Genoshia & Niyati
Ravenna & Ruska
Gennie zaczęła ostatnio na poważnie startować, natomiast Ravenna miała właśnie zaliczyć swój debiut, toteż wzięłyśmy obydwie dziewczyny na poranny trening. Może nie była to piąta rano, bo o tej porze to ja jestem nieprzytomna, ale dziesiąta pasowała wszystkim.
Przygotowałyśmy sobie konie w spokoju, zupełnie się nie spiesząc. Zarówno Ravi jak i Genoshia były bardzo łagodne i nie sprawiały problemów wychowawczych. Wyprowadziłyśmy je z boksów i udałyśmy się do klimatyzowanej hali. Nie licząc porozstawianych specjalnie dla nas przeszkód, było tam zupełnie pusto. Podciągnęłyśmy popręgi i wsiadłyśmy, żeby za chwilę ruszyć sobie żwawym stępem w dwóch różnych kierunkach. Ravenna była dziś troszeczkę ospała i musiałam pilnować tego tempa, bo inaczej zatrzymała by się i rozpoczęła drzemkę. Natomiast Gennie nie potrafiła zwolnić i wyrywała się do biegu jak dzika. Dwa różne nastroje… Po kilku minutach takiego stępowania (jakieś 1,5 okrążenia na każdą stronę), zaczęłyśmy wprowadzać podstawowe ćwiczenia. Najpierw duże wolty, półwolty na pół hali, zmiany kierunku po przekątnej i serpentyny o trzech brzuszkach. Ravi powolutku się budziła, a Gennie zaczęła odpuszczać i się rozluźniać. Zakłusowałyśmy niemal w tym samym momencie. Dla Gen to było zbawienie i od razu chętnie nadała szybkie tempo. Z Ravi było nieco ciężej, ale w końcu udało mi się zmobilizować ją na tyle, by nie zwalniała co kilka sekund. Po kilku minutach zabawy tempem była już energiczną wersją siebie i nie miałam więcej żadnych problemów. Kłusowałysmy sobie od czasu do czasu robiąc jakieś figury w stylu wolty w każdym narożniku czy już ciaśniejsze serpentyny. Genie przeżywała właśnie to samo, ale nie narzekała, bo coś robiła i robiła to dobrze, więc była chwalona. Zlokalizowałyśmy też drążki, więc postanowiłyśmy sobie przez nie parę razy przejechać. Rozbudzona Ravenna nie miała z tym trudności – wysoko podnosiła kopyta i nie zwalniała. Genoshia radziła sobie równie dobrze, z tym że w jej wykonaniu wyglądało to jeszcze lepiej, bo a ambitna gwiazdka wszystko musiała robić najlepiej jak potrafiła. Po kilku próbach zdecydowałyśmy się zagalopować, a potem zrobić małą przerwę.
Obydwie klacze świetnie poradziły sobie z przejściem. Były płynne, dynamiczne, a konie nie wyszły z poprawnego ułożenia. Ravi była całkiem wygodna i w wolnym galopie naprawdę miło się na niej siedziało. Gen poruszała się szybciej, ale to tylko wtedy, gdy biegła po pierwszym śladzie. Gdy Niyati skierowała ją na połówkę hal to od razu zwolniła, by skupić się na dokładności. Klaczka zaczęła się pięknie wyginać i składać.
Po porządnym rozgalopowaniu zwolniłyśmy do stępa i przez chwilę włóczyłyśmy się na luźniejszych wodzach. Później zebrałyśmy koniska i cóż… skaczemy! Na początek najniższe przeszkody, czyli krzyżaczek i stacjonata o wysokości 50 cm. Genoshia praktycznie wyśmiała tę przeszkodę, skoczyła przez nią na zupełnym luzie, dziwiąc się, że w ogóle dajemy jej takie zadania. Tymczasem dla Ravi to było ważne i bardzo się skupiała, żeby przypadkiem nie strącić drągów. Nie musiała się jednak obawiać, bo ćwiczenie poszło jej rewelacyjnie i sprawiło jej trochę frajdy. Za chwilę skoczyłyśmy sobie jeszcze 60 cm. Oksera, a później skierowałyśmy się na szereg gimnastyczny. Składał się z 5 przeszkód w wysokościach od 50 do 65 cm – głównie stacjonaty, ale trafił się jeden krzyżak (pierwszy w kolejce).
Gennie szła pierwsza. Dla niej to było stosunkowo proste, dlatego bez żadnego zawahania pokonywała jedną przeszkodę za drugą i to w całkiem niezłym tempie. Niya pochwaliła ją, a ja zagalopowałam i najechałam Ravi na odpowiedni najazd. Wolałam ją mocno pilnować, chociaż teoretycznie nie powinna wyłamać. Ładnie wybiła się przed krzyżakiem, a później poszło już gładko. Avi strasznie się rozkręciła i naprawdę pokazała klasę. Wcale się nie wahała i zawsze miała jakiś zapas.
Zsiadłam żeby podwyższyć przeszkody w szeregu i poza nim do 100 cm.
Po chwili przerwy Gennie skierowała się w jego stronę (krzyżak zamieniłyśmy na okser) i naturalnie ze zdecydowaniem odbiła się od ziemi. Niya wiedziała, że dla niej ta wysokość jej wciąż śmieszna, więc skupiły się na szybkości. I to było widać, bo klaczka zmiażdżyła to ćwiczenie i gdybym miała jej dać ocenę to dostała by sześć z plusem. Była naprawdę skoncentrowana i oddana amazonce. Przyszła kolej na nas… Ravi miała chyba lekkiego stracha, ale wspierałam ją jak tylko potrafiłam. Mocno pilnowałam przed każdym skokiem, dawałam jasne sygnały i motywowałam. To sprawiło, że Ravenna poczuła się pewniej i próbowała ze wszystkich sił. Czasami, jak powiedziała mi później Niya, była naprawdę bliska zahaczenia kopytem w belkę, ale nie zrzuciła ani razu! Mocno ją wyklepałam i pozwoliłam na chwile galopu na luźniejszej wodzy. Tymczasem Niyati na chwile zeskoczyła z konia, żeby podnieść poprzeczki w kilku luzem stojących przeszkodach do 115 i 120 cm. Później wsiadła i po chwil rozluźniających ćwiczeń skierowała Gen na jedną z nich. Klaczka bez zawahania wybiła się i przeleciała nad stacjonatą jakby do tego się urodziła. Gapiłam się na nią, stępując z Ravi gdzieś z boksu, by nie przeszkadzać. Genoshia wykonała ostry zakręt, nie tracąc równowagi i po kilku krokach na prostej już drodze wyskoczyła nad okser.
Widać było jak bardzo cieszy się z tych możliwości. Miała w sobie jeszcze sporo energii do rozładowania. Niya najechała z nią na szereg, składający się z trzech stacjonat Były to już te 120. Klaczka była pozytywnie podekscytowana i jetem pewna, że nawet przez myśl jej nie przeszło, żeby się zatrzymać. Nie mogła się doczekać by to skoczyć! Oczywiście radziła sobie świetnie, starała się jak rzadko który koń. Byłam z niej taka dumna! Pokonała szereg i nawet z tej radości zdarzyło się jej bryknąć! Niya jeszcze skoczyła z nią kilka przeszkód, ale za każdym razem wyglądało to niemal tak samo. Gennie kochała skakać i miała do tego tak wielki talent, że wiązałam z nią ogromne nadzieję.
Postanowiłam skoczyć z Ravi jeszcze parę przeszkód o wysokości 110 cm. Tylko cztery, tak żeby tylko sobie przypomniała co nieco. Niedługo przed wybiciem, jak zawsze, czułam, że równie mocno chcę to skoczyć, jak się boi. To było dla niej bardzo typowe i w takich momentach należało dać jej maksimum wsparcia. Udało się nam zaliczyć wszystkie przeszkody, ale tylko dlatego, że działałyśmy jak drużyna. Ra v ciągle była na kontakcie i słuchała tego, co chcę jej przekazać. Była naprawdę przyjemnym do jazdy koniem.
Na koniec jeszcze każda z nas skończyła sobie te wypierdki 50 centymetrowe i później już tylko rozluźniający stępo-kłusik. Po skończonym treningu odprowadziłyśmy klaczki do boksów, gdzie dostały po smakołyku. Jakąś godzinę później zaprowadziła je na pastwisko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz