Boksi - Sweet Delirium
Louise - Selma Drye
Rano sprzątaliśmy całą chałupę i stajnię, ponieważ mieli do nas przyjechać goście w postaci Boksi i któregoś z jej koni. Zaplanowałyśmy sobie wspólny trening skokowy, ale aż do końca nie miałam pojęcia z jakim cudeńkiem pokaże się właścicielka Summer Berry.
W końcu z okna wypatrzyłam jak przez bramę przejeżdża auto z podczepioną przyczepką. Wybiegłam na podwórko, żeby przywitać się z koleżanką i w końcu dowiedzieć się o jej wyborze.
- Kogo przywiozłaś? - zapytałam, zaglądając do przyczepy od tyłu, widziałam dwa jasne zadki, jeden jasny, drugi ciemny.
- Sweet Delirium – odparła Boksi, wyciągając z samochodu torbę ze sprzętem.
Zatrzasnęła drzwi i podeszła do mnie, żeby opuścić rampę.
- Musiałam wziąć też Zenibę, bo ta kochana wariatka nie dałaby się nigdzie zawieść – westchnęła. - Puścimy ją na jakiś padok, okej? Ładna pogoda.
- Pewnie, zaraz kogoś zawołam. A Sweet zaprowadzimy do stajni, niech sobie trochę odpocznie. Jadłaś śniadanie? - zapytałam, przyglądając się jej groźnie, żeby bała się skłamać.
- Noo… jadłam snickersa, liczy się?
- Nie.
Chris zaprowadził Zenibę na padok, podczas gdy my wprowadziłyśmy Delirium do przygotowanego dla niej boksu w stajni klaczy. Była trochę przestraszona, ale dość szybko opanował ją spokój, kiedy dorwała się do siana. Kiedy upewniłyśmy się, że klacze są bezpieczne, udałyśmy się do domu na tosty z nutellą. Przy herbatce omówiłyśmy także szczegóły treningu. Powiedziałam, że z naszej drużyny wytypowałam Selmę, na której pojeździ sobie Louise. Uznałam, że to dobra towarzyszka dla Sweet.
Po śniadaniu razem ze wspomnianą już Lou poszłyśmy do stajni, żeby powoli zacząć przygotowywać konie. Klacze stały grzecznie na uwiązach, podczas gdy amazonki próbowały uporać się z ich sierścią. Boksi wspominała, że jej ukochany czyścił Sweet przed wyjazdem, ale najwyraźniej nie przyłożył się do tego dość dobrze, toteż dziewczyna wyklinała go, mamrocząc pod nosem. Po dłuższej chwili udało się doprowadzić koniska do stanu używalności, więc założyłyśmy sprzęt i stwierdziłyśmy, że czas już ruszać na halę.
Co prawda świeciło słoneczko, ale było raczej chłodno, a ziemia pozostawała twarda.
Hala była już ładnie oświetlona, a ktoś miły wcześniej włączył ogrzewanie, więc mogłyśmy się cieszyć przyjemną temperaturą dwudziestu stopni. Dziewczyny wskoczyły na konie zaraz po podciągnięciu popręgów i ruszyły stępem, podczas gdy ja obniżałam poprzeczki na przeszkodach.
Konie stępowały żwawo w różnych kierunkach, często robiąc duże wolty, albo serpentyny o zaledwie kilku szerokich brzuszkach. Oczywiście nie były idealne, bo manewrowanie utrudniały stojaki, ale z drugiej strony można było robić między nimi slalomy. Amazonki wykonywały także zatrzymania i cofania, a czasami decydowały się na wykonanie zwrotu na przodzie lub zadzie, w zależności od humoru konia. Jednak warto zaznaczyć, że klaczki były bardzo chętne do pracy, ochoczo wykonywały polecenia i nie zwracały na siebie nawzajem większej uwagi. Selma z początku była lekko nieprzystępna i nie chciała się zgodzić na trochę szybszy marsz oraz trzymanie się ściany, jednak szybko odpuściła, przypominając sobie kto na niej siedzi i na ile może sobie pozwolić. Sweet prezentowała się od najlepszej strony, możliwe, że została przekupiona marchewkami, żeby zachowywała się kulturalnie w gościach, ale stawiałabym raczej na to, że zawsze jest taka ułożona i grzeczna. Wystarczył lekki sygnał łydkami żeby przyspieszała, a zatrzymywała się bez gadania, niemal natychmiast. Nie do końca łapała ideę zwrotu na zadzie i Boksi spędziła chwilę na tym, żeby wyjaśnić jej jak powinno się to robić poprawnie.
Po długim rozstępowaniu, przyszedł czas na kłus. W tym celu obydwa konie zostały ustawione na pierwszym śladzie i w odpowiednim momencie wypchnięto je do szybszego chodu.
Przejście Selmy było bardzo dobre, energiczne, ale jednocześnie płynne. Klacz zaczynała się fajnie angażować, pozwoliła się zganaszować i chociaż była spokojna, widać było, że ma w sobie sporo energii i chęci. Sweet Delirium również pokazała ładne przejście, jednak szła bardzo wolno, jakby zaraz miała zasnąć. Boksi po kilku próbach nadania dobrego tempa dosiadem zdecydowała się na puknięcie klaczy palcatem, co ostatecznie pomogło. Po wstępnym rozbujaniu się, dziewczyny zaczęły nakłaniać swoje konie do różnych ćwiczeń. Przeważały wolty i serpentyny, czy też slalomy między przeszkodami, żeby jak najbardziej rozciągnąć rumaki i zapoznać je z różnymi trasami między stojakami. W myślach pewnie opracowywały już parkur.
Uznałam, że położenie drążków będzie dobrym pomysłem, więc szybko przyciągnęłam z magazynku pięć belek i ładnie rozłożyłam je na ziemi.
Boksi od razu skorzystała, motywując Sweet do szybszego kłusa. Dała jej trochę luzu na wodzach, a pilnowała jej łydkami. Widać było, że ufa klaczy i wie, że ta bez powodu nie ucieknie na bok. Miło było oglądać ich współpracę, szczególnie kiedy Selma chwilę później zaczęła zbaczać z trasy na drążkach i Lou w ostatniej chwili uratowała sytuację, prostując konia. Rzuciłam Louise ostrzegawcze spojrzenie pod tytułem „nie kompromituj się, kochanie”. Za drugim razem obyło się już bez zbędnych niespodzianek, Selma pokonała drążki bardzo ładnie, z wysoką akcją kończyn i lekko opuszczonym pyszczkiem. Sweet w tym czasie poćwiczyła trochę przejścia stęp-kłus, kłus-stęp. Dziewczyny jeszcze trochę pośmigały nad belkami, a później przyszedł czas na zagalopowanie. Uznałyśmy, że na początek każdy koń będzie miał całość dla siebie, więc kiedy Delirium zjechała na środek, Selma odpaliła wrotki i to dość niespodziewanie. Lou zgubiła jedną wodzę, kiedy pęd powietrza zdmuchnął ją na tylny łęk siodła. Starałam się ukryć zmieszanie.
Louise szybko odzyskała równowagę, ponownie przygotowała sobie konia, kiedy tylko udało się jej zwolnić do kłusa. Kiedy była pewna swego – zagalopowała w narożniku. Tym razem musiałam się aż uśmiechnąć, bowiem Selma zaprezentowała się od najlepszej strony. Pięknie poskładana, z zaangażowaniem galopowała sobie po pierwszym śladzie, a Lousie wydawała się doskonale nad wszystkim panować. Wkrótce zjechała na połówkę hali, żeby poćwiczyć nad odpowiednim wygięciem, później zmieniła strony. Następnie kilka razy wykonała wielką ósemkę, na której środku zawsze wykonywała lotną zmianę nogi z lepszym bądź gorszym skutkiem, ale nigdy na tyle źle, żebym musiała się za nią wstydzić.
Skinęłam do Boksi, dając jej znać, że może ruszać.
Sweet Delirium zdążyła trochę przysnąć, więc kiedy Boksi udało się ją wypchnąć do galopu po chwili kłusa, poszły na całość. Na niezbyt napiętej wodzy coraz bardziej przyspieszały, a klaczka nabrała wiatru w żagle, widać było, że jest szczęśliwa z takiego obrotu spraw. Miałam wrażenie, że zaraz zacznie brykać, ale ostatecznie stwierdziła, że sobie daruje. Po chwili szaleństwa posłusznie zwolniła do fajnego, wygodnego patataja. Wtedy Boksi zabrała ją na koło, gdzie trochę sobie z nią popracowała, aż klaczka zaczęła się pięknie ganaszować i angażować całe ciało. Później jeszcze raz spróbowały pojeździć po pierwszym śladzie, ale tym razem już w idealnym ustawieniu, na spokojnie. Następnie przypomniały sobie jak się robi lotne, chociaż Sweet nie potrzebowała właściwie żadnego przypomnienia, bo wykonywała je doskonale od pierwszej próby.
W międzyczasie odstawiłam drążki pod ścianę, żeby nie przeszkadzały. Zostawiłam sobie tylko jedną belkę, którą położyłam na początku krótkiego szeregu gimnastycznego. Po jednym końskim kroku ustawiona została stacjonata o wysokości 40 cm, dalej krzyżak 30 cm i na końcu okser – 50 cm.
Pierwsza spróbowała Selma, która ochoczo najechała kłusem na drogę, prowadzącą prosto na przeszkody. Lou starała się ją pilnować najlepiej jak potrafiła, ale klacz była już dość zaangażowana i chętna do pracy, by zupełnie z własnej woli wesoło przekicać przez wszystkie trzy konstrukcje. Udało jej się zachować dobre tempo w kłusie.
Kiedy Boksi ruszyła swoją Sweet, klaczka wydawała się być zaciekawiona i bardzo ładnie najechała na drążek, by przetruchtać nad nim w wysoko uniesionymi nogami. Po przeskoczeniu nad stacjonatą trochę się jej odechciało i prawie zwolniła do stępa, jednak amazonka w porę zareagowała i uratowała sytuację. Skok został oddany poprawnie, jednak dopiero przeskoczenie ostatniej przeszkody w pełni mnie zadowoliło. Sweet nabrała większej ochoty do działania i pokazała więcej energii, co przełożyło się na dobre tempo i silniejsze wybicie, a nie takie „na odwal się”.
Dziewczyny spróbowały jeszcze raz, podczas gdy ja w innym miejscu na hali ustawiłam im cztery 50 cm stacjonaty. Wszystkie stały równolegle do siebie, jednak pierwsza i trzecia w prostej linii, tak samo jak druga i czwarta. Natomiast pierwsza i druga znajdowały się na linii ukośnej od siebie. Żeby lepiej to sobie wyobrazić wklejam obrazek:
Jako pierwsza wyzwania podjęła się Boksi. Wyjaśniłam jej na czym polega ćwiczenie, upewniłam się, że zapamiętała, a później odsunęłam się, by mieć dobry widok na cały tor.
Sweet Delirium wdzięcznie przeskoczyła przez pierwszą przeszkodę, tak samo zresztą jak przez drugą (skok po ukosie nie sprawił jej większych trudności), jednak bardzo zdziwiła się, kiedy amazonka poprosiła ją o zrobienie wolty i pokonanie jeszcze raz tej samej stacjonaty. To zdziwienie przelało się na jakość skoku, ale później klaczka wiedziała już o co chodzi i starała się nawet mocniej. Cały wieczór spędziłam szukając ciekawych ćwiczeń i widziałam efekty tej pracy, bowiem Sweet obudziła się w 100%, była czujna, chętna do pracy, ciekawa nowych wyzwań i bardzo posłuszna.
- Dobra robota – powiedziałam z uśmiechem, gdy Boksi skończyła przejazd i poklepała swojego wierzchowca.
Selma ze zniecierpliwieniem machnęła głową, ale kiedy zorientowała się, że Lou wypycha ją do galopu, od razy przestała wariować i w sekundę osiągnęła maksimum koncentracji. Ona też nigdy nie miała do czynienia z tym ćwiczeniem i tak samo jak jej poprzedniczka została wyrwana z rytmu, kiedy amazonka wykręciła ją na woltę i oddała ponowny skok przez drugą stacjonatę. Myślałam, że strąci drąg, ale tak się nie stało. Później było już znacznie lepiej, chociaż Sel i tak nie czuła się zbyt komfortowo, nie będąc pewną, czy zaraz nie będzie musiała zrobić czegoś równie zaskakującego. Do końca przejazdu była nazbyt ostrożna i sprawiała wrażenie konia, który tylko szuka powodu by się spłoszyć. Mimo to wytrwały bez zrzutek.
Podczas och przejazdu zmodyfikowałam szereg. Z drążka zrobiłam stacjonatę, a ją i pozostałe trzy przeszkody odwróciłam o 90 stopni. Gdyby stały bliżej siebie mogłyby się stykać stojakami. Obrazek:
Zadaniem pary było pokonanie wszystkich przeszkód w galopie jadąc po ścieżce, wyglądającej na zwyczajna serpentyna. Przeszkody specjalnie były niskie, żeby jeździec i koń mogli skupić się na wyjechaniu idealnych zakrętów, które były dość ciasne.
Tym razem to Selma miała być pierwsza. Była trochę poddenerwowana i niepewna. Potknęła się przy zagalopowaniu, ale szybko odzyskała równowagę, gdy Lou skierowała ją na pierwszą przeszkodę. Pokonały ją bez absolutnie żadnych problemów, a brzuszek, który zaraz później pięknie wyjechały, nie sprawił im trudności. Chociaż najazd był krótki, skok przez kolejną przeszkodę poszedł gładko. Nie spuszczałam z nich oka, żeby dowiedzieć się czy dobrze zmienią nogę, ale zrobiły to w idealnym momencie. Dalej również bez problemów. Generalnie ten przejazd wyglądał znacznie lepiej niż ich poprzedni, klacz przestała się bać, lekko opuściła głowę, którą z początku trzymała wysoko, rozluźniła się i oddawała pewna skoki, panując nad sytuacją, jednocześnie pozostając na kontakcie.
Boksi chuchnęła, próbując dodać sobie wigoru. Sweet Delirium nie potrzebowała zachęty, była zupełnie rześka i w świetnym humorze. Ruszyły galopem ze stępa i płynnie najechały na stacjonatkę, by zaraz potem lekko zwolnić i ślicznie wyjechać zakręt. Delirium nie usztywniała się, była giętka i zwinna. Zmiana nogi w locie nie była dla niej problemem. Ciasnych zakrętów nie darzyła miłością, to na pewno, bo denerwowała się za każdym razem gdy musiała je robić. Tak jak za pierwszym razem tego nie okazywała, tak później zaczynała się wkurzać, ze musi ich robić aż tyle. Ale podobało mi się to, że cały czas szuka wskazówek od Boksi, że stara się jak tylko może, żeby jak najdokładniej zrobić to, o co prosi ją jej partnerka.
- Dobra, moje drogie! - zwróciłam na siebie uwagę obydwu pań, kiedy przejechały tę serpentynę po raz drugi z jeszcze lepszym efektem, chociaż Sweet chyba obraziła się za robienie tylu ciasnych zakrętów. - Teraz już normalny przejazd, ustawiłam wam parkur o wysokości 100 cm.
Selma miała zacząć. Lou popędziła ją do galopu jednym impulsem, przejście wyglądało bardzo dobrze, a koń szedł żwawo, z prawidłowo ustawioną głową i resztą ciała. Zaczęła się trochę wyrywać, kiedy Louise nakierowała ją już na pierwszą przeszkodę – stacjonatę. Szarpała się aż do wybicia, które pozostawiało wiele do życzenia. Zrobiły ciasną woltę, dzięki czemu Sel nabrała powagi i odpuściła sobie wszelkie bunty. Najazd na oksera był dość ciasny, ale klacz poradziła sobie zarówno z nim, jak i z samą przeszkodą. Co prawda leciała „na styk” i prawie zahaczyła kopyta, ale jednak tak się nie stało. Droga do kolejnej przeszkody była prosta, jednak zaraz po poprawnie oddanym skoku, klacz musiała zakręcić i zrobić wszystko, by mieć jak najlepszy najazd na stacjonatą. Ogólnie rzecz biorąc szło im całkiem nieźle i nawet te ostre zakręty wychodziły im ładnie, chociaż bywało, że Selma wchodziła w nie za szybko i niemal traciła równowagę. Lou powinna trochę bardziej kontrolować konia i móc ją zwolnić, gdy wymaga tego sytuacja.
Na scenę wkroczyła Sweet Delirium z najładniejszym zagalopowaniem jakie dziś u niej widziałam. Szła złożona, prezentowała się jak profesjonalistka, która w gruncie rzeczy właściwie była. Oparłam się o ścianę i obserwowałam jak po lekkim dodaniu przeskakuje pierwszą przeszkodę. Była zdecydowana i nie przypominała już przysypiającej kobyłki, która widziałam na początku treningu. Teraz szła żwawo, z postawionymi na baczność uszami i Boksi nie musiała jej nawet przypominać o tym, by utrzymywała tempo. Okser pokonała bezbłędnie, tak samo zresztą jak kolejną przeszkodę. Niestety przyszedł czas na te nagłe zakręty, które tak bardzo się jej nie podobały. Źle wybiła się przed stacjonatą, co spowodowało bardzo nieładny technicznie skok. Na szczęście nie strąciła poprzeczki, ale ta cała sytuacja wytrąciła ją z rytmu. Nieskoncentrowana źle wymierzyła odległość i wybicie po raz kolejny nie okazało się być wybitnym, jednak zarówno klacz jak i amazonka zdołały się uratować. Dalej szło im już znakomicie. Sweet wzięła się w garść, trzasnęła resztę parkuru raz dwa i pokazała nam jak się to robi.
- Dziewczyny, wydaje mi się, że koniska są już trochę zmęczone. Lepiej skończyć na dobrym – powiedziała, gdy obydwie stępowały. - Może jeszcze ewentualnie podniosę kilka z przeszkód do 110 cm, żeby mogły się wykazać, co?
- Okej, okej – zgodziła się Boksi, a Lou potwierdzająco skinęła głową.
Podwyższyłam belki na trzech przeszkodach od końca. Konie miały je skakać właśnie w takiej odwrotnej kolejności: okser, stacjonata, okser.
Na pierwszy ogień poszła Sweet, która wpadła w idealny nastrój, dzięki czemu Boksi mogła być w stu procentach zadowolona z jazdy. Te dwie panny świetnie się ze sobą dogadywały. Widać to było od zagalopowania, przez skoki, aż po płynne zwolnienie po skończonym przejeździe. Ale żeby być dokładniejszą: Delirium miała naprawdę mocne wybicie, kiedy chciała się postarać. Potrafiła, chociaż nie okazywała tego za każdym razem. Pięknie podkurczała pod siebie kopyta, dzięki czemu ani razu nie pojawiło się zagrożenie strącenia belki. Wyciągała także głowę, tak jak należało.
Selmie poszło trochę gorzej, ale zwaliłam go na kiepską kondycję klaczy. Przez remont nasze koniska ostatnio ruszają się rzadziej. W każdym razie wydawała się taka bezsilna i chociaż pierwszy skok oddała perfekcyjnie, to później szło jej coraz gorzej. Gdyby Louise nie wykrzesała z niej resztek sił, to z pewnością strąciłaby najwyższą belkę.
- Dzięki za trening, dziewczyny! - powiedziałam na głos, kiedy Lou zwolniła do stępa, a Boksi akurat przejeżdżała obok. - Świetnie się spisałyście, wasze konie tak samo, jestem dumna z całej czwórki! Rumakom wsypię do żłobów trochę dodatkowych jabłek, a dla was coś wymyślę. Rozstępujcie porządnie, odprowadźcie koniska i widzimy się w kuchence.
Pożegnałam się i wyszłam, widząc, że zarówno Lou jak i Boksi zaczęły sobie na zupełnym luzie jeździć między przeszkodami. W paszarni znalazłam tylko worek marchewek, więc wzięłam kilka i zaniosłam do boksu Selmy i Sweet. Każda dostała po cztery. Później udałam się do naszej stajennej kuchenki, która właściwie mogłaby robić za kawalerkę, bo znajdowało się tam wszystko, czego do życia potrzeba. Wstawiłam wodę na herbatę, a w szafce znalazłam paczkę delicji. Kiedy przyszły dziewczyny ochoczo przysiadły się na kanapę i w pięć minut opróżniłyśmy całe opakowanie ciastek. Przy herbatce przegadałyśmy już o wiele więcej czasu.
Wieczorem Boksi zabrała Sweet Delirium w drogę powrotną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz