The Pink Pistol & Sky
Dzisiejszy dzień nie był specjalnie upalny, toteż po szkole Sky namówiła mnie na mały trening skokowy. Wybrałyśmy dwie nowe klaczki – Pistol i Imperial Rush, z tymże ta druga była już właściwie całkiem doświadczoną kobyłką.
W miarę szybko poradziłyśmy sobie z czyszczeniem i siodłaniem, bo już po 10 minutach stałyśmy przed stajnią i czekałyśmy aż Zen przejedzie traktorkiem, odsłaniając nam drogę do schodków. Kiedy w końcu wsiadłyśmy ruszyłyśmy w drogę na plac, jednocześnie ustawiając sobie odpowiednią długość puślisk.
Siedziałam na Rush po raz pierwszy w życiu, więc testowałyśmy się wzajemnie, czekałyśmy na ruch tej drugiej. Klacz była wyjątkowo grzeczna i z zaciekawieniem wyczekiwała na polecenia, które wykonywała od razu i poprawnie. Zauważyłam, że jest bardzo czuła na sygnały i miękka w pysku. Na chwilę pożałowałam, że mamy dziś skakać, a nie się dresażować, ale wszystko da się pogodzić.
Weszłyśmy na otwarty plac, a później Sky próbowała zamknąć furtkę z grzbietu Pistol, co udało się dopiero przy czwartej próbie. Pistol wierciła się i nie potrafiła ustać w miejscu przez dwie sekundy.
Ja w tym czasie wjechałam z Rush na pierwszy ślad na luźniejszej wodzy, którą zaczęłam sobie po chwili delikatnie skracać, jednocześnie mobilizując klacz łydkami do szybszego marszu. Była zadowolona i chętnie przyspieszała. Kiedy dołączyły do nas Valentine i Pistol widać było wielką różnicę w nastawieniu koni, bowiem siwa zupełnie nie chciała pracować. Wiła się pod siodłem i zapierała przed ruchem do przodu. Valentine wiedziała, że tak będzie i nie dała się zdominować. Zamiast tego konsekwentnie działała pomocami, aż w końcu wypracowała od Pistol żwawy stęp. Niezadowolona klacz szła co prawda po pierwszym śladzie i to dość energicznym chodem, ale stale machała głową i próbowała wyrwać amazonce wodze.
Obydwie wykonywałyśmy mnóstwo wolt i wężyków a także slalomów między kilkoma rozstawionymi na placu przeszkodami. Po może dziesięciu minutach zakłusowałyśmy. Przejście Rush było bardzo ładne, bo klacz od dawna czekała tylko na to by móc ruszyć biegiem, a Pistol przez chwilę tupała mocniej nogami i jeszcze przed zakłusowaniem bryknęła. Val wyszczerzyła się i zaśmiała radośnie, co tylko bardziej wkurzyło klaczkę.
W kłusie także robiłyśmy mnóstwo ćwiczeń, żeby jak najlepiej rozgrzać konie. Kiedy w pobliżu pojawił się Aiden poprosiłyśmy go o pomoc w rozstawieniu drążków. Rush chętnie najeżdżała na przeszkodę i ładnie podnosiła kopytka, nie traciła też tempa, ale jednak lepiej wychodziło to Pistol. Wkurzona na cały świat siwka przejeżdżała przez te drążki tak dynamicznie i z taką pasją, że nie można było od niej oderwać wzroku. Robiła to w ten sam sposób za każdym razem, a najeżdżałyśmy z różnych stron i różnych ścieżek. Rush chyba poczuła się trochę zawstydzona, bo gdy przyszedł czas na zagalopowanie to wystrzeliła spode mnie jak rakieta. Pozwoliłam jej na całe okrążenie takiego szaleństwa, zanim zwolniłam ją do spokojnego patataja. Była bardzo wygodna i jeździło się na niej z prawdziwą przyjemnością. Pistol i tym razem pozwoliła sobie na mały bunt przed zmianą chodu, bryknęła sobie jeszcze wyżej niż poprzednio i wyraziła swoje niezadowolenie głośnym parsknięciem. Ale galopowała i to naprawdę fajnie. Każda wybrała sobie połowę placu, żeby pogalopować na mniejszym kole i wypracować ładne wygięcia. Pistol była mniejsza i zwinniejsza, ale cały czas potwornie się spinała i wściekała, więc ćwiczenie lepiej wychodziło Rush. Klaczka pięknie mi się rozluźniła i uelastyczniła. Niezwłocznie reagowała na każe polecenie. Pistol dopiero później zaczęła odpuszczać – mniej więcej kiedy przyszło jej wykonać lotną zmianę nogi i potknęła się tak bardzo, że była bliska upadku. Zatrzymała się zdumiona, zamrugała oczami, westchnęła i od tego czasu chodziła już luźniej i lżej.
Miałyśmy na razie do dyspozycji pięć przeszkód, każda ustawiona na 50 cm. Dla naszych rączych rumaków to nie był żaden problem. Rush najechała na pierwszą stacjonatę spokojnym tempem, czekała na sygnał do wybicia, który otrzymała w najbardziej sprzyjającym momencie. Chętnie odbiła się od ziemi i prawie od razu wylądowała, bo przy takim małym wypierdku nie ma się co wysilać. Poklepałam ją i oddaliłam się, żeby zrobić miejsce drugiej parze. Pistol z kolei postanowiła być bardziej ambitna i odbiła się, jakby miała przed sobą półtora metrowego oksera. Ładnie wylądowała i wydając odgłosy jak jakaś maszyna parowa pogalopowała sobie dalej. Ja i Rush w tym czasie brałyśmy okrążenie, żeby uspokoić oddech przed serią skoków i kiedy wiedziałam, że jesteśmy gotowe, najechałyśmy na druga stacjonatę. Tym razem klacz bardziej się postarała i już nie odpuszczała nawet przy tak mało wymagających wyzwaniach. Nie wiedziałam jeszcze za dobrze jaki jest jej stosunek do sków, więc za każdym razem mocno jej pilnowałam i dawałam odpowiednie wskazówki. Szybko przekonałam się, że Rush skakać potrafi i sama świetnie wymierza sobie odległości, ale na w razie czego w odpowiednich momentach sygnalizowałam co trzeba pomocami. Po udanym skoku najechałyśmy na oksera, który również wyszedł nam świetnie, więc bez żadnych obaw skierowałyśmy się na szereg złożony z dwóch stacjonat. Po pierwszej czułam, że klacz słabnie i gdybym nie zareagowała możliwe, że miałybyśmy jakiś maleńki wypadek. Na szczęście dałyśmy radę i po chwili galopu po przeszkodach zwolniłyśmy do kłusa, by zobaczyć jak radzi sobie Pistol. A Pistol mknęła jak rasowy sportowiec i nie interesowało jej, że to wcale nie jest olimpiada i walka o złoto. Wybijała się silnie, leciała wysoooko, a potem lądowała i bez chwili na odsapnięcie przyspieszała, żeby szybciej dotrzeć do kolejnej przeszkody.
Aiden zwiększył nam wysokości do jednego metra. Tutaj Rush musiała się już mocniej skupić, a ja razem z nią, bo nie wiedziałam co nas czeka. Ale ruszyłyśmy odważnie na stacjonatę numer jeden i pewnie odbiłyśmy się od ziemi, ale jednak zbyt lekko i belka spadła na ziemię. Ale przynajmniej wiedziałyśmy już, że musimy starać się bardziej. Klaczka nie była specjalnie lotna i trochę się zdenerwowała, jednak ostatecznie stwierdziła, że damy tym całym skokom drugą szansę. No i wybiłyśmy się silniej niż poprzednio. Udało się! Wylądowałyśmy bez zrzutki a zadowolona z siebie Rush dzielnie sama pobiegła do oksera, do którego też wybiła się już bez problemu, wiedząc ile należy użyć siły. Szereg poszedł nam dobrze, może nie rewelacyjnie, ale poprawnie.
The Pink Pistol nie mogła się doczekać zagalopowania i kiedy w końcu Val jej na to pozwoliła, klaczka ruszyła z kopyta i przeskoczyła przez pierwszą stacjonatę tak szybko, że musiałam kilkukrotnie zamrugać by ogarnąć rzeczywistość. Kolejną przeszkodę pokonała już wolniej na prośbę Val, która bała się, że przez taką szybkość Pistol będzie niedokładna i zrzuci drągi. Poradziły sobie świetnie, tak samo jak z okserem i później szeregiem. Została porządnie wyklepana i zwolniły do kłusa. Po chwili przerwy obydwie skoczyłyśmy sobie po stacjonacie wyższej o 5 cm i później długo kłusowałyśmy na placu, jeszcze po razie przejeżdżając przez drążki, ale to już na luźniejszej wodzy, działając jedynie dosiadem.
Rozstępowałyśmy klaczki, a gdy już odsapnęły odprowadziłyśmy je pod stajnię, gdzie zsiadłyśmy, a potem zaprowadziłyśmy je do boksów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz