środa, 24 kwietnia 2019

87. (skoki) Omega Red, Stradivarius

Detalli & Omega Red
Ruska & Stradivarius
Alex

Dni były coraz bardziej upalne,  dlatego wybraliśmy się na trening o 8:00 rano. Jakimś cudem moja siostra dała się ubłagać żeby pojeździć ze mną. Choć postawiła jeden warunek.  Koniecznie chciała dosiąść Omegi, a ja chętnie na to przystałam.
- No już, wcinaj gofry i idziemy do stajni. - Wyszczerzyłam się do niej.
Wywróciła oczami, ale dokończyła śniadanie  w ekspresowym tempie i za chwilę wyszłyśmy z domu. Konie przyjaźnie zarżały na nasz widok. Zaraz się rozstałyśmy, ponieważ ja ruszyłam do stajni ogierów, a Detali do klaczy. Mój kochany karusek był dziś w dobrym nastroju.  Dopraszał się o głaskanie i ukradł mi z kieszeni marchewkę. Na chwilę go zostawiłam, żeby przynieść sobie sprzęt. Postanowiłam wypróbować nowe siodło skokowe. Wzięłam też piękny czaprak w herbaciane róże, który ostatnio kupiła Meg. Gdy wróciłam,  Stradi był mniej wesoły, ale wciąż pozwolił mi się wyczyścić i osiodłać. Minęło może 10 minut kiedy wyprowadziłam go z boksu i skierowaliśmy się prosto na halę.
Mojej siostry i kasztanki jeszcze tam nie było, dlatego na spokojnie podciągnęłam popręg i ustawiłam sobie strzemiona. Gdy wsiadłam ,nagle zjawiło się nasze towarzystwo i Stradi ruszył z miejsca kłusem, zrzucając mnie na ziemię.
- Koniu! -  krzyknęłam, krzywiąc się z bólu.
Koń jednak nic sobie z tego nie robił i biegał po hali, zarzucając radośnie głową. Omega patrzyła na to niewzruszona, a moja siostra prawie udusiła się ze śmiechu. 
Podniosłam się i zaczęłam gonić ogiera. Ten jednak miał nastrój do zabawy i uciekał mi przez dłuższą chwilę. Zanim go złapałam Det zdołała już wsiąść i wykonać pierwsze okrążenie stępem. 
Stradi wiedział, że nie jestem z niego zadowolona, dlatego od tamtej chwili zachowywał się nienagannie. Gdy usadowiłam się w siodle ruszył żwawym stępem. Zerknęłam na parę obok i z zadowoleniem zauważyłam, że Omega także jest bardzo grzeczna. 
Stępowaliśmy po całej hali, wykonując przeróżne ćwiczenia rozciągające. Było mnóstwo volt i wężyków, a także serpentyny i zmiany kierunku. Pilnowałyśmy by konie poruszały się rytmicznym tempem. W końcu przyszedł czas na kłus. Obydwa konie miały dużo energii . Wykonywały nasze polecenia z wielkim zaangażowaniem. Na szczęście po wczorajszym treningu zostało trochę malutkich przeszkód i kilka drągów rozłożonych na ziemi. Przejeżdżaliśmy sobie po nich na zmianę. Koniska wysoko podnosiły nogi i nie próbowały nawet uciekać na boki. Jeśli chodzi o przeszkody raz było lepiej raz gorzej. Chciałyśmy skakać z kłusa, ale nasze rumaki bolały gallop. Przez to czasami się kłóciliśmy, ale wkrótce odpuściły sobie walkę o dominację. Kiedy mogliśmy już zagalopować były przeszczęśliwe. Pozwoliłyśmy im na odrobinę szaleństwa. Po pierwszym śladzie  galopowałyśmy na nieco luźniejszych wodzach. To skończyło się kilkoma brykami szczęścia. 
W końcu zrzuciły trochę tej energii i znowu zaczęły być stuprocentowo grzeczne. Wtedy na hali pojawił się Alex. Zdziwiona zapytałam co tu robi a on tylko spojrzał na Detalli. 
- Poprosiłam żeby postawił nam przeszkody - powiedziała z rozbawionym uśmiechem.
- Mi nigdy nie pomaga...  - Zrobiłam obrażoną minę, którą i tak nikt się nie przejął.
Det się tylko zaśmiała i ruszyła kłusem. Alex natomiast zabrał się za podnoszenie drągów. 
Po kilku minutach mogłyśmy rozpocząć skoki z galopu. Stradi aż się do tego palił, ale to Omega miała skakać pierwsza. 
Miała do dyspozycji 5 przeszkód o wysokości mniej więcej 100 cm. Detali przejechała kłusem pomiędzy nimi żeby ustalić sobie trasę. Gdy była gotowa, zagalopowała i najechała na pierwszą stacjonatę. Omega niepotrzebnie przyspieszyła, ale była zbyt szczęśliwa, żeby poruszać się tak wolno, jak chciała amazonka. Pierwszy skok wyszedł jej przez to trochę zbyt długi, ale szybko się opanowała.  Moja siostra pilnowała żeby klacz pokonywała odpowiednią ilość kroków przed przeszkodą i mogła się wybić w najbardziej odpowiednim miejscu. Omega się już nie kłóciła tylko wykonywała jej polecenia, a efekty powodowały uśmiech na mojej twarzy. Uwielbiałam patrzeć jak ta kasztanka skacze, ma do tego prawdziwy talent. Pokonywała jedną przeszkodę za drugą, wyglądając przy tym idealnie. Za każdym razem miała spory zapas. Świetnie wyrabiała się nawet na ostrych zakrętach.
W końcu przyszedł czas na mnie i Stradivariusa. Młody ogier aż palił się do roboty. Miałam spory problem z utrzymaniem go w ryzach. Przed najazdem na pierwszą przeszkodę musiałam zrobić sporą voltę żeby go uspokoić. To na szczęście przyniosło oczekiwany rezultat. Koń zrozumiał o co mi chodzi i starał się nie szarżować. Skakał bardzo płynnie i natychmiast reagował na moje wskazówki. Cały czas czujnie obserwował otoczenie i słuchał co mam mu do powiedzenia. Gdy skończyliśmy przejazd byłam bardzo dumna i od razu go poklepałam.
Alex podniósł nasze poprzeczki o kolejne 15 cm, a w tym czasie my  kłusowałyśmy dookoła.
Tym razem to miałam ja mam jechać pierwsza. Stradivarius był już spokojniejszy i łatwiej było mi go opanować. Grzecznie wykonywał polecenia i utrzymał takie tempo, jakie ja chciałam. Chociaż przeszkody były wyższe jemu nie robiło to różnicy. Skakał z równie wielkim zaangażowaniem i łatwością. Czasami wybijał się trochę zbyt mocno, ale lepiej za mocno niż za słabo. Był też teraz bardziej rozluźniony, dlatego zakręty pokonywał jeszcze lepiej. 
W momencie gdy my przeszliśmy do kłusa omega i Detalli zagalopowały. Klacz trochę poparskała i z buzującą energią ruszyła na pierwszą przeszkodę. Tym razem był to okser. Omega przeskoczyła go bez najmniejszego problemu. Miała ogromny zapas, a ona sama pięknie  składała się do skoku. Uwielbiałam jej technikę. Mknęła jak burza pokonując kolejne przeszkody jakby były niziutkim płotkami. 
- To co? Jeszcze trochę wyżej? - zapytałam.
Detali pokiwała głową i skinęła na Alexa. Chłopak bez szemrania ruszył do pracy. Nie mogłam się temu nadziwić, ale postanowiłam się nie odzywać. Może cuda się zdarzają.
Stępowałyśmy sobie między przeszkodami i czekałyśmy.
W końcu wszystko było gotowe i Omega jako pierwsza rozpoczęła przejazd. Przy pierwszej przeszkodzie chyba źle oceniła wysokość, bo niemal zarzuciła drąg i głośno stęknęła po lądowaniu. Ale potrafiła uczyć się na swoich błędach i od tamtej pory skakała bez zarzutów. Może teraz nie miała już takiego zapasu, ale nadal wyglądała rewelacyjnie i nie zrzuciła ani jednej poprzeczki. Detalli poklepała ją za dobrą robotę i życzyła nam powodzenia.
Wypchnęłam konia do galopu, a potem wszystko szło już jak z płatka. Stradi wciąż był pełen energii i ochoczo wybijał się przed kolejnymi przeszkodami. Czasami ledwo, ledwo, ale zawsze z dobrym rezultatem. Najgorzej poszło przy szeregu, gdzie prawie poplątał nogi. Ostatecznie jednak poszło mu dobrze.
Skakaliśmy jeszcze przez jakieś 15 minut. Konie były zachwycone, chociaż powoli opadały już z sił. Na koniec pokonaliśmy jeszcze po jednej, najwyższej karierze naszych koni przeszkodzie. Omega dała radę, ale Stradi zrzucił drąg. To nic. Wiedziałam, że to może być dla niego jeszcze zbyt wiele.
Trening oceniłabym za bardzo udany. Po powrocie do stajni nasze rumaki dostały trochę ciasteczek jabłkowych.