaście metrów za nami Harry na Trap. Słyszałam głośne sapanie obydwojga, gdy jedno chciało biec szybciej, a drugie starało się powstrzymać pierwsze… 
Tempo było odpowiednie, nie za wolne, ale i nie za szybkie. Konie złapały rytm i trochę się wyciszyły, skupiając się na swoich ruchach. To chyba był mój ulubiony element treningów, szczególnie gdy siedziałam na Lady albo na Muzie. Chociaż na obydwóch jeździłam ostatnio bardzo rzadko. Prawie zapomniałam, w którym miejscu mieliśmy zacząć przyspieszać, a z zamyślenia wybudził mnie dopiero gwizd Harry'ego. Lady zareagowała na sygnał, ale dość niepewnie i dopiero gdy sama pchnęłam ją wodzami w szyję i ścisnęłam łydkami ruszyła na przód z całą mocą. Niestety nie dość szybko. Trap wystarczyła jakaś sekunda żeby nagle wystrzelić do przodu jak rakieta. Jak dobrze, że miałam quickowe google, bo inaczej miałabym piach w oczach i zleciałabym gdzieś po drodze. Ale Lady się nie poddawała. Wbiegła w tę chmurę kurzu z zaskakującą odwagą i determinacją. Zdałam się na nią, bo i tak nic nie widziałam. Klacz bezpiecznie wyprowadziła nas na świeże powietrze, galopując tuż przy bandzie i rozpędzając się z każdą chwilą. Trap wcale nie była aż tak daleko, ale jednak oddalała się od nas coraz bardziej. Krzyknęłam coś motywującego do Lady, a ona bardzo starała się dogonić rywalkę. Poczyniła duże postępy – ego byłam pewna. Osiągnęłyśmy to, że Trap przestała się oddalać. Zatem biegły w tym samym tempie. Przez całą resztę trasy usilnie próbowałyśmy je zdogonić, ale niestety nie dałyśmy rady. Trap przekroczyła ustaloną linię mety cztery długości przed nami, ale kończąc była doszczętnie wykończona. Jej kondycja pozostawiała wciąż wiele do życzenia. Trap trzymała się dobrze. Gdyby tylko potrafiła biec szybciej. Zwolniliśmy do wolnego, rozluźniającego kłusa. 
- Gdyby połączyć je w jednego konia, byłby idealny – Harry powiedział na głos to, o czym właśnie myślałam.
- Za to Dixie zapowiada się świetnie, ma już parę osiągnięć na koncie.
Przytaknął z miną pt. „przynajmniej tyle”. Chyba nie był specjalnie zadowolony z postępów, ale to pewnie przez to, że spędza z tymi klaczami praktycznie każdy trening. Ja ostatni raz widziałam je kilka tygodni temu, więc poprawę widzę bardzo wyraźnie. Tak czy inaczej kiedy konie trochę odsapnęły musieliśmy jeszcze na chwilę zagalopować, ale był to galopik baaardzo łagodny. Później duuużo stępa i po zdjęciu sprzętu zapakowaliśmy dziewczęta do przyczepy.