poniedziałek, 21 grudnia 2015

8. (skoki) Hulkbuster, Wild Lone

Audrey - Hulkbuster
Bernice - Wild Lone
Ruska

Stałam przy boksie Hulkbustera, podczas gdy Audrey próbowała doprowadzić go do porządku. Ogier mocno wybabrał się podczas porannego padokowania i teraz zamiast pięciu minut, na pielęgnację trzeba było poświęcić piętnaście. 
Dwa boksy dalej to samo robiła Bernice z Lonestarem. Ten łobuz niecierpliwił się i próbował wszelkich sposobów, by wygonić opiekunkę ze swojego boksu. Ta się jednak nie dała i tylko przyspieszała swoją pracę. 
W końcu obydwa koniska wyglądały w porządku i dziewczyny przystąpiły do zakładania im sprzętu. Wszystko było już przeze mnie przyniesione: dwa czarne skokowe siodła, dwa ogłowia, dwa pełne komplety czarnych ochraniaczy, dwie podkładki i dwa czapraki. Z flagą Wielkiej Brytanii dla Hulka i w motylki dla Lone'a. 
Z tym poszło szybko, więc już po dwóch minutkach dziewczyny wyprowadziły konie z boksu, a ja poleciałam otworzyć drzwi, żeby mogły spokojnie wyjść na zewnątrz. Pogoda dopisywała, więc trening mógł odbyć się na placu. Aiden i Chris ustawili już przeszkody po rekreacyjnej jeździe. 
- Masz być grzeczny, słyszysz? - Drey poklepała Hulka po szyi i wsiadła na niego ze schodków, co po chwili wykonała także Bernice.
Ogiery nie były zadowolone. Lonestar miał minę jakby właśnie ktoś chciałby go wykastrować, a przy tym Hulkbuster prezentował się jak prawdziwy wesołek. 
Udaliśmy się wszyscy na plac. Zamknęłam za końmi bramkę i usiadłam na ogrodzeniu, żeby popatrzeć na rozgrzewkę. 
Dziewczyny starały się być od siebie jak najdalej, żeby nie dawać koniom powodów do wszelakich niecnych uczynków, jak podgryzanie kolegi. Stępowały na kontakcie, w dość szybkim tempie. Koniska powoli zaczynały się skupiać, ale kluczowe jest tu słowo „powoli”. Ciągle miały coś do powiedzenia, ale były to raczej „nie chce mi się” i „sama sobie biegaj”, więc dziewczyny nie przejmowały się aż tak bardzo i tylko wymyślały nowe ćwiczenia, żeby jakoś zainteresować rumaki. Zaczęło się robić coraz ciekawiej, jednak w pozytywnym sensie. Obydwa piękne gniadosze stopniowo odpuszczały, a amazonki zdecydowały się na kłus. Wtedy było już niemal zupełnie dobrze. 
Widziałam jak Lone cały czas drepta ze stulonymi uszami, ale on robi to zawsze, więc tylko uśmiechnełam się pod nosem i pokiwałam głową. Konik na swój charakter, ale przy tym jest strasznie utalentowany i trzeba ten diamencik koniecznie oszlifować. Bernice była do tego odpowiednią osobą. Fajnie sobie z nim radziła i miałam wrażenie, że Lonestar niechętnie przekonuje się, że jej towarzystwo nie tylko mu nie przeszkadza, ale jest całkiem miłe. Wystarczyło popatrzeć jak szybko reaguje na jej polecenia i jak bardzo zaczyna się starać. Pięknie się zganaszował i kłusował z energią, wyciągając kopytka i angażując zad. 
Hulk wyglądał pod tym względem nieco gorzej, ale nie będę od niego wymagała pasażów, kiedy jest z niego rewelacyjny skoczek. Był trochę chaotyczny i sam nie wiedział co robić. Długo sprzeczał się z Audrey, chociaż widać było, że zaakceptował jej przywództwo. To były tylko drobne bunty, które właściwie nie miały specjalnego celu. Po prostu były, bo były zawsze. 
- Ustawisz nam drążki? - usłyszałam pytanie Bernice, która na chwilę zwolniła, przejeżdżając obok mnie.
- No pewnie, daj mi minutkę.
Zajęło mi to troszkę dłużej, ale jednak drążki (sztuk pięć) znalazły się na swoim miejscu. Na nich skupiała się Bernice, Audrey przejechała je może trzy razy. Hulk chyba cudem nie puknął kopytem w belkę w żadnych z tych przypadków. Lone'owi zdarzyło się to raz, przez co na chwilę wypadł z rytmu. 
Usunęłam drążki w bezpieczne miejsce, bo dziewczyny miały już zamiar galopować. 
Pierwszy poszedł Hulkbuster. Jego zagalopowanie było najbrzydsze w całej historii zagalopowań, ale za to miało moc. Jak zaczął to nie mógł skończyć przez trzy okrążenia, chociaż Drey próbowała go zwolnić już na początku. Bryknął kilka razy i dopiero potem zdecydował, że może już zacząć słuchać co do powiedzenia ma amazonka. Pocieszne konisko wyglądało później trochę jak osiołek. Zrelaksowany do granic możliwości galopował sobie powolutku, bez pośpiechu, a Drey tylko wzdychała, wymownie na mnie zerkając. Pośmiałam się trochę z Bernice, a później Hulk zszedł na środek na chwile stępa, kiedy Lonestar miał swoje pięć minut. Ślicznie przeszedł do wyższego chodu i równie pięknie pozwalał się wodzić w idealnym tempie po określonych przez amazonkę śladach placu. Biegali sobie też między przeszkodami, ale szybko skończyli. Lone nie miał jeszcze zbyt dobrej kondycji i Ber nie chciała go za bardzo męczyć. 
Obydwie zdążyły przegalopować koniska na dwie strony  przypomnieć im co to lotna zmiana nogi, więc przyszedł czas na skoki. 
Przeszkody były jeszcze niskie. Krzyżaczek, parę stacjonat, w tym szereg z trzech, oksery i dobulebarre. 
Na pierwszy ogień miał iść Hulk, który był już w obojowym nastroju, Dobrze wiedział, że zaraz będzie mógł poskakać i napawało go to zupełnie nową energią. Drey była pewna siebie, a koń to wyczuwał. Zagalopowali ze stój i najechali na najniższą przeszkodę – krzyżanka, przy której koń wybił się jak do dwumetrowego płotka. Pogalopował dalej, ale nie wyglądało to najlepiej, kiedy on chciał pędzić na złamanie karku, a amazonka wręcz przeciwnie. By jakoś go opanować postawiła na kręcenie wolt tak długo, aż się nie opanuje. Początkowo mocno się buntował, stanął nawet dęba, ale w końcu odpuścił. Od tej pory reszta przeszkód wychodziła mu o wiele lepiej, chociaż i tak trochę koślawo. Hulk zdecydowanie wolałby coś większego, stwierdził, że takie wypierdki jednak uwłaczają jego godności. 
Innego zdania był Lonestar, który pokazał się od możliwie najlepszej strony. Chociaż i tak miał stulone uszy, pięknie zgrał się z Bernice i razem wyglądali genialnie. Koń przewidywał każdy jej kolejny ruch i dostosowywał się do jej myśli. Co prawa jego skoki były raczej leniwe i nie wkładał w nie zbyt wiele energii, to jednak samo jego zachowanie i piękne wyciąganie szyi, robiło na mnie pozytywne wrażenie. 
Podwyższyłam poprzeczki, dzięki czemu ustawione były teraz na 120 centymetrów. Hulk jak zwykle miał pierwszeństwo, w sumie sama nie wiem dlaczego. Tak po prostu było. Zaczął się ekscytować, przez co Drey trochę dłużej go przetrzymała wolno kłusując po pierwszym śladzie. Odpuścił bardzo szybko i mogli już zaczynać. Na pierwszą przeszkodę wybrali doublebarre'a. Koń mocno się wybił, widać było, że robi to z wielką chęcią i energią. Pięknie podkurczył nóżki i wyciągnął przed siebie głowę. Drey powiedziała coś w stylu „dobry koń!” i pokierowała go na stacjonatę. Poszła mu równie dobrze, a kolejne dwa przeszkody na skok-wyskok wyglądały w jego wykonaniu naprawdę rewelacyjnie. Ogier był zaangażowany w swoja pracę i dawał z siebie 100%, przy czym wyglądał na rozluźnionego. Naprawdę świetnie się go oglądało. Tym bardziej, że odpuścił już sobie te wszystkie bunty i zupełnie skupił się na tym, co ma robić. 
Kiedy skończył został wyklepany, a kiedy po kółeczku kłusa do mnie podjechali, dodatkowo wymiziałam go po pyszczku. Ale Drey zatrzymała się tylko na chwilę, później zaczęła stępować z boku, by nikomu nie przeszkadzać. 
Przyszła pora na Lonestara. Ogier zachowywał się tak samo dobrze jak jego poprzednik. Z tym drobnym szczegółem, że był taki już od zakłusowania i aż do końca. 
Pierwszy skok może nie był najładniejszy, bo nie za bardzo udało im się ocenić wysokość. Lone wybił się trochę za słabo i głośno puknął w belkę, która jednak nie spadła. Chociaż na chwilę przestał się skupiać i zaraz po lądowaniu postawił kilka bardzo niepewnych kroków, Bernice szybko go ogarnęła. Kolejne przeszkody pokonali już w świetnym stylu i bez żadnych błędów. Ne mierzyłam czasu, ale wydawało mi się nawet, że Lone przejechał parkur trochę sprawniej, w sensie szybciej. 
Chwila przerwy na podniesienie poprzeczki. Ale było to już tylko dla Hulka. Bernice stwierdziła, że jej konikowi już wystarczy i najwyżej następnym razem przyłożą się bardziej. Oczywiście zaakceptowałyśmy i życzyłyśmy miłej drogi do stajni. 
Przeszkody miały wtedy jakieś 150 cm. 
Przez chwilę ćwiczyli cofanie, żeby dłużej odsapnąć przed najtrudniejszą częścią. Później zwroty na zadzie no i się zaczęło. 
Drey spięła konia do galopu ze stępa i najechała na pierwszą przeszkodę, którą tym razem stanowił okser. Koń sobie stęknął, ale wybił się przepięknie. Technicznie też wyglądało to mega i byłam dumna, że taki koń mieszka w mojej stajni. Popsuł to brykiem po lądowaniu, czym prawie rozwalił stojącą obok inną przeszkodę...
No ale nic, Drey uspokoiła i pojechali dalej. Dalej było tylko ładniej. Hulk jak chciał to potrafił. Wyglądał jak zawodowiec, bo właściwie zawodowcem był. Nie zawahał się ani razu, nie wyłamał, nie strącił belki. Raz zdarzyło mu się lekko puknąć, ale to było naprawdę ledwie dosłyszalne. Audrey przed każdą przeszkodą dawała mu jeszcze mocniejszy impuls, czasem sobie krzyknęła, coby go mocniej zmotywować. A ogier śmigał jak ta lala i nie myślał już o wygłupach. Był skupiony, pewny siebie, energiczny. Taki jaki być powinien. 
Po ostatniej przeszkodzie Drey porządnie go wyklepała. Później trochę pokłusowała między stojakami.
- Wiesz co, na stępa pojadę sobie do lasku. Otworzysz nam? - zwróciła się do mnie, a na pomysł zareagował bardzo radośnie. Konik bardzo, ale to bardzo zasłużył na spacer.
Chwilę stałam na ścieżce i patrzyłam jak na luźnej wodzy idą sobie w dal. 
Później poszłam do stajni. Bernice akurat wychodziła z siodlarni z marchewką dla Lone'a, więc poszłam z nią. Koń nie był nawet aż taki zły z powodu naszego towarzystwa. Może się chłopak powoli cywilizuje. 
Kiedy Drey wróciła z Hulkiem, jemu też dałysmy marchewkę, a później poszłyśmy na ciastka i colę do  kuchenki przy stajni. W telewizji akurat lecieli „Chirurdzy”, więc przesiedziałyśmy tam chwilę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz